Siedziałem w salonie na mięciutkiej kanapie przykryty moim ulubionym turkusowym kocem. Co jakiś czas się odkrywałem gdy robiło mi się za gorąco, po czym ponownie przykrywałem kiedy chłodne powietrze owiewało moje rozgrzane ciało i tak w kółko. W tle leciał jakiś film akcji ale nie potrafiłem się na nim skupić. Moje myśli za to krążyły wokół pewnego blondyna, na którego czekam już jakąś godzinę.
Naprawdę nie mam pojęcia co mogło go zatrzymać na tak długo bo na pewno nie zakupy. Nie ukrywam, że zaczynałem już powoli odchodzić od zmysłów, ponieważ mój mózg zaczął tworzyć te najgorsze i najczarniejsze scenariusze, które mogły mu się przytrafić. Mam tylko nadzieję, że nic mu się nie stało bo potrzebuje tego syropu.
Jak na zawołanie usłyszałem dość głośne i szybkie pikanie co oznaczało, że mierzenie temperatury dobiegło końca. Powoli podniosłem się ociężale w górę na łokciach i wyjąłem z lekkim trudem termometr spod pachy. Przekląłem siarczyście zrzucając z siebie koc gdy ujrzałem piękną cyfrę trzydzieści osiem.
Ślamazarnym ruchem zdjąłem ze swojego spoconego ciała koszulkę usadawiając się wygodniej na posłaniu. Sięgnąłem po pilota oddychając ciężko i gdy miałem go w swoich rękach rozpocząłem podróż po kanałach, wyłączając tym samym ten badziewny film, który wprawiał mnie w ból głowy. Po jakimś czasie na ekranie pojawiła się kobieta, w eleganckim szarym garniturze, w tle której było ogromne zamieszanie. Momentalnie wstrzymałem oddech i dosłownie czułem jak oblewa mnie tym razem zimny pot.
"Witam. Nazywam się Stephanie Quinn i właśnie znajdujemy się na miejscu wypadku samochodowego. Z tego co udało nam się dowiedzieć od okolicznych świadków, przed auto mężczyzny wybiegło małe dziecko i gdyby nie szybka reakcja kierowcy dziecko prawdopodobnie zginęłoby na miejscu. Przed chwilą karetka zabrała mężczyznę do szpitala i walczą o jego życie, gdyż jest on w krytycznym stanie. Po mojej głowie ciągle krąży tylko pytanie "Gdzie są rodzice dziecka?". Niestety prawdopodobnie w przypływie strachu dziecko uciekło z miejsca zdarzenia ale policja się wszystkim zajmuje... "
Dalej nie byłem wstanie słuchać, więc pospiesznie wyłączyłem telewizor przez co w pokoju zapanowała całkowita ciemność. To jednak nie była najlepsza decyzja, ponieważ w mojej głowie zapanował okrutny chaos. Gdzie jest cholerny Luke? Gdzie są moje cholerne leki? Gdzie. On. Kurwa. Jest.
Z prędkością światła chwyciłem za telefon, na którym nie było żadnej wiadomości więc od razu wybrałem numer chłopaka nie zawracając sobie głowy pisaniem tysięcznej wiadomości na którą i tak pewnie nie dostanę odpowiedzi.
Pierwszy sygnał....
Drugi sygnał...
Trzeci sygnał....
Czwarty sygnał.....
- Tu poczta głosowa. Po sygnale zostaw wiadomość. - usłyszałem kiedy już miałem naciskać na czerwoną słuchawkę.
- Zaje-kurwa-biście. - warknąłem rzucając urządzenie na kanapę.
Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej, sięgnąłem po swoją koszulkę, którą wcześniej ściągnąłem gdy było mi za gorąco i założyłem ją szybko przez głowę to samo robiąc z bluzą, która była przewieszona przez oparcie. Ignorując ból głowy oraz wciąż towarzyszącą mi gorączkę ruszyłem do korytarza, w którym nałożyłem buty i kurtkę. Wróciłem się jeszcze szybko po telefon, gotowy do wyjścia z rozmachem otworzyłem drzwi wejściowe i momentalnie zamarłem.
- M-Michael. O Boże ale ty okropnie wyglądasz. Wybierasz się gdzieś w... - gdy otrząsnąłem się z szoku, nie pozwoliłem mu dokończyć przekraczając dzielącą nas odległość i rzucając się, dosłownie, w jego ramiona. Bez większego namysłu wskoczyłem na blondyna oplatając go w pasie moimi nogami oraz ułożyłem głowę w zagłębieniu jego szyi zaciągając się jego zapachem a z moich oczu automatycznie zaczęły wypływać słone łzy.