Dwa lata minęły od tamtych wydarzeń. Kochankowie pisali do siebie regularnie listy, w ten sposób choć trochę uzupełniając pustkę, jaka pozostała wewnątrz nich. Mimo licznych barykad, jakie ich dzieliły, ich miłość zdawała się nie gasnąć, a wręcz przeciwnie, odległości uświadamiały im, jak bardzo potrzebują siebie nawzajem i jak mocno siebie pragną, wzmagało to tęsknotę, a ona z kolei rozpalała w nich uczucie jeszcze bardziej. Liczyli na kolejne spotkanie, lecz nic na to nie wskazywało.
Cesarz podróżował po południowej Europie, a celem jego wędrówki był Rzym. Bolesław otrzymał od niego list z podróży, tradycyjny, zwykły list zakończony czułymi słowami. Czytając go uśmiech nie schodził mu z twarzy, lecz zwlekał z odpowiedzią przez sprawy państwowe, które musiały stać wyżej, niż osobiste rozterki. Wszakże pamiętał o tym liście, miał go z tyłu głowy i myślał nad tym, co odpisze.
Nie odpisał nigdy.
Doszła do niego wieść o tym, że obecnym miejscem przebywania cesarza było włoskie miasto Civita Castellana. Młody władca leżał w gorączce, a stan jego nie poprawiał się. Zachowywał przytomność, choć często zdarzało mu się majaczyć od rzeczy. W takich stanach, lub zwyczajnie przez sen, powtarzał imię Bolesława wiele razy, domagając się spotkania z nim. Otaczała go grupa bliskich mu osób, doradców, medyków i jednego, starszego i doświadczonego niemieckiego biskupa. Lekarze rozkładali ręce, nie wiedzieli, co poradzić na jego chorobę, na którą nie znaleźli skutecznego leczenia. Po paru naradach zadecydowali, aby spełnić tak gorliwe prośby władcy i wezwać do chorego cesarza, również ich zdaniem, jego najbliższego przyjaciela, księcia polskiego. Wyruszył w drogę najskuteczniejszy posłaniec z wiadomością do Bolesława. Książę, gdy tylko ją dostał, bez dłuższego zastanowienia ruszył do Włoch. Wiedział, że jego wędrówka nie będzie krótka, dlatego wyznaczył osobę do sprawowania rządów podczas jego nieobecności w państwie i z niewielkim orszakiem, obowiązkowym dla władcy w drodze, udał się na miejsce jak najszybciej, modląc się o cud, by nie było za późno.
Lecz było.
Bolesław zastał na miejscu zimne i sztywne już ciało cesarza, lecz odziwo jeszcze nie w rozkładzie, który następuje od trzech do czterech dni po śmierci. Może był to ten cud, o który błagał książę?
Twarz Ottona była spokojna, wyglądał, jakby spał, jakby był jeszcze ze swym ukochanym tu, na ziemi, jakby zaraz miał się obudzić, otworzyć oczy, spojrzeć na niego, uśmiechnąć się i powitać go czułymi słowami. Lecz Bolesław doskonale wiedział, że jest już za późno, że cesarz odszedł, nieuchronnie, opuścił go i już nigdy nie powróci. Już nigdy nie poczuje jego ciepła w swych ramionach, nigdy nie spojrzy w jego radosne oczy, nigdy nie pogłaszcze jego miękkich, rudych włosów, już nigdy więcej nie usłyszy jego głosu, ani tych szczególnych słów, które wciąż brzmią żałosnym echem w jego głowie.
Cesarz odszedł z tego świata bez żony, potomka, mając zaledwie dwadzieścia dwa lata, oraz jedną, ważną, niespełnioną ambicję. To było to, co bolało księcia najbardziej. Młodzieniec miał ogromne plany co do przyszłości swojego cesarstwa, chciał zrobić z niego potęgę opierającą się na filarach wzajemnej, międzypaństwowej współpracy, przyjaźni i zaufaniu. Tak bardzo mu na tym zależało, chciał udowodnić, że nadaje się na tron, że potrafi być mężnym władcą, lecz nieubłagalna śmierć wzięła nie tylko jego, lecz również jego niespełnione marzenie. Nieosiągnięty cel pozostawiał niesatysfakcję, pewną pustkę. Cesarz żył zdecydowanie zbyt krótko, by przed śmiercią móc powiedzieć, że życie jego było spełnione, Bolesław doskonale o tym wiedział i to sprawiało mu największe cierpienie.
Stał nad łożem ze zmarłym w środku i w oczach jego widać było doskonale uczucia, które kłębiły się w nim niewypowiedziane. Żal, furia, bezsilność. Miłość.
CZYTASZ
Millenium Anno Domini || Bolesław Chrobry x Otto III (Chrotto)
Ficción históricaGdy do wyboru ma się posłuszeństwo sercu i rozumowi, z rozdarcia przestaje się chcieć istnieć. Ok ogólnie coś się zepsuło z rozdziałami i musiałam cofnąć publikację na kilka minut w sumie i tak nikt by tego nie czytał ale opublikowałam znowu nie wie...