Rozdział 2

342 27 85
                                    

Od kilku dni wydzwaniał do mnie jakiś nieznany numer. Nie odbierałam, bo zazwyczaj w tym czasie byłam w pracy, ale zaczynało mnie to już denerwować. Ktoś był bardzo uparty i najwidoczniej nie zamierzał się tak łatwo poddać. Zirytowana wpisałam numer w wyszukiwarkę internetową i zamarłam. Serce zaczęło mi bić szybciej, a w żołądku pojawił się nieprzyjemny ucisk. Czego on mógł ode mnie chcieć?

Telefon rozdzwonił się ponownie, a kiedy zobaczyłam ten sam numer, zalała mnie fala wściekłości.

– Czego ode mnie chcesz, Kalverde? – warknęłam, jak tylko odebrałam połączenie.

– Nie przypominam sobie, żebyśmy byli na „ty", panno Flux – usłyszałam znajomy męski głos.

Panno Flux. I nagle poczułam się znowu jak siedemnastolatka na dywaniku u dyrektora. Zacisnęłam szczękę. Nie byłam już nastolatką, nie miał prawa się tak do mnie zwracać. Po jaką cholerę odzywał się po tylu latach? Przecież mnie nie znosił. Z wzajemnością. Nie mogłam pozwolić, by wspomnienia ze szkoły opuściły swoją szufladkę w mojej głowie z napisem „nie otwierać".

– Radzę się streszczać, dyrektorze, bo zaraz się rozłączę – wycedziłam.

– Dobrze, nie będę owijał w bawełnę. Potrzebuję twojej pomocy.

Przez chwilę siedziałam jak zamurowana. Byłam przekonana, że się przesłyszałam. A gdy dotarło do mnie, że naprawdę to powiedział, wybuchłam śmiechem.

– To nie są żarty. Naprawdę potrzebuję twojej pomocy.

– Serio? Akurat mojej?

– Tak. Spotkajmy się w moim gabinecie, to wszystko wyjaśnię. Omówimy też sprawę twojego wynagrodzenia.

– Wynagrodzenia? – powtórzyłam zaskoczona. – To musi być jakaś poważna sprawa, skoro chcesz mi zapłacić.

– To jest poważna sprawa. Proszę, przyleć.

Proszę? On mnie nigdy o nic nie prosił. Szanowny pan dyrektor prędzej założyłby różową sukienkę i udawał pięciolatkę niż przyznał, że potrzebuje mojej pomocy. Byłam zszokowana, ale też zaintrygowana. Co takiego musiało się stać, że zwrócił się do mnie i był nawet gotów mi zapłacić?

– Zastanowię się – odparłam i rozłączyłam się.

Walczyłam ze sobą przez pół dnia. Nie miałam zamiaru oglądać jego gęby. Przez cały czas, który spędziłam w jego szkole, otwarcie mną gardził. Starał się traktować mnie jak innych uczniów, ale widać było gołym okiem, że mnie nie znosił i niespecjalnie to ukrywał. Jednak ciekawość zwyciężyła. Pokusa dowiedzenia się, co skłoniło go do proszenia mnie o pomoc była silniejsza. Mogłam też lecieć na to durne spotkanie tylko po to, by zobaczyć jak będzie się przede mną kajał. O tak, zdecydowanie upajałabym się tym widokiem. Nie mogłam tego przegapić.

Zarzuciłam na siebie skórzaną kurtkę, włożyłam sportowe buty za kostkę i wyskoczyłam przez okno. Mogłabym dostać się tam komunikacją miejską, albo własnym statkiem, ale musiałam rozprostować skrzydła. Lot dobrze mi zrobił. Poukładałam sobie myśli i upewniłam się, że szufladka ze wspomnieniami była szczelnie zamknięta.

Gdy wylądowałam przed bramą mojej dawnej szkoły, strażnik zbladł. Musiał mnie pamiętać, bo nie zdążyłam się nawet przedstawić, a on już mnie przepuścił. Dobrze wiedzieć, że nadal siałam tutaj postrach. Zadowolona maszerowałam betonowymi ścieżkami, a potem jasnymi korytarzami, aż dotarłam do gabinetu dyrektora. Wspomnienia chciały się wydostać, ale robiłam wszystko, by tak się nie stało. Zacisnęłam dłonie w pięści i bez pukania weszłam do środka. Dyrektor jak zwykle siedział przy biurku zawalonym papierami. Gdy drzwi się otworzyły, podniósł głowę i zaskoczony patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, jakby nie wierzył, że przyleciałam.

Miłość to nie wszystko [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz