Rozdział I

252 17 24
                                    

Do pomieszczenia wleciały chłodne podmuchy wiatru, tańcząc walca z pościelą leżącą bezwładnie na łożu. Drobinki kurzu unosiły się w każdym kącie, tchnięte życiem przez swojego powietrznego przyjaciela. Podmuch delikatnie pogłaskał również pofalowane włosy stojącego przy ogromnym oknie mężczyznę, który spokojnym wzrokiem, w skupieniu wpatrywał się w horyzont. Jego melancholijny wyraz twarzy nie zmieniał się przez długi czas, utonął we własnych myślach, w płynących powoli minutach, oczekując czyjegoś przybycia. Może z zewnątrz nie było to widoczne, tak naprawdę mężczyznę wypełniała ekscytacja. Sam nie pamiętał, czy kiedykolwiek czuł się równie niespokojnie, co teraz. Ciężko mu było stać na nogach z ożywienia, świeże powietrze utrzymywało go w przytomności.

Z niecierpliwością oczekiwał zjawienia się swojego gościa, cesarza Niemiec, z tytułu cesarza rzymskiego, z którym dane mu było pisywać listy przez ostatnie sześć lat, mniej lub bardziej formalne. Nie widział go jeszcze ani razu na oczy, lecz słowa jego świadczyły, iż bardzo zależy mu na spotkaniu.

Przybysz wraz ze swym orszakiem miał pojawić się po wizycie w kościele, gdyż umieszczone tam relikwie świętego męczennika Wojciecha były tak naprawdę celem jego pielgrzymki, a nie następująca po modlitwach i błaganiach trzydniowa biesiada. Cesarz uchodził za władcę pobożnego oraz ambitnego, gdyż dążył do utworzenia uniwersalistycznego imperium na wzór starożytnego Cesarstwa Rzymskiego, w którego skład miały wchodzić potęgi Galii, Germanii, Italii i Słowiańszczyzny, dlategóż właśnie zafascynowany opowieściami o władcy ówczesnej Polski postanowił nawiązać z nim kontakt oraz włączyć go do swego planu, który nie spotykał się zawsze z pozytywnym odbiorem, niektórzy głosili, iż sprowadzi on koniec świata. Rzymski władca niewzruszony pogłoskami również wyczekiwał niecierpliwie dnia, w którym spotka się z obiektem swojego zainteresowania i przedyskutuje z nim sprawy dyplomatyczne, choć chciałby się również zapoznać bliżej z księciem, o którym słyszał tak wiele pochwał i legend.

Z zamyślenia stojącego przy oknie mężczyznę wyrwał głos jego sługi.

-Panie, cesarz zjawił się u twego progu.

Książe Polski odwrócił się do niego zachowując pozory spokoju, choć tak naprawdę poczuł, jakby jego wnętrzności mocno się ścisnęły i skoczyły w górę, zostawiając rozchodzące się ciepło po całym jego organiźmie.

Władca ruszył za swoim posłańcem przygotowując się mentalnie do spotkania z człowiekiem, który mógłby uchodzić za kogoś w rodzaju przyjaciela. Pisali do siebie listy, mnóstwo listów, dlatego rzec można, że znają się już, i teraz, za chwilę, ujrzą się po raz pierwszy. Wszakże zaczęli konwersować, gdy cesarz był jeszcze młokosem na tronie, lecz zdążyli już wzajemną się obdarzyć sympatią, i jak najbardziej poprawnym stwierdzeniem by było, że władca państwa niemieckiego wychowywał się wraz z księciem sąsiadującego kraju, co czyniło ich pierwsze spotkanie jeszcze bardziej wyjątkowym i ważnym dla obu mężczyzn.

Gdy znaleźli się przy bramie wejściowej okazało się, że cesarz już jest w środku i został należycie powitany przez przygotowany specjalnie orszak. Książe skierował na niego swój wzrok i uchylił delikatnie usta jakgdyby w zachwycie czy zaskoczeniu widokiem gościa. Nie wyobrażał go sobie w ten sposób, fakt, wiedział, że cesarz był osobą młodziutką, lecz w prawdziwym życiu wyglądał znacznie łagodniej niż w swoich wyobrażeniach. Władca Niemiec nie miał nawet zarostu, a jego rude włosy przeciętnej długości wręcz lśniały, delikatnie opadając na czoło i lekko rumianą, jasną, subtelną, wciąż nieco chłopięcą twarzyczkę. Jego wiecznie uśmiechnięte oczy spoglądające wokoło spokojnie, wszak z podziwem skierowały się na księcia Polski i w momencie, w którym go ujrzały rozszerzyły się z ekscytacji, podziwu, czy też zwykłej radości, że moment spotkania ze swym mentorem, przyjacielem wreszcie nadszedł i nie musi czekać już chociażby minuty dłużej. Na różanych ustach cesarza zawitał najszczerszy uśmiech, a władca państwa polskiego, jak bardzo by sam chciał zachować powagę, nie potrafił się powstrzymać i uśmiechnął się jeszcze szerzej niż swój gość. Cesarz rzymski wyszedł mu na spotkanie, a gdy stanęli przed sobą książe ujął, ucałował jego dłoń i uklęknął na jedno kolano, skłaniając się przed nim głęboko.

-Niech Bóg będzie z tobą, Ottonie. -Rzekł książę, podnosząc się i kierując swój wzrok na niego.

Cesarz podniósł swą głowę lekko w zwyż by spojrzeć towarzyszowi w twarz i odpowiedział mu:

-I z Duchem twoim, Bolesławie.

Oboje stali przez chwilę patrząc na siebie w milczeniu, uśmiechając się i wzbudzając tym samym zainteresowanie towarzyszących im rycerzy, dworzan, sług i arystokratów, którzy zaczęli się czuć lekko zaniepokojeni nietypowo zrównoważonym i przyjaznym kontaktem ich władców. Wyglądali, jakby rozumieli się bez słów, choć tak naprawdę dane im było spotkać się po raz pierwszy. Fakt, pisali do siebie wiadomości, lecz nie jest to to samo co ujrzenie się twarzą w twarz, możliwość dotknięcia siebie nawzajem, świadomość, że masz przed sobą osobę żywą, i ta osoba jest ci w jakiś sposób bliska. Mężczyźni najchętniej gdyby tylko mogli spędziliby może i cały zjazd na radosnej pogawędce i beztroskich, niedojrzałych wyczynach niczym przyjaciele z dzieciństwa, lecz Otto przybył do Polski, do Gniezna w konkretnej sprawie, dyplomatycznej, zarazem jak i religijnej, wszakże grzechem by było nie wykorzystać pierwszego spotkania do poznania się bliżej. Najkorzystniejszym rozwiązaniem byłoby dla nich załatwienie kwestii politycznych i wykorzystanie chaosu planowanej biesiady do nawiązania przyjaznych, osobistych i niedyplomatycznych kontaktów. Zapewne i o takim przebiegu wydarzeń myśleli oboje.

Millenium Anno Domini || Bolesław Chrobry x Otto III (Chrotto)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz