Kawa... Czarna, gorzka ciecz. Cukier... Białe, słodkie ciało stałe. Czy w takim razie to są przeciwieństwa? Ale podobno przeciwieństwa sie przyciągają, a ja nie lubie słodkiej kawy, więc dla mnie one sie nie przyjciągają więc nie mogą być przeciwieństwami. Shoto dalej sie nie obudził ale dalej żyje więc pewnie pochłonął więcej sosu niz zakładałem. Żarłoczny z niego dzieciuch. Poszedłem na góre i zapaliłem światło. Zbliżyłem sie do chłopaka i lekko go szturchnąłem. Nie zareagował.
- Shoooo. - żadnej reakcji. Zrzuciłem chłopaka z łóżka. Dalej żadnej reakcji. Usiadłem mu na brzuchu. Lekko sie pochyliłem. - Shooo. SHOTO! WSTAWAJ! NUDZE SIE! - Delikatnie drgnął. Udaje. Ugryzłem go w dolną wargę. Uśmiechnął się. - Bardzo zabawne. - przywaliłem mu w żebra. - Teraz sam sobie rób śniadanie.- Nie bądź taki~ zrób mi cooś. - próbował być uroczy. Lmao myśli że mu coś to da? Nie jestem taki łatwy. Wstałem i wyszedłem z pokoju. Wróciłem do picia kawy i czytania gazety, w tym czasie chłopak przygotowywał sobie śniadanie.
- Dzisiaj pracuję, wrócę koło 20. - powiedział stojąc tyłem do mnie. - Dasz sobie rade sam? - przytaknąłem.
- Postaram sie nie spalić całego domu. Ale nic nie obiecuje. - Uśmiechnąłem się do chłopaka a on odwzajemnił uśmiech. Wychodząc odwrócił się nieśmiało. Wiedziałem o co mu chodzi, nie trudno zauważyć że mu sie podobam po tej sytuacji sprzed kilku dni. Pocałem go w policzek i wyrzuciłem za próg. - do roboty kochany. Bo na chleb mi nie zarobisz. Trzasnąłem drzwiami i usiadłem na kanapie po około godzinie ubrałem sie i poszedłem do Tomury.
Nikogo od Endeavora nie powinno być dzisiaj w tym rejonie. Szedłem oczywiście najciemniejszymi uliczkami czasem napotykając menela szczęścia. Byłem w połowie drogi kiedy usłyszałem wybuch na ulicy. Chwile później w uliczkę wbiegła dwójka ludzi maskach goniona przez bohatera. Schowałem twarz w kapturze i obróciłem się lekko bokiem. To była agencja tego dupka. Jakim cudem? Nie powinno ich tu być! Uciekłem i schowałem się w tłumie. Jeśli któryś mnie rozpozna albo co gorsza jeśli jest tu Todoroki. Wszystko weźmie w łeb, będę się mógł pożegnać z ręką albo dwoma. Cholera. Starałem się nie panikować i zachowywać jak reszta tego bydła. Co chwila ktoś we mnie wpadał, ktoś inni uskakiwał z drogi bohaterom jeszcze inni stali przy krawędzi ulicy z telefonami. Musiało stać się coś poważnego. Wcześniej nie zwróciłem uwagi na przyczynę wybuchu, powoli odwróciłem się w stronę ulicy i zobaczyłem tych przebierańcow walczących z grupą przestępców. To było coś poważniejszego. Pośród grupy przebierańców zobaczyłem Shoto. Czyli to jednak agencja Endeavora. Mimo jego siły Sho przegrywał. Wszyscy wiemy jak trudno walczyć i jednoczesnie kogoś bronić, szczególnie kiedy tym kimś jest banda bezmyślnych wieprzy nic nie wnoszących do społeczeństwa, a jednak je torzących. Ja na szczęście nie mogłem się mieszać w sprawy bohaterów więc kontynułowałem moją drogę do baru. Miałem nadzieję że ten pajac wróci do domu bo było ostatnio dość śmiesznie u niego mieszkać.
-Tomura skarbie! Polej coś mocnego! - z hukiem otworzyłem drzwi. Powitał mnie zarzenowany wzrok Shigarakiego i Szeroki uśmiech Togi.
- Bimbru? Nowy towar. - Kurogiri pokazał jeszcze zaklejoną butelkę. - Nie wiesz ile musiałem o niego walczyć z Shigaraki Tomurą.
- Może być, polej. Jak tam życie Tomura? - obróciłem się w stronę tego debila.
- Świetnie Izukuś!!! - wykrzyczała Toga wyciągając łapy w moją stronę. - Tak dawno sie nie widzieliśmy tęskniłam za tobą. Myślałam że jak dołączysz to będziemy się częściej widziec niż w liceum..
- No cóż, jaka szkoda - odepchnąłem ją od siebie. - Ja liczyłem że do tego czasu ktoś cie sprzątnie. Do garów. - Upadła i uśmiechnęła się szerzej. - Wracając. Tomura?
- Nic się nie dzieje narazie. Zgarnęliśmy troche bimbru i jakieś małe przekręty w półświatku. Myślałem ostatnio nad wkręceniem się w handel flakami, ale to cie raczej nie dotyczy narazie. A ten gość do którego poszedłeś do portu. Ewakuowaliśmy jego głowę. Ale to też cie pewnie gówno obchodzi.
Resztę dnia spędziłem na głupim gadaniu.
Zebrałem się do domu tym razem idąc okrężną drogą żeby nie spotkać bohaterów. Mimo wszystko moim głównym zadaniem jak narazie jest wydobycie informacji z Shoto. Wrócenie do bycia "bohaterem" jest narazie zbyt niebezpieczne. Cicho otwarłem drzwi rozejrzałem się i na podłodze opierając się plecami o kanapę. Muszę iść się umyć żeby Sho nie wyczuł alkoholu. Kiedy puściłem wodę usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Szybko skończyłem się myć i wyszedłem przywitać się z chłopakiem. To nie był Shoto. Nieznany mi człowiek kręcił się po salonie. Nie zauważył mnie jak prześlizgnąłem się do przedsionka i z jednej z pułek wyciągnąłem krótką wiatrówkę. Nie robi takiego huku nawet bez tłumika a starczy dobrze trafić i pozbycie się gnoja nie będzie problemem. Zaszedł mnie od tyłu i złapał za szyje. Rzuciłem nim o podłogę i wystrzeliłem kilka razy celując w najważniejsze organy i kolana. Zaczął się drzeć więc zatkałem mu usta rękawiczkami . Z kieszeni kurtki wygrzebałem składany nożyk i wbiłem go w lewe oko mężczyzny, następnie rozcinając tętnicę na jego przedramionachc od nadgarsta po łokieć. Następnie położyłem go na jakichś szmatach i wytarłem krew która rozlała się po podłodze. Nie dotykałem go więcej. Umyłem ręce i przemyłem twarz. Włączyłem telewizor i czekałem na powrót właściciela domu.~~~~~~~~~~~~~~~~•-•~~~~~~~~~~~~~~~~~
Miłych koronaferii