Rozdział 1

410 34 89
                                    

Mason po raz kolejny wylądował twarzą na macie, a ja usiadłam mu na plecach, nadal wyginając jego rękę pod nienaturalnym kątem. Trenował ze mną odkąd wyszłam ze szpitala, pomagając mi wrócić do formy, a udało mi się to w zaskakująco szybkim czasie. Nareszcie przytyłam, bo smok ładował we mnie przerażające ilości jedzenia. Odzyskałam też apetyt, a codzienne treningi dodatkowo zwiększały zapotrzebowanie na kalorie.

– Znowu wygrałam – skwitowałam z uśmiechem. – Cienias.

– Już się tak nie pusz – mruknął Mason. – Złaź ze mnie, bo zaraz mi złamiesz rękę.

– Nie udawaj, że jesteś taki delikatny, Maisie.

Mogłabym droczyć się z nim dłużej, ale zaczynało mnie nudzić to wygrywanie. Wiedziałam, że nie podkładał się specjalnie, bo to nie w jego stylu. Poza tym nic by mi to nie dało. Miałam się stawać silniejsza naprawdę, a nie tylko tak myśleć. Puściłam jego rękę i wstałam.

– Nie widzę sensu w dalszych treningach. Odzyskałaś już pełnię sił – powiedział Mason, gdy podniósł się z ziemi.

– Mówiłeś, że muszę jeszcze wzmocnić skrzydła.

– Tak, ale ja ci w tym nie pomogę.

– Dlaczego nie? Masz dość przegrywania?

– Za bardzo się różnimy fizycznie. Przecież wiesz. Poza tym mam już na oku trenera dla ciebie. – Spojrzał na mnie takim wzrokiem, że przeszły mnie ciarki.

Dobrze wiedziałam o kim mówił. Od kiedy zaczął pomagać Diablo w dogadaniu się ze swoim demonem i uzyskaniu kontroli, wydawałoby się, że wpisał go na listę swoich kumpli. Ja nie widziałam się z generałem od czasu stalkowania go w szpitalu i nie zamierzałam tego zmieniać.

– Nie ma mowy – syknęłam.

– Tina, nie zachowuj się jak dziecko. Dobrze wiesz, że kto jak kto, ale on najlepiej cię wyćwiczy.

– Zapomnij. Nie zamierzam przebywać w jego towarzystwie ani sekundy.

– On ci nic nie zrobi. Zrobiliśmy duże postępy, ma większą kontrolę i...

Przestałam go słuchać. „Zrobiliśmy" postępy. MY, a nie on. Prychnęłam. Czy on naprawdę myślał, że mnie przekona do tych treningów? Naprawdę myślał, że się tego boję? Nawet nie wiedział jak bardzo się mylił. Nie bałam się. Ugryzienie nie pojawiło się magicznie, jak poprzednim razem. Poza tym tamtego dnia czułam, że zerwałam z nim tą chorą więź, która rzekomo nas łączyła. Gdy zobaczyłam, jak K spada z klifu, coś we mnie pękło i demon nie miał już nade mną kontroli. Więc nie, nie bałam się. Ale jeśli ta demoniczna łajza pokaże mi się na oczy, to nie ręczę za siebie. Nadal miałam koszmary, w których słyszałam jęki K i dźwięk łamanych kości. Nie zdarzały się one tak często, jak wcześniej, ale też nie zniknęły. Nieustannie przypominały mi o tamtym dniu, jakbym bez nich nagle miała zapomnieć.

– Mam to w dupie, Mason. Nie boję się go, ale nie chcę oglądać jego gęby – powiedziałam, bo smok patrzył na mnie w znaczący sposób, widocznie czekając na odpowiedź.

– Będę tam z tobą. Pomyśl o korzyściach, jakie da ci trening z nim. Będziesz silniejsza niż kiedykolwiek do tej pory. I nie musisz go lubić, nie musisz nawet z nim rozmawiać. Wystarczy, że będziesz wykonywać jego polecenia. To wszystko.

– Nie przekonasz mnie.

– Jeszcze zobaczymy.

– Ostrzegam cię, nie chcesz mieć we mnie wroga – warknęłam.

Miłość to nie wszystko [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz