12

1.2K 52 77
                                    

-Witaj Aniu miło cie widzieć.-uśmiechnęła się Mary.-Coś cie do nas sprowadza?
-Przyszłam do Gilberta czy zastałam go?-zapytała Shirley.
Blythe siedzący w kuchni wszystko słyszł jego serce zadrżało może mylił się i Ania coś do niego czuła.
-Tak, Gilbercie!! Ania do ciebie przyszła!!!-chłopak zerwał się na równi na co Bash zaśmiał się pod nosem.
-Witaj Aniu moge ci w czymś pomóc?- uśmiechnął się do niej.
-Tak właściwie to czym mogłabym z tobą pojechać to Charlottetown??- zapytała.
Więc przyszła tylko po to...
-Tak ależ oczywiście.-jego uśmiech zgasł jak zapałka. Dziewczyna nawet nie odpowiedziała kiwnęła głowa i odeszła.

-Nie rozmawiaj z nikim, trzymaj się Gilberta, żadnych podwózek, Mateuszu daj jej więcej pieniędzy.- Panna Cuthbert pogoniła brata ręką.-Boże dziecko tylko się nie zgub... Przygody tak ją pochłaniają że zapomina jeść a potem z osłabnięcia spada prosto do rowu.- kobieta zwróciła się do Gilberta.
-Ależ Marylo to nie prawda!! Nigdy się to nie zaważyło!!- Shirley krzyknęła próbując się bronić.
Czarnowłosego śmieszyła cała sytułacja Maryla Cuthbert ostrzegająca Anie i rudowłosa która prosiła aby opiekanka przestała ją ośmieszać. Gilbert z niepohamowanego śmiechu odszedł niewypadała się śmiać.
-Gilbercie odprowadź ją do ciotki Józefiny.- uśmiechnął się Maryla która zobaczyła że chłopak wchodzi już do pociągu.
-Nie ma za co i tak jeżdżę co sobotę. Ani nic nie grozi zadbam aby nie wpadał do rówu.- chłopak wysłał uśmiech do Anii.
Nie mógł zaprzeczyć że uwielbiał ją zaczepiać. Ania tylko przewróciła oczami i podążyła za chłopakiem.
-Troszczy się o ciebie.. cieszę się że moge zostać twoim opiekunem.- chłopak próbował rozluźnić atmosfera chciał aby Ania spojrzała dla niego jak dawniej.
- A ja nie!! Sama bym sobie dała rade!! Wiesz po co jade to moja osobista podróż nie potrzebuje cie!!-Shirley się uniosła.
-Załważyłem...-dla Gilberta były to jasne jego i Shirley nic nie łączy i czas aby to zrozumiał.
-Przepraszam ja...
-Pożądku.- przerwał jej.
Nie chciał kontynułować rozmowy jego serce by tego nie zniosło.
Podróż do Józefiny Barry minęła kompletnie ciszy nawet Ania była zgaszona chciała zacząć rozmowe ale nie potrafiła. Raz gdy ich ręcę się dotknęły Gilbert odsunął się od rudowłosej.
Dochodzili do domu Józefiny Barry.
-Dziękuje Dozobaczenia.- odwróciła się w jego stronę rudowłosa.
On tylko kiwnął głowa i odszedł usłyszał za soba głos Cole'a i śmiech Ani który już nigdy nie miał należeć do niego. Ona sama musiał znikać z jego serca.

Czarnowłosy wchodził do gabinetu przyjaciela ojca doktora Ward'a.
- Musimy skończyć z tymi schadzkami. Co za absurd Panie Kostu za kogo pan mnie ma!!
Gilbert podsuchiwał rozmowe Panny Rose gdy ta nagle się odwróciła. Blythe musiał przyznać że była niewybale piękna... rozmowa z szkieletem przypominała mu o pewnej dziewczynie która rozmawiała z drzewami przez co jego serce znowu zadrżało.
- Może ma pani ochotę wybrać się ze mna na herbatę?-uśmiechał się.- Jeśli Pan Kostek nie ma nic przeciwko.
-Ależ oczywiście.- uśmiechnąła się blondynka.
Gilbert odchodząc o mało co nie wpadnął w ścianę. Może się mylił i nic nie czuł nigdy do Shirley.

Chłopak siedział na przeciwko Panny Rose. Był zawstydzony nikt go nie uczył jak starać się o Pannę bo wszytko co widział o uczuciach było kierowane do Ani. Oczywiście wiedział jak być gentlemanem był wkońcu synem John'a Blythe. Chciał nalać herbaty nie lubił gdy kobiety robiły wszytko za mężczyzn wolał by były traktowane na równi. Lecz został za to skarcony. Niezdarnie zaczynał rozmowe.
-Twój pierwszy raz... wyjaśnię ci ja nalewam ty płacisz nie rozmawiasz o niczym związanym w wiekiem, polityką marzeniami ,nie możemy dobrze się bawić. - uśmiechnęła się.
Rozmowa o kazaniu i wystroju nie była dla Blythe'a. Gdy powinni już wracac odsunął lekko krzesło przez co Winifred złapała go za rękę. Jednak chłopak nic nie poczuł był bardziej zaskoczony.
- Pamiętaj zawsze probuj załapać ją za rękę. Czeka cie dużo nauki.- przybliżyła się do niego.
- Czekam na kolejna lekcje.-uśmiechnął się. Gdy Winifred odeszła spojrzał na kwiaty które były na stole. Coś przykuło w nich jego uwagę.
Gilbert Blythe stwierdził że Panienka Rose jest naprawde ciekawa.

Chłopak siedział w pociągu patrząc na kwiatka którego zabrał z pamiętnej herbaciarni. Nie zwrócił uwagi na zły stan Ani teraz jego myśli krążyły wokół złotowłosej.

W domu jednak dobry chumor chłopaka znikł kradzież rzeczy ojca była dla niego za ciężka. Poczuł że ostania cząstka jego ojca odeszła.

—————
Dajcie znac czy wam się podoba
Stram się jak tylko mogę ale mam wątpliwości czy pisać dalej

Jesteś...|Anne with an EOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz