15 luty, sobota, 8 miesiąc pobytu w strefie Sary
- Sararo. - usłyszałam cichy i stanowczy głos. Otworzyłam oczy. Leżałam na moim łóżku. Co było totalnie dziwne, nie pamiętałam nic od wczorajszej kolacji. Strasznie bolał mnie lewy bok głosy. Zobaczyłam na de mną twarz Gwesa. Wyrażała ona... Zawód?
Chciałam usiąść, ale nie mogłam. Tak, jakby... Spuszczam wzrok na moje ciało. Miałam związane ręce i nogi sznurem zrobionym z prześcieradła.
- Gwes, co do...
- Nic nie mów. - powiedział krótko. - Wiesz, co narobiłaś?
Nastaje długa niezręczna cisza.
- Wyjaśnij mi, co się stało! - warknęłam. - Co takiego zrobiłam?!
-Nic nie pamiętasz, co? W czasie wieczornej toalety rzuciłaś się na Saxona i zrobiłaś straszny raban. Nie wiem jak, ale skatowałaś go, tak, że krwawił. Strażnicy weszli w tej samej chwili, kiedy cię ogłuszyłem. Powiedzieli, że przez twoje zachowanie ukarają jedną osobę. Zabrali Claire.
Wpatruję się w niego osłupiała. Czy ja... Zdradziłam więźniów? Claire?
- Gwes, to nie byłam ja. To nie ja. Znasz mnie! Nigdy nie zrobiłabym czegoś na niekorzyść innych.
- Nie wiem co się z tobą działo. Ale muszę powiadomić o tym Abi. I wiesz mi, za to cię wywalą. Pozbywają się Pucha, którzy sprawiają problemy.
Nie. Nie. Tylko nie to. Tak starałam się, żeby tu dostać!
- Gwes, byłam wtedy pod wpływem jakichś substancji! - krzyczę. - Isaac musiał mi podstępem podsunąć psychotrop!
Spogląda na mnie smutno i z rozczarowaniem.
- Co z Claire?
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Gdy wymykam się z bunkra, jest już późno. Ja tak nie mogę. Poczułam na swojej skórze przyjemny powiew chłodu. Na zewnątrz powitały mnie egipskie ciemności.
Idę w stronę centrum eksperymentalnego. Gdy strażnicy mnie dostrzegają, jeden podbiega do mnie i mocno zaciska rękę na moim ramieniu.
- Co tu robisz o tej porze? Wracaj o bunkra! - krzyknął do mnie. - Masz trzy sekundy na powrót i to sprintem, albo prowadzę cię do Icaaca.
- Zrób to! - warknęłam odważnie. - To ja zawiniłam wczoraj i to ja poniosę karę. Nie Claire. Ją zostawcie.
Strażnik zaczyna się śmiać.
- Nie tobie o tym decydować, ale skoro tak prosisz. - popycha mnie w stronę ściany bunkra. Zeszliśmy z pasma oświetlenia i widoczności. Strażnik dociska mnie do ściany całym ciałem.
To co, przerażało mnie w nim najbardziej, to zarysy jego oczu. Czułam, że czai się w nich obłęd i pożądanie. Próbowałam odepchnąć gościa, a nawet zamachnęłam się, żeby kopnąć go w krocze, ale on złapał moją nogę pod kolanem. Kiedy zbliżał twarz do mojej, ja ostro szarpnęłam głową w prawo.
- Aleś ty nieśmiała. - Chwycił mnie pod brodę i obrócił mi głowę.
- Sean, co ty tyle tam z nią robisz? Pamiętaj, że nie możemy gwałcić tych odmieńców. - usłyszałam z oddali.
- Spokojnie. Już skończyłem. - odkleja się ode mnie. Wstrząsają mną dreszcze obrzydzenia. Gość, zwany Seanem, chwycił mnie za ramię. Zbliża usta do mojego ucha.
- Dokończymy innym razem. - szepnął mi na ucho. Odskoczyłam od niego obrzydzona.
Poprowadził mnie w stronę bunkrów i pozostawił pod drzwiami. Nadal byłam w głębokim szoku.
On tylko dotknął moich włosów tak, jak to robił Gwes.
- Zobaczymy się później, królowo śniegu. Mam nadzieję, że następnym razem uda mi się ciebie trochę... Rozpuścić? - zaśmiał się cicho i paskudnie.
Sean odszedł w ciemność, a ja zniknęłam w bunkrze, totalnie zapominając, po co poszłam z własnej woli do centrum eksperymentalnego.
......................................................................................................................
Była trzecia w nocy, a ja cicho płakałam.
Tak to wyglądało. Chlipnęłam cicho w poduszkę.
Przypomniałam sobie szachy. Kiedyś, tata nauczył mnie w nie grać. Są dwie armie. Tak jak dwie strony tutaj. Czarne J.D.S.O. i białe Szhopaz. Ja zostałam postawiona na planszę kilka tygodni temu. A teraz czarny pionek zmiótł mnie z planszy nawet nie wiedząc, że nie byłam zwykłym pionkiem. To mnie dobiło bardziej.
Przez Isaaca zostanę wydalona ze Schopaz, bo ,,robiłam zamieszanie", którego tak naprawdę... Nie robiłam. To było takie flustrujące! Jednak mimo tej całej załamki poczułam w sobie nową siłę. Przeze mnie Claire została porwana. Mam obowiązek jej pomóc. Wycieram rękawem mokre oczy i zakładam buty. Mam kilka godzin, aby namówić strażników, aby wpuścili mnie do środka. Mam gdzieś, co zrobi mi Sean. Uratuję Claire i zostanę w Schopaz.
Uśmiechnęłam się smutno. W myślach to brzmiało jak bajka. Zaraz zderzę się z rzeczywistością.
Ale nagle coś świta mi w głowie. Weszłam do bunkra dziennego i zabrałam wielkie, żelazne nożyce. No tak. Muszę się okaleczyć, żeby strażnicy pozwolili mi tam wejść. Jestem przecież dla nich zbyt cenna, zwłaszcza, że jeszcze nie wzięli ode mnie komórek na sprzedaż.
Przez chwilę zastanawiałam się, co sobie zrobić, tak, żeby wyglądało strasznie, ale bym zachowała przytomność.
Podjęłam decyzję, że okaleczę sobie twarz. Ręce mi dygotały, kiedy przykładałam ostrze do policzka. Poczułam na skórze zimny metal. Zaraz będzie bolało. I gdy już mam się zranić, słyszę głos za sobą.
- Nie rób tego.

YOU ARE READING
Closed Zone
FantasyDzień zrzucenia niewidzialnej ,,bomby", niespodziewanego ataku na niewinne istoty, od dawna planowany przez jednostkę J.D.S.O. . Przez dotkniętych działaniem tajnej broni ludzi zwana Szponem. Owa ,,bomba" wysłała niewyczuwalne promieniowanie, które...