Akurat zaczęłam jeść jeden z kawałków pizzy, kiedy do salonu wmaszerował Leo. Wyglądał co najmniej śmiesznie w danych przeze mnie ubraniach, które okazały się być za duże, postrzępionych włosach i tym swoim dziwnym uśmiechu przyklejonym na twarz.
— Nie wiedziałem, że chodzisz w takich dużych ciuchach — odezwał się, zajmując miejsce na pufie, znajdującej się po przekątnej do fotela, w którym się usadowiłam. Kiwnęłam głową w stronę talerza na stoliku, dając mu niemy znak, że to dla niego. — Wydajesz się mniejsza, a tutaj taki worek — ciągnął dalej, chwytając materiał między palce. Momentalnie nabrałam ochoty na wsadzenie mu pizzy do gardła i patrzenia, jak się dusi. — Paradoksalnie, te majki są strasznie małe...
— Nie moja wina, że bardziej przypominasz krasnala ogrodowego niż chłopaka — warknęłam mlaskając, uważając jednocześnie, żeby pokarm nie uleciał mi z buzi. — Bluzka i spodnie nie są moje, a bielizny dałam ci kilka par, miałeś sobie wybrać najbardziej pasujące. Zresztą, powinieneś być wdzięczny, że postanowiłam poświęcić jakikolwiek materiał na skarżenie twoją osobą. A teraz jeszcze karmię cię moimi ostatkami! — dorzuciłam, widząc jak zatapia zęby w jedzeniu. Prychnęłam pod nosem, kiedy zdałam sobie sprawę, że Latynos nie ma w planach mi odpowiedzieć. Kontynuowałam konsumowanie, wpatrując się tym samym w podwórko, na które miałam doskonały widok. Podziękowałam sobie w duchu, że posprzątałam je od razu po imprezie, ponieważ teraz nie miałabym ani czasu, ani ochoty.
Brązowowłosy skończył jeść szybciej niż ja. Za swoje kolejne zajęcie obrał sobie przypatrywanie się mi. Ignorowałam go jednak przychodziło mi z powodzeniem. W pewnym momencie, na dworze zrobiło się ciemniej. Słońce schowało się za chmurami, a te z kolei zakryły całe niebo. Po kilku minutach zaczęło padać. Uśmiechnęłam się do siebie. Pierwszy deszcz tego upalnego lata. Wstałam z fotela i chwyciłam brudne naczynia. Pokierowałam się do kuchni, a tam schowałam je do zmywarki. W drodze powrotnej, zatrzymałam się przy balkonie. Ostrożnie otworzyłam szklane drzwi. W pomieszczeniu momentalnie pojawił się charakterystyczny zapach, a dźwięk odbijających się kropel przyjemnie szumiał w uszach.
— Dziękuję.
Podskoczyłam gwałtownie. Podniosłam zdziwione spojrzenie na chłopaka. Ciągle siedział w tym samym miejscu, tym razem jednak trochę dalej ode mnie. Wyprostował nogi, przez co jego stopy równały się z drzwiami balkonowymi. Od czasu do czasu spadały na nie pojedyncze krople deszczu. Nie zdawało mu się to jednak przeszkadzać. Leo nie patrzył na mnie, bawił się palcami i podobnie jak ja, wpatrywał się w przestrzeń.
— Dziękuję, że mnie przygarnęłaś i ogarnęłaś — kontynuował, najwyraźniej nie czekając na moją jakąkolwiek odpowiedź. — Nie zachowywałem się odpowiednio wobec ciebie i nie okazałem ci zbyt dużo wdzięczności. Ale dziękuję ci z całego serca. Mam u ciebie dług.
— Z grzeczności nie zaprzeczę — prychnęłam pod nosem. Chłopak przewrócił oczami, jednak nic nie dopowiedział na moją zaczepkę. Jęknęłam przeciągle w myślach. Zebrałam w sobie resztki swojego dobrego wychowania i dopowiedziałam:
— Wiesz, moja mama zawsze powtarzała mi, żeby pomagać ludziom. Nieważne, czy jest to ktoś z rodziny, przyjaciel czy nieznajomy. Bo może się zdarzyć, że będą częścią naszej historii tylko przez sekundę, a potem o nich zapominamy. I nie wiemy, co dzieje się w ich życiu. Bo może akurat widzimy ich w tej jednej chwili, kiedy są w dołu i potrzebują pomocnej dłoni, a tak naprawdę to oni bronią nas przed złem, przed wydarzeniami i rzeczami, o których istnieniu nie mamy pojęcia.
Przez chwilę panowała cisza. I tak jak ja siedziałam spokojnie i nareszcie od dwóch dni mogłam odetchnąć, napawając się umysłem wolnym od różnych myśli, tak Leo - wręcz przeciwnie. Po raz pierwszy siedział cicho, trochę skulony. Wyraz twarzy miał przeraźliwie poważny, przez co od razu wydał mi się o kilka lat starszy i... taki zmęczony? Mrugał rzadko, systematycznie zaciskając i rozluźniając szczękę. Zastanawiałam się, o czym myśli.
— Chcesz jakiś plasterek? Lub wodę utlenioną? — odezwałam się nagle, kiedy podczas przypatrywania się na twarz chłopaka, zauważyłam zadrapania, które zrobiły mu się od upadku i przypomniałam sobie o reszcie jego ran.
Latynos, wybity z własnych refleksji, podskoczył delikatnie i spojrzał na mnie dużymi oczami. Chwilę przetwarzał moje słowa, po czym na jego twarzy pojawił się uśmieszek, który ciężko mi było zinterpretować.
— Nie, dziękuję. Uwierz, bywało gorzej. — Po czym jego uśmiech poszerzył się delikatnie, a oczy zamgliły, jakby przypominał sobie jakąś sytuację. Prychnęłam, wywracając oczami.
— No, jak wypalasz takimi dzikimi tekstami i przezwiskami do jakiś dziewczyn, jak do mnie, to nie dziwię się, że dostajesz w papę.
Leo zaśmiał się tylko dźwięcznie, aby po chwili przyznać mi rację. Popatrzyłam na niego dziwnie.
W co ja się najlepszego wplątałam?
CZYTASZ
𝙴𝚕𝚏 𝚙𝚛𝚘𝚜𝚝𝚘 𝚣 𝚗𝚒𝚎𝚋𝚊 || 𝐋𝐞𝐨 𝐕𝐚𝐥𝐝𝐞𝐳 𝐱 𝐑𝐞𝐚𝐝𝐞𝐫
FanficTak czysto hipotetycznie... Zastanawialiście się kiedyś, jakbyś zareagowali, gdyby, pewnego pięknego, lipcowego wieczora, na wasz grill (na którym aktualnie smażyliście swoją ulubioną kiełbaskę) spadł elf niczym z orszaku latynoskiego Świętego Mikoł...