𝙿𝚁𝙾𝙻𝙾𝙶

773 48 3
                                    

Tak dla jasności:

- (y/n) - your name;  - (l/n) - last name, 

- (h/c) - hari color;  - (e/c) - eye color, 

- (f/c) - favorite color;  - (b/f/n) - best friend name,

- (f/cu) - favorite country. 

Enjoy!

***

— Dzięki za dzisiaj! Lepszej imprezy nie mogliśmy mieć! — (b/f/n) przytuliła mnie do siebie mocno

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Dzięki za dzisiaj! Lepszej imprezy nie mogliśmy mieć! — (b/f/n) przytuliła mnie do siebie mocno. Pomachała mi po raz ostatni, po czym przeszła przez furtkę ogrodową lekko chwiejnym, ale żwawym krokiem. Uśmiechnęłam się na ten widok pod nosem - wiedziałam, że te piwo nie było w stu procentach bezalkoholowe! 

Ustałam na środku ogrodu, podparłam biodra rękami i zmierzyłam wszystko krytycznym spojrzeniem. (b/f/n) była ostatnią osobą, która opuściła moje przyjęcie z okazji rozpoczęcia lata. A mi, jako gospodarzowi domówki, przypadł zaszczyt posprzątania po całym towarzystwie. Nie byłam wielką fanką potańcówek, więc rzadko kiedy na nie chodziłam, a jeszcze rzadziej sama organizowałam. Dlatego stan mojego ogrodu wprawił mnie w przerażenie, a fakt, że dziesięcioro siedemnastoletnich i osiemnastoletnich osób jest w stanie idealnie odwzorować huragan, wywołał we mnie ogromne zaskoczenie i niezdrowy podziw. Zbliżający się wieczór także nie tworzył idealnych warunków do podwórkowych porządków. Jednak musiałam to zrobić. Pewne było, że jutro - przy ''świątecznej niedzieli'' - nie będzie chciało mi się jeszcze bardziej. Nie sprzyjała również wizja powitania nowego dnia z kacem - mniejszy czy większy, na pewno będziemy mieli okazję się lepiej poznać.  

Westchnęłam głośno. Związałam swoje (h/c) w ścisłego, wysokiego kucyka i wzięłam się za porządkowanie stołów. W następnej kolejności, zabrałam się za zbieranie śmieci z ziemi oraz tarasu, powyławianie z basenu wszystkich wodnych zabawek oraz spuszczenie z nich powietrza, a  potem pochowanie wszystkich tych (i innych) rzeczy do garażu. Na szarym końcu przyszło włożenie masy brudnych naczyń do zmywarki, a te, które się nie zmieściły albo nie nadawały na taki sposób mycia - wyszorowałam w rękach.  

Zadowolona z siebie, usiadłam na jednym z wiklinowych krzeseł na tarasie. W ręku trzymałam wysoką szklankę wypełnioną lodem oraz jasnożółtą lemoniadą. Kilkanaście kroków ode mnie w prawo, stał duży, metalowy grill w jasnobrązowym kolorze z ciekawymi wzrokami oraz urokliwej nazwie Afrodyta. Zażyło się w nim delikatnie, a na ruszcie piekły się powoli trzy kiełbaski z serem. Zostały mi one z imprezy i nie opłacało się ich zostawiać - jutro nadawały by się do wyrzucenia. A że jestem wielkim przeciwnikiem marnowania jedzenia, postanowiłam - mimo późnej pory - upiec je sobie, rozkoszując się przy tym tak głośno, jak tylko się da, starając się doprowadzić tym moich kochanych sąsiadów do białej gorączki. 

Nagle, usłyszałam jakiś krzyk. Wydawał się on dziwnie przytłumiony. Jednak, z sekundy na sekundę, stawał się coraz głośniejszy i wyraźniejszy. Fuknęłam zirytowana pod nosem. Zapewne moi znajomi zza płotu znowu nakrzyczeli na swojego czteroletniego synka. Na cholerę robić sobie dziecko, skoro nie umie się nim potem porządnie zająć?! Odgłos jednak nie ustawał. Wręcz przeciwnie! Zdawało mi się nawet, że był coraz bliżej... Mnie? 

Odruchowo spojrzałam do góry, w niebo. Następną rzeczą, którą zarejestrowałam, była wymykająca mi się z dłoni szklanka, dźwięk tłuczonego szkła oraz ciecz spływająca po mojej nodze.


𝙴𝚕𝚏  𝚙𝚛𝚘𝚜𝚝𝚘  𝚣  𝚗𝚒𝚎𝚋𝚊 || 𝐋𝐞𝐨 𝐕𝐚𝐥𝐝𝐞𝐳 𝐱 𝐑𝐞𝐚𝐝𝐞𝐫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz