Rozdział 4

316 31 85
                                    

– Chcę ciebie – powiedziała F, patrząc mi prosto w oczy.

Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego. Mówiła prawdę? Czy to znowu była jakaś gra? Odsunęła się, nawet nie czekając na moją reakcję. Uśmiechnęła się uwodzicielsko na odchodne i zostawiła samego z gonitwą myśli.

Walnąłem pięścią w ścianę, bo byłem wściekły i skołowany. Nie wiedziałem, czego oczekiwałem wyprowadzając ją tutaj. To było jasne, że nie będziemy w stanie normalnie porozmawiać. Przynajmniej tapeta blondyny została na miejscu i F nie została zawieszona, jak poprzednim razem. Uratowałem ją, chociaż sam nie wiedziałem czemu. Targały mną sprzeczne uczucia. Z jednej strony nie chciałem jej widzieć, a z drugiej wręcz przeciwnie. Nie mogłem przestać o niej myśleć. Sądziłem, że będę w stanie trzymać się od niej z daleka. Udawać, że mi nie zależało i że miałem ją gdzieś. Ale kiedy zobaczyłem, jak całuje się z jednym z bliźniaków, coś we mnie pękło. Zazdrość przesłoniła mi wszystko. Najpierw miałem ochotę wyżyć się na nim, ale potem pomyślałem, że to tylko przedstawienie. Że padł ofiarą F, bo chciała się zemścić za to, że ją olałem. W dodatku wyglądała tak, że miałem ochotę porwać ją do łóżka i z niego nie wypuszczać. Gdyby tylko wcześniej nie pieprzyła się z tym przeklętym generałem...

Mówiła, że to był sen. Na pewno tylko głupi sen? Przecież gdyby to zdarzyło się na prawdę, to F raczej unikałaby okazji, by się rozebrać, chcąc ukryć te pieprzone ugryzienia. Nie ubrałaby sukienki odsłaniającej tyle ciała. Chociaż z drugiej strony, z F to nigdy nie wiadomo. Nigdy tak naprawdę nie wiedziałem, jak daleko była w stanie się posunąć. Nie byłem już pewien, co było prawdą, a co kłamstwem.

Ruszyłem w stronę doku. Nie miałem ochoty wracać na salę i znosić towarzystwa świergoczących lasek, klejących się do mnie jak rzep do psiego ogona. Nie wiedziałem, czy F nadal tam była, czy może wróciła do domu, ale lepiej, żebyśmy się dzisiaj już nie widzieli. Miałem sporo do przemyślenia, więc potrzebowałem samotności. Oczywiście nie było mi to dane, bo wpadłem na bliźniaków.

– Shane – powiedziałem tak neutralnym tonem, na jaki tylko mnie było stać.

– Siema, K. Zbierasz się już? – zagadał Blane.

Olałem go totalnie i wbiłem wzrok w jego brata. Wcale mi nie przeszło. Teraz mając go przed sobą, miałem jeszcze większą ochotę mu przywalić. F była moją partnerką i bez względu na to, czy regulamin zabraniał mi z nią być czy nie, nie będę stał i patrzył, jak całował i dotykał ją jakiś kutas.

– Radzę ci trzymać łapy przy sobie – powiedziałem, starając się trzymać nerwy na wodzy. – A tym bardziej twarz.

– Widziałeś... – zmieszał się Shane.

– A kto nie widział? – zabrał głos Blane. – Chyba wszyscy widzieli, jak dostałeś kosza, a potem zaryłeś twarzą o barierkę.

– Co za wstyd – jęknął.

– Wstyd? Wstyd to dopiero będzie, jak będziesz musiał przyjść do pracy nie tylko ze złamanym nosem, ale też bez zębów. – Uśmiechnąłem się złośliwie.

– K, wyluzuj. Chyba nie zamierzasz go pobić, co? – zaniepokoił się Blane.

Shane spojrzał na mnie przestraszony. Wiedział, że nie miał ze mną szans. A ja musiałem się pożegnać, bo jeszcze trochę i plotki będą krążyć o tym, jak to pobiłem drugiego agenta zaraz po tym, jak pocałował moją partnerkę. To chyba byłby jasny sygnał, że coś się między nami działo.

– Nie, ale trzymaj się od niej z daleka – odpowiedziałem i ruszyłem do swojego statku.

Miłość to nie wszystko [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz