14 luty, piątek, 8 miesiąc pobytu w strefie Sary
Jak zwykle obudziło mnie walenie w rurę i gwałtownie zapalenie światła. Zmrużyłam oczy i wcisnęłam twarz w poduszkę. Wokół mnie słyszałam odgłosy rozmów, skrzypienie łóżek i kroki.
Nagle poczułam wilgoć. Uniosłam koc i prawie krzyknęłam. Całe moje łóżko było we krwi, wliczając spodnie i koszulę nocną. Przez pięć minut siedziałam w totalnym bezruchu, bo nie wiedziałam, co robić, ale potem zdjęłam spodnie i pobiegłam o części łazienkowej.
Poczułam wstyd, bo czułam, że moi znajomi odprowadzają mnie wzrokiem i zapewne zauważyli już plamę krwi na mojej koszuli nocnej. Na policzki wyskoczyły mi czerwone rumieńce wstydu, kiedy zaczęłam spierać krew z koszuli nocnej, bo wszystkie dziewczyny patrzyły się na mnie z ciekawością i niemałym rozbawieniem.
- Hej, hej. - usłyszałam za sobą głos.
Podskoczyłam z zaskoczenia i gwałtownie się odwróciłam. Zobaczyłam znajome, rude, włosy.
Claire stała przy mnie. Miała rozkopane włosy po śnie, wygniecioną koszulę nocną i uśmiech rozbawienia na twarzy. W rękach trzymała ciemne ubranie. Wcisnęła mi je w wolną rękę, nadal mokrą od wody.
- Obawiam się, że nie masz innych gatków niż te zakrwawione.
Krzywię się, kiedy rozwijam spodnie i dziękuję jej skinieniem głowy. Założyłam je i wróciłam do swojego łóżka, gdzie włożyłam swoją koszulę. Nawet nie zdążyłam sama się umyć, gdy musieliśmy już wychodzić.
Wyszliśmy na dwór i jak zwykle ustawiliśmy się w dwurzędzie. Dziś stałam z Gwesem.
Szef od straży od razu przeszedł do wyczytywania eksperymentów na dzisiaj. Okazało się, że tylko ja mam dziś eksperyment. Będę miała przywracaną moc w ręce. Wiem, że wczoraj w nocy przepisywałam listę i powinnam zauważyć, że na niej byłam, ale wtedy rozmawiałam jednocześnie z Claire i musiało mnie to nieco rozkojarzyć.
- Po śniadaniu ktoś po ciebie przyjdzie. - powiedział mi i machnął nam ręką na znak, że już skończył i możemy wracać.
- Dobrze, że biorą mnie po śniadaniu. - powiedziałam do Gwesa, który szedł ze mną krok w krok. - Będę mogła coś zjeść. Bardzo zgłodniałam od wczoraj.
Rzuca mi wesołe spojrzenie.
- Nie spodziewałem się, że pójdziesz po tą listę w nocy. - szepnął mi do ucha, gdy wchodziliśmy do bunkra. - Ale to dobrze. Nabrałaś trochę doświadczenia w nocnych eskapadach. Naprawdę jestem zadowolony, że to zrobiłaś i nie zostałaś złapana na gorącym uczynku.
Prycham i przystaję. Gwes też.
Pozostali mijają nas i wchodzą do bunkra dziennego na śniadanie.
- Jestem twoją Pucha. - powiedziałam cicho. - I chcę być przydatna Schopaz. Nie mogłam sobie pozwolić na zawalenie takiej łatwej misji.
- Cieszę się. Ale na razie nie szarżuj zbytnio. - idziemy wolnym krokiem w stronę bunkra dziennego. - Na razie rób to, co ci zleciłem.
Kiwnęłam głową.
Weszliśmy do bunkra i jak zwykle skierowaliśmy się o ostatniej ławki, przy której zawsze było wolne miejsce, bo nikt nie chciał siedzieć najdalej od innych. Dookoła nas ludzie rozmawiali ze sobą, śmiali się, byli dziś wyjątkowo weseli, uśmiechali się do siebie.
Ja też chciałam się uśmiechnąć, ale nie mogłam. Te miejsce skutecznie toczyło moje szczęście.
Od razu podano nam śniadanie. Każdy miał na talerzu dwie kromki chleba, kostkę masła, jeden plasterek szynki, dwa sera i trzy ćwiartki pomidora. Szybciutko opróżniłam talerz i wypiłam herbatę, którą dostaliśmy do śniadania. Potem z Gwesem rozmawialiśmy przez kilka minut o Clarie, kiedy nagle drzwi za nami otworzyły się ze zgrzytem i do pomieszczenia weszła bursztynowa agentka, Via.
- Sara Noavel. Do mnie. - powiedziała zimnym głosem. Wydawała się bardziej oziębła niż zwykle. Czyżby pokłóciła się z tym swoim Jonem?
Wstaję i podchodzę do niej. Jak zwykle ma na sobie przyciemnione okulary, włosy związane w idealny kok i nieskazitelnie czyste ciuchy.
- Jestem. - mówię cicho.
Pokazuje mi gestem, żebym wyszła przed nią. Gdy wychodziła, zamknęła drzwi i wrzuciła klucz do kieszeni swojego munduru.
- Idź.
Odwracam się tyłem do niej i idę szybkim krokiem w stronę centrum eksperymentalnego. Źle się z tym czułam, bo w każdej chwili mogła mi coś zrobić. Minęliśmy wszystkie pomniejsze bunkry i po chwili stanęłam przed strażnikami, który patrzyli na mnie z mieszanką pogardy i podejrzliwości.
- Otwórz drzwi. - odrzekła Via stojąca za mną. - Dziewczyna jest ze mną.
- Oh, pani Via! - niemal krzyknął strażnik. - Już was wpuszczamy.
Drzwi się otworzyły i moim oczom ukazał się znajomy, biały korytarz. Tym razem to Via mnie wyprzedziła i kazała iść za mną. Kluczyłyśmy wśród schodów i korytarzy, aż wreszcie doszłyśmy do sali, w której miałam wczoraj zabieg usunięcia zmodyfikowanych komórek.
Gdy tylko weszłyśmy do sali, ona odeszła, zamykając drzwi na klamkę. Zostałam sama w rękach Isaac'a. Kazał mi usiąść. Zobaczyłam na stole dwie strzykawki.
- Mógłbyś mi dziś nie podawać żadnych narkotyków? - spytałam prosto z mostu. - Nie będę ci przeszkadzać.
Isaac odwraca się do mnie i uśmiecha się tajemniczo.
- Dziś to drugie to nie narkotyki, a środek przeciwbólowy. Ale skoro tak ładnie mnie poprosiłaś to od razu przejdę do rzeczy. - mówi i bierze strzykawkę z czerwonym specyfikiem.
- Czyli będzie bardzo bolało? - zrobiło mi się sucho w ustach.
Isaac był już przy mnie i trzymał mnie za ramię. Spojrzał mi w oczy.
- Jak cholera.
Nim zdążyłam zareagować, wbił mi igłę w żyłę na ręce. Poczułam ból ukłucia i nic poza tym.
Isaac odwraca się i odchodzi do stołu ze strzykawkami, gdzie kładzie pustą.
- Za kilka godzin prawdopodobnie będziesz zwijać się z bólu. Proszę, nie zakłócaj krzykiem ciszy nocnej, bo to będzie niosło za sobą pewne... Przykre konsekwencje. Dla ciebie i twoich przyjaciół.
Zaciskam zęby. Przegrałam z nim. Po cholerę się odzywałam?! Gdybym była cicho, może zapobiegłabym prawdopodobnej tragedii.
- Czekaj tu na Vię. - powiedział i wyszedł z pomieszczenia. Nie traciłam dużo czasu na myślenie. Pobiegłam do stołu ze strzykawkami i zaaplikowałam tą, rzekomo przeciwbólową. Pustą strzykawkę położyłam obok pierwszej. Odetchnęłam z ulgą. Jeżeli Isaac nie kłamał, najpewniej zapobiegłam tragedii.
____________________________________________________________
Isaac wszedł do pomieszczenia po tym, jak Via zgarnęła Sararę. Tak jak się spodziewał, dziewczyna zaaplikowała sobie ,,środek przeciwbólowy", który tak naprawdę nim nie był. Uśmiechnął się do siebie. Teraz pozostało tylko czekać na efekty.
![](https://img.wattpad.com/cover/212986572-288-k462713.jpg)
YOU ARE READING
Closed Zone
FantasyDzień zrzucenia niewidzialnej ,,bomby", niespodziewanego ataku na niewinne istoty, od dawna planowany przez jednostkę J.D.S.O. . Przez dotkniętych działaniem tajnej broni ludzi zwana Szponem. Owa ,,bomba" wysłała niewyczuwalne promieniowanie, które...