Leżałem na łóżku wpatrując się w sufit, myśląc nad sensem ludzkiego istnienia. No bo jaki był cel tworzenia takiego gatunku jak człowiek? Nie dość, że niszczymy planetę to większość z nas jest fałszywa i pełna nienawiści. Pewnie znajdą się jeszcze na tym świecie dobre duszyczki ale jest ich coraz mniej. Wszystkie wartości życiowe jak miłość, przyjaźń czy rodzina straciły sens. Teraz liczy się sława, pieniądze, popularność, ile kto ma polubień pod najnowszym zdjęciem na Instagramie. Niby idziemy do góry z technologią. Ludzie się zastanawiają kiedy ktoś stworzy latające samochody, ale po co nam to jak i tak wszyscy się staczamy?
Tak, zrobię wszystko żeby tylko się nie uczyć. Wzdycham głośno i cierpiętniczo po czym turlam się tak aby spaść z łóżka.
- Auć - z moich ust wydobywa się cichy jęk oraz kilka niecenzuralnych słów zanim podniosłem się z podłogi. Nie wiedziałem, że moje łóżko jest takie wysokie. Trzeba zapamiętać to na przyszłość.
Gdy już wstałem i otrzepałem się z niewidzialnego kurzu, skierowałem się na schody aby zejść na dół. Niestety, nawet tego nie potrafię zrobić. Już po krótkiej chwili moje nogi potknęły się o jakieś puchate coś, które zaczęło na mnie syczeć przez co zamiast zejść ze schodów, bardzo boleśnie się po nich przeturlałem.
- Kurwa - po raz drugi w tym dniu z moich ust wydobył się zduszony jęk. Mam tylko nadzieję, że nic sobie nie złamałem.
- Michaelu Gordonie Cliffordzie! - usłyszałem nad sobą wrzask mojej kochanej rodzicielki. - Słownictwo!
Miałem jej odpowiedzieć gdy nagle przed moją twarzą pojawiła się jakaś szczurowata mordka z długimi wąsami i wielkimi jak piłki do tenisa oczami. Z mojego gardła wydobył się przeraźliwy wrzask. W ciągu pięciu sekund znalazłem się na nogach chowając swoje cztery litery za kobietą, która była lekko zdezorientowana.
- M-M-Mamo! Potwór! - krzyknąłem przytulając się do jej pleców tak mocno, że ledwo mogła oddychać.
- Michael puść mnie do jasnej ciasnej! - próbowała się wyrwać ale ja jeszcze bardziej do niej przylgnąłem. - No Mikey chcesz swoją matkę udusić? Kto Ci będzie robił obiady hmm? - powiedziała z trudem, wyplątując się z moich ramion. - To tylko kot, przecież nie ma się czego bać.
- Tym bardziej, mamo! Trzeba to dzieło szatana wyrzucić na zbity pysk zanim nas wszystkich pozabija! - pisnąłem mało męsko .
- Jezu Michael daj spokój. - spojrzała na mnie spod byka. - Spójrz na jego słodką mordkę, znalazłam go gdy wracałam z zakupów. Jest tak zimno a on się tak trząsł biedny. - westchnęła patrząc mi prosto w oczy. - Jak chcesz to wyrzuć go za drzwi, już go nakarmiłam więc to ty będziesz miał go na sumieniu. - wzruszyła beztrosko ramionami. Co za kobieta. Pierw sprowadza do domu jakieś nie wiadomo co a teraz to ja mam tego szczura wyrzucić. Co za tupet!
Nie zastanawiając się ani chwili dłużej podszedłem do drzwi frontowych i otworzyłem je na ościerz patrząc prosto w oczy tego mordercy. Poczułem momentalnie na karku powiew lodowatego wiatru i się wzdrygnąłem. Z prędkością światła zamknąłem drzwi spoglądając na bestie z nienawiścią i mordem w oczach. Ten potwór tylko się na mnie spojrzał maślanymi oczkami, wstał, wypiął się na mnie i poszedł w głąb mieszkania.
- Cholerny szczurzowaty, diabelski, okropny, przerażający, śmierdzący..... - zacząłem wyliczać obelgi dla tego czegoś dopóki z kuchni nie dobiegł do mnie krzyk kobiety.