13

1.1K 56 15
                                    

-Aniu pogada jest dziś piękna nie sądzisz, cieszę się że wkońcu razem wyszliśmy.-blondyn przeczesał włosy.- Ale coś cie trapi? Wiesz że możesz mi powiedziec.
-Mary żona Basha jest strasznie chora. Przed naszym wyjściem i przed szkołą byłam u nich pomagałam z  Marylą. Gilbert pojechał po doktora. Martwie się o nią...- wypuściła ciężko powietrze Ania.
- To ta czarna.- odpowiedział nie przyjemnie.
- Billy nie mów tak o niej to kochana kobieta. Nie bądź uprzedzony.- złapała go za ramie zatrzymując.
- Przepraszmam, chodz odprowadzę cię.- złapał ją za rękę odchodząc.

-Przepyszny posiłek, odniosę chleb.-uśmiechnął się Ania.
Przy kuchennych drzwiach stał czarnowłosy nie przynosił dobrych wieści. Rodzinna Cuthbert zabrała szybko swoje rzeczy i ruszyła w stronę farmy Blythe'a  i Basha.
- Ja się przejdę.- stwierdził chłopak.
-Pójdę z tobą.- Ania poczuła ukłucie sercu nie mogła patrzyć na niego gdy cierpi musiała go wesprzeć.
Spacerowali duszą chwile.
-Nie będę lekarzem. Chciałem leczyć a nie mówić ludzią że umierają.- przyspieszył.
-Gilbert!!- złapała go za rękę był to impuls ale obaj poczuli się lepiej.- Jesteś przyjacielem zrobiłes to najlepiej dając emocje ludzie będą przychodzic do
ciebie po opiekę i chcą abyś pokazywał troskę. Bedzisz najlepszym doktorem.
Gilbert stanął naprzeciwko swojego domu którym smierć zagościła kolejny raz.
Łzy zaczęły spływać mu po policzkach, Ania przytuliła chłopaka. Jak i on i ona poczuli ulege tak jakby jedno zabierało złe uczucia drugiemu.

-Aniu jesteś sierotą, Delphie straci mnie czy moje coś zrobić?- Mary zapytała trzymając małą dziewczynkę na ręcach.
- Zostaw jej list napisz jak ją kochasz żeby miała pewność że jej mama była cudowną kobietą.
-Och Aniu jesteś cudowna.-uśmiechnąła się.
Anie przepełnił żal żona Basha była kochną kobietą którą spotyka tragedia obiecała sobie że jej córka przy boku Ani nigdy nie zostanie skrzywdzona.

Billy i Ania szli na przyjęcie wielkanocne dla Mary. Były to ostatnie  chwile kobiety.
Andrews nie był przekonany co dla tego ale zbyt mocno zależało mu na rudowłosej aby odmówić.
Podwórko rodzinny Barry było pięknie ustrojone motylami i kwiatami. Mary siedziała przy kwiatach  każdy kto kochał tą kobietę przyszedł dając jak najwięcej.
Billy i Ania stali razem podziwiając piękny wystrój gdy nagle wzrok Ani przeszedł na chorą Mary. Dziewczyna oparła głowę o Andrewsa lecz nawet jego towarzystwo nie zabrało złych emocji. Billy Andrews próbował pociszyć dziewczynę  lecz spokój nie dawało mu to że Gilbert Blythe nawet nie zwrócił uwagi że blondyn się pojawił a przypuszczał że czarnowłosemu niespodoba się że  przeszedł.


Ania gotowa stanęła przed wielkimi drzwiami wizyta w sierocińcu nic nie dała dlatego musiała sprawdzić czy jej rodzice naprawedę umarli. Każda przywrócona kartka zbudzała u Ani mrowienie w pałacach aż wkońcu znalazła to czego szukała. Jej oczy zalały się łzami smutku i szczęścia. Teraz była gotowa na kolejne wyzwania. Znała swoje pochodzenie była pewna że rodzina ją nie porzuciła poczuła ulege że chociaż kochającej matki i ojca sobie nie wyobraziła.



-Mary Joe dokąd idziesz?- Diana Barry zapytała służącej.
-Po sprawunki. Coś panience przynieść?- uśmiechnął się.
-Pójdę z tobą.-Diana Barry zabrała swój płaszczyk z uśmiechem.
Mary Joe przez wieksząść drogi się nie odzywała była zdziwiona zachowaniem swojej panienki.
Młoda Barry schecią pomagała w noszeniu zakupów chciała zobaczyć jak wygląda prawdziwe życie jej rodzice ograniczali ją pod tym względem. Czarnowłosa chciała być wolna czuć wiatr we włosach unosić się na niewidzialnych skrzydłach.
-Rzeźnik jest zamknięty możemy iść skrótem do myśliwych?-zapytała służąca.
-Pewnie że tak szykuje się przygoda.-Diana wychwyciła Mary Joe za rękę i ruszyła w stronę lasu.
Domek w środku lasu wydawał się taki magiczny Ania pewnie powiedziałaby że dwójka zakochanych ukrywała się tu przed światem. Młoda Barry zamyślona nie spostrzegła psa a gdy dotarły do jej uszu głos zwierzaka przestraszona upadała.
-Och Diano zapomiałam ci powiedzic o psie.-zmartwiła się służąca czy jej panience nic się nie stało.
-Diana? Co ty tu robisz ?- Młody frazncus podbiegł do czarnowłosej.
-Jerry?-zapytała zdziwiona.
-To miły pies nie wiem co go napadło.- powiedział mężczyzna.
-Dziecko drogie nic ci nie jest?-zapytała stojąca obok kobieta.
Młody chłopak podszedł do Diany i złapał ją za koste.
-Kostka jest skręcona nie może chodzić powinna zostać.- jego uśmiech przyprawił Diane o gęsią skórkę.
-Tak on ma racje.- Diana popatrzyła się na Mary Joe
-Zawiadomię twoją matke.- służąca ruszyła w drogę.
Dziewczyna stwierdziała że małe kłamstwo nikomu nic nie zrobi. Tak naprawdę mogła chodzić jedynie pobrudziła sukienkę. Jerry i jego brat prowadzili ją powoli do małego domku.
Środek mieszkania nie był zbyt bogaty ale nieprzeszkadzało jej to zupełnie miał w sobie miłość ciągle słyszała śmiechy i rozmowy.
Żadnych zasad...Jak miło.

Mama Jerry'ego zaczęła przegotować nakrycie. Gdy wszyscy usiedli przy stole zachowywali spokój spoglądając na Diane próbowali jeść z gracją na co dziewczyna się skrzywiła. Chwyciła kawek bułki i zamoczyła w jedzeniu.
-Pani jedzenie jest przepyszne.-uśmiechnęła się do gospodyni.
-Mów mi Lisette.-zaśmiała się kobieta.
Diana czuła się jak w rodzinie u frazncuów było tyle miłości a u niej jedynie zasady jak powinna się zachować.
Czasmi wymieniła miłe spojrzenia z Jerrym na co w jej brzuchu latały motyle.
Po skończonym posiłku Diana pomagała młodej siostrze chłopaka,!dziewczynka była taka słodka że czarnowłosa nie mogła się jej oprzeć. Nagle do uszów dziewczyny dotarła muzyka wszyscy się śmiali oraz tańczyli. Młoda Barry nie stała długo od razu porwała się w rytm muzyki.
-Diano co z twoja kostką?- zapytał brunet.
- Kłamałam nic mi nie jest chcilam doświadczyć wolności.-uśmiechnął się.
- Diano!!!- Pani Barry w szale otworzyła drzwi a za nią stał jej mąż.
Czarnowłosa posmutniała nie chciała odjeżdżać. Młody chłopak prowadził Diana do bryczki kontem oka dziewczyna zobaczyła jak jej ojciec nachalnie daje pieniądze za opiekę za nią.
Gdy już jej matka i ojciec byli przyniej odwróciła się i podziękowała za spaniałą gościnę w ich magicznym domku.
Gdy bryczka już ruszyła czarnowłosa spojrzała na oddalającą sylwetkę Jerry'ego chciała z nim zostać.

Może nie jest pisany mi książę...
Ale w bajce jak księżniczka pocałowała żabe zamieniła się w księcia.... Może Jerry też jest zaczarowanym księciem a mój pocałunek odczaruje zły czar.

——-
Jak wam się podoba? Macie jakieś uwagi?

Jesteś...|Anne with an EOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz