Rozdział 9

411 31 80
                                    

Stałam przed lustrem i oglądałam zagojoną bliznę na prawej stronie twarzy. Właściwie dwie blizny. Jedna zaczynała się łuku brwiowym, przecinając brew, a kończyła wysoko na czole. Druga miała swój początek na kości policzkowej tuż pod okiem i przecinała policzek, kończąc się przy szczęce. Dobrze, że oko pozostało nietknięte. Blizny były jeszcze jasnoróżowe, ale z czasem zbledną. Ryan już niezliczoną ilość razy namawiał mnie do ich usunięcia, ale odmawiałam. Wojownik nie pozbywa się swoich blizn, a ja przecież byłam wojowniczką.

Coś błysnęło i moje ciało samo zareagowało. W sekundzie obróciłam się i przykleiłam plecy do ściany, z sercem chcącym wyskoczyć mi z piersi. Zasłoniłam się przedramionami, jakby miały jakieś szanse z ostrzem. Zacisnęłam mocno powieki, czekając na ból, ale się nie pojawił. Otworzyłam jedno oko i zobaczyłam przed sobą Masona z wymalowanym na twarzy zaskoczeniem pomieszanym z troską. Trzymał w ręku metalowy słoiczek z maścią na blizny. Patrzyliśmy na siebie, nie wiedząc, co powiedzieć, więc przybrałam swoją maskę złości i wyrwałam mu maść z dłoni, sycząc:

– Na co się gapisz?

Usiadłam przed lustrem po turecku, bo nogi miałam jak z waty. Fizycznie było ze mną wszystko w porządku, ale psychicznie...

Otworzyłam słoiczek i nabrałam trochę maści na palec, ale dłonie mi się trzęsły. Prędzej wbiję sobie paznokieć w oko niż trafię na bliznę. Mason usiadł obok mnie i delikatnie złapał moją dłoń.

– Daj – powiedział łagodnie, zdejmując maść z mojego palca swoim.

Ostrożnie nałożył maść na bliznę na brwi, a potem wziął ode mnie słoiczek, by to samo zrobić z drugą.

Odkąd przywieźli mnie z Ifreann, nieustannie pilnują mnie żołnierze. Przeważnie latają w powietrzu i nawet ich nie widzę. Oczywiście Mason też stoi na straży. Uparł się i nic, i nikt nie był w stanie go odwieść od tego pomysłu. Pierwsze kilka nocy spałam u brata, więc smok w swojej prawdziwej postaci siedział na dachu apartamentu Ryana i pilnował mnie razem z wojskiem. Teraz, gdy byłam już u siebie, spał ze mną w jednym łóżku. Mimo że pilnowali mnie żołnierze. Mimo że Bhalora miała na orbicie rozciągniętą tarczę obronną i nikt niezauważony nie wejdzie w atmosferę.

Cieszyłam się, że był obok. Nie chciałam być sama, ale nie chciałam być też u Ryana. On miał mnóstwo obowiązków, nie mógł się bawić w moją niańkę, a i tak prędzej czy później skoczylibyśmy sobie do gardeł. Musieliśmy od siebie odpocząć. W nocy miewałam koszmary i czasami wydawało mi się, że znów byłam w piekielnej celi Ifreann.

MAO przysłało mi nowy kombinezon i maskę, ale nie chciałam jeszcze wracać do pracy. Nie byłam gotowa. Fizycznie oczywiście nic nie stało na przeszkodzie. To z głową było gorzej. Wolałam wyciągać Masona do klubów i wlewać w siebie hektolitry alkoholu niż stawić czoła problemowi. Wolałam rzucić się w wir tańca, wiedząc, że smok mnie pilnuje, i na chwilę zapomnieć. Nawet jeśli później musiałam przypłacić to potężnym kacem.

W końcu któregoś razu cierpliwość smoka się skończyła.

– Koniec tego balowania. Koniec uciekania. Koniec udawania, że nie ma problemu – powiedział, krzyżując ręce na piersi i wbił we mnie wzrok.

Stał w drzwiach mojej sypialni, zagradzając mi wyjście.

– Zejdź mi z drogi, albo sama cię przesunę – syknęłam.

– To przesuń.

Rzucał mi wyzwanie. Naparłam na niego swoim ciałem, ale ani drgnął. Próbowałam go uderzyć pod żebra, albo w krocze, ale zablokował moje ciosy i odepchnął mnie.

Miłość to nie wszystko [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz