Rozdział VII

135 8 0
                                    

Zaczął się drugi dzień biesiady na książęcym dworze Chrobrego. Nie było tak intensywnie jak poprzedniego ze względu na złe samopoczucie większości gości, wszakże i to nie powstrzymywało niektórych przed korzystaniem z wszelkich dóbr. Niektórzy poszli spać do przydzielonych im gościnnych komnat, a niektórzy zostali na sali biesiadnej całą noc, choć byli też tacy, co tam posnęli.

Bolesław i Otto weszli na salę. Książę rozejrzał się wokół, przybiegły do niego psy, które zganił ruchem dłoni. Usiadł przy stole, a obok niego cesarz, lecz gdy tylko jego mięśnie spotkały się z krzesłem, podniósł się z jękiem jakby poparzony, zwracając na siebie uwagę tłumów na sali. Bolesław przyłożył dłoń do ust i napiął się cały, by nie wybuchnąć śmiechem na reakcję cesarza, który ponownie spróbował zasiąść przy stole, tym razem podwinął szatę i powoli zniżał się do siedzenia. Usiadł i syknął prawie bezgłośnie zaciskając oczy. Usłyszał ciche parsknięcie obok siebie. Skierował swój wzrok na Bolesława i z wyrazem twarzy naburmuszonego dziecka, rzekł ściszonym, ostrym tonem:

-Z czego się śmiejesz? To twoja wina!

Bolesław popatrzył na niego, jakby zadowolony sam z siebie. Ten jego wzrok mówił więcej, niż jakakolwiek riposta odbijająca zażalenia obolałego towarzysza. Otto oblał się rumieńcem, jak to miał w zwyczaju, i prychnął obrażony, odwracając głowę. Oczywiście to tylko jego charakter, wcale nie obraził się na swojego kochanka.

Otto był skomplikowanym człowiekiem. Najczęściej ukazywał się jako pogodny, pocieszny i uprzejmy chłopiec, choć tak naprawdę pragnął, by ludzie zaczęli go postrzegać jako odważnego, mężnego, ambitnego i silnego władcę, gdyż tak właśnie kojarzeni byli cesarze. Nie chciał, by jego prawdziwa natura przysłaniała całą resztę cech, jakie posiadał.

Otto pomimo swojej młodzieńczości był w stanie zachować powagę i zachować się dojrzale, i lud wcale nie wątpił, iż ich władca-młokos nie jest w stanie dopasować postępowania do sytuacji. Lud nie wątpił, wszakże sam cesarz już tak. Cały był przepełniony zmartwieniami ukrytymi pod obliczem dobrego władcy.

Owszem, starał się wierzyć w swoje możliwości, lecz wysoko postawił swą poprzeczkę, jego ambicje sięgały nieba. Momentami przekraczał swoje własne granice wytrzymałości tylko po to, żeby dowieść, że jest godzien pozycji cesarza i nie sprowadzi na siebie hańby potencjalnie nieudanym planem związanym z przyszłością kraju. Tego właśnie się bał, dyshonoru na swym imieniu. Skoro w gorączce udowadniania wszystkim swej siły ustawił sobie tak trudny cel, uznał, iż jego obowiązkiem jest ten cel osiągnąć, niezależnie od tego, jak potoczy się jego los. Musi dążyć do spełnienia, inaczej zawiedzie cały swój lud, zawiedzie samego siebie. Chciał udowodnić swoją wartość, choć jego poddani nie potrzebowali więcej świadectw, wierzyli w umiejętności swojego władcy, którego tak bardzo kochali za te młodzieńcze ambicje i styl bycia.

Spod stołu wyjrzały na władców dwa pocieszne psie łebki. Cesarz odwrócił się w ich stronę i w momencie rozchmurzony pogłaskał zwierzęta, które merdały żywiołowo ogonami. Książęce psy tryskały energią, były momentami niczym radosne iskierki.

-Wyglądają jak wyśmienici łowcy! -Powiedział entuzjastycznie cesarz, przyglądając się psom, które nastroszyły uszy, jakby przysłuchując się, czy nie brzmi więcej komplementów na ich temat.

-Takimi właśnie są. -Odparł Bolesław, patrząc z delikatnym uśmiechem na parę czworonogów.

-Chciałbym zobaczyć, jak polują.

Książę skierował wzrok z psów na siedzącego obok towarzysza.

-Chcesz się wybrać na polowanie? -Rzekł.

-Większość ludu jest chyba w zbyt złym stanie -Rozejrzał się po sali cesarz -Zresztą, mnie samego również boli głowa. Wczoraj przesadziłem, przyznaję.

-Boli cię głowa? Podać ci okłady? Powinny przynieść skutek.

-Dziękuję, poradzę sobie.

Otto rzucił psom resztki jedzenia ze stołu, na które zwierzęta rzuciły się jak na bezbronną ofiarę. Zapadło milczenie pomiędzy władcami, na samej sali cicho wcale nie było. Grała muzyka a w powietrzu brzmiały radosne śmiechy i głośne rozmowy biesiadników. Trudno się dziwić, że cesarza bolała głowa, przy takim jazgocie ciężkoby było znaleźć kogoś, kto czułby się całkowicie zdrowo i w pełni na siłach.

Milczenie przerwał głos Bolesława.

-Ottonie?

-Tak? -Cesarz skierował na niego pogodny wzrok.

Grymas zastanowienia przyozdobił oblicze księcia, gdyż nie wiedział, jak ubrać w słowa to, co chciałby przekazać cesarzowi, który zamrugał niewinnie.

-Zostało nam niewiele czasu razem. -Wygłosił po chwili milczenia.

Otto pokiwał głową, dając mu znak, by kontynuował.

-Za niedługo będziesz gotowy, by wyruszyć w dalszą podróż, odpuścisz Gniezno i kto wie, kiedy znów się spotkamy.

-To nadejdzie, nieuchronnie. -Spuścił wzrok cesarz.

-Dlatego.

-Dlatego?

Bolesław podniósł jego brodę i popatrzył mu w oczy tak ciepło, że mógłby roztopić spojrzeniem nawet najzimniejsze serce.

-Mamy jeszcze ostatni dzień dla siebie, na nasze pożegnanie, i to wszystko wkrótce się skończy, dlatego dzisiaj kochaj mnie, jakby jutro nie istniało.

-Bolesławie...!

Słowa księcia zabrały dech młodzieńcowi, który patrzył na niego wielkimi oczami, zafascynowany, zakochany do bólu. Widział w Bolesławie swój życiowy wzór, autorytet, widział w nim swojego mentora, przewodnika, mistrza. Na swym dworze z największym chyba zaciekawieniem słuchał opowiadań i legend o polskim władcy, a wieści o jego poczynaniach zawsze były na wysokim miejscu. Odkąd tylko zaczął swą przygodę z rządzeniem państwem, wiedział, że to właśnie Bolesława chce wybrać na władcę słowiańskiej części uniwersalistycznego imperium. Chciał, aby książę rządził u jego boku. Może tego tak bardzo nie ukazywał, lecz był nim całkowicie zafascynowany i gdy tylko ujrzał go po raz pierwszy ledwo powstrzymywał się od nader entuzjastycznej reakcji. Teraz mógł mieć go blisko siebie, i na dodatek sam Bolesław wyrażał chęci towarzyszenia mu w dalszej drodze życia. Los skrzyżował ich ścieżki, i choć zrobił to nieczysto, tak Otto rad był, iż tak się stało, i jego największym pragnieniem na obecną chwilę było porzucić wszelkie zasady moralności i wskoczyć w ramiona księciu, obdarowując go swym całym uczuciem, nim minie dla nich czas, który pędził tak nieubłaganie.

Millenium Anno Domini || Bolesław Chrobry x Otto III (Chrotto)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz