Rozdział 7

350 36 73
                                    

Leżałam na kanapie głową w dół, z nogami przewieszonymi przez oparcie. Głowa mnie bolała, byłam zmęczona, chciałam po prostu przestać myśleć i pójść spać.

– Odsłoniłaś się, Tina – powiedziała Keeva. – Znowu.

– Daj mi spokój. Nie mam już siły. Mózg mi zaraz wybuchnie.

– Myślisz, że mojego ojca będzie obchodziło, że jesteś zmęczona? Musisz umieć utrzymać barierę, nawet kiedy nie masz siły. No już, skup się.

Wywróciłam oczami, chociaż miała rację. Trenowałyśmy to głupie stawianie bariery w moim umyśle już jakiś czas, ale to było dużo trudniejsze niż się spodziewałam. Fizyczne treningi nie były dla mnie najmniejszym problem, choćby nie wiem, jak ciężkie. Za to te umysłowe wypruwały ze mnie energię bardzo szybko.

Keeva naprawdę wzięła sobie do serca nauczenie mnie tej formy obrony. Kiedy już opanowałam stawianie bariery, atakowała na różne sposoby, by sprawdzić, jak wiele i jak długo wytrzymam. Z każdym treningiem ten czas się wydłużał, ale nie były to jakieś godne podziwu postępy. Najgorszy był moment, gdy przebijała się przez moją tarczę. Ból paraliżował mnie na kilka sekund i mimo że powinnam być na to przygotowana, bo czułam, że ta chwila nadchodzi, to nadal byłam w szoku, bo nagle zostałam obdarta ze swojej prywatności.

Poczułam to dziwne uczucie, kiedy Keeva delikatnie wdzierała się do mojego umysłu. Jakby delikatne głaskanie po głowie, żeby uśpić czujność, by potem nagle jebnąć z młotka.

– Nie postawiłaś bariery ­– upomniała mnie.

– Nie chce mi się.

Keeva westchnęła. Uczucie zniknęło. Wycofała się. Wiedziałam, że to był trik. Wiedziałam, że zaraz zaatakuje. Nie chciałam znowu dostać młotkiem, więc spięłam się i postawiłam barierę w ostatniej chwili. Mentalna broń Keevy zderzyła się ze ścianą i rozpadła na kawałki. W mojej osłonie powstała rysa, ale byłam pewna, że dam radę odeprzeć jeszcze jedno uderzenie. Utrzymałam ją jeszcze przez chwilę, gotowa na kolejny atak, ale nie nastąpił. Pomarańczowe tęczówki z plamkami złota wpatrywały się we mnie w lekkim szoku. Chyba się tego nie spodziewała.

– Zrobiłaś to! – krzyknęła z szerokim uśmiechem na twarzy, niemal podskakując na kanapie. – Udało ci się! Jestem taka dumna!

Rzuciła mi się na szyję, a że leżałam z głową w dół, spadłyśmy obie na podłogę.

– Tęskniłam za tobą – powiedziała, nadal mnie ściskając.

– Udusisz mnie – jęknęłam.

– Wybacz – zaśmiała się, puszczając mnie i wstała, by usiąść z powrotem na kanapie. – Jak tam K? Opowiadaj!

Między mną a K było bardzo dobrze, wręcz cudownie. Wykonywaliśmy misje tak szybko, jak tylko się dało, by mieć potem czas na przyjemności. Wykorzystywaliśmy każdą wolną chwilę, jakbyśmy byli uzależnieni od seksu. A może rzeczywiście tak było. Nie mogliśmy oderwać od siebie rąk, ust... w ogóle nie mogliśmy się od siebie oderwać. Gdy tylko zostawaliśmy sami, napięcie sięgało zenitu i musieliśmy je rozładować. Jednak kiedy nie byliśmy sami, coraz ciężej było udawać, że między nami niczego nie ma. Powstrzymywanie się od jednoznacznych spojrzeń i gestów było naprawdę trudne. Czasami nie mogliśmy skupić się na misji, bo wodziliśmy za sobą wzrokiem, myśląc tylko o jednym. A wszystko przez ten niezapomniany czas w jaskini, do którego często wracałam we wspomnieniach, by usłyszeć jeszcze raz słowa K.

– Cieszę się, że wam się układa, ale oszczędź mi szczegółów z waszego życia seksualnego – powiedziała Keeva, wyrywając mnie z zamyślenia.

Miłość to nie wszystko [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz