7. Rozdział

201 24 4
                                    

Eleanor wysłała mi wiadomość, gdy wyruszyli spod domu Styles'ów. Nie chciałam żeby Harry wchodził na górę,  dlatego odczekałam jakąś chwilę i zbiegłam na dół,  gdy światła samochodowe pojawiły się na ulicy.
- Cześć - zawołał Harry wysiadając z auta. - Jesteś tam, Eleanor? - zapytał otwierając tylne drzwi. Nie było odzewu, gdyż Ellen chrapała w najlepsze.
- Wezmę ją - powiedziałam przymierzając się do podniesienia mojej córki i niesienia jej na rękach do mieszkania.
- No coś ty... no chyba, że aż tak bardzo nie chcesz żebym wchodził na górę.
Przewróciłam oczami i poprowadziłam Harry'ego do samego pokoju Eleanor.
- Chcesz może herbaty? - zapytałam, właściwie nie wiedząc dlaczego.
- Myślałem, że mam już iść skoro nie jestem u ciebie zbyt mile widziany...
- To wcale nie tak - oburzyłam się.
- No to jak to jest, Chelsea? - jego zimny wzrok przeszł moją skórę.
- Myślę, że powinneś już iść - powiedziałam, a do moich oczu zaczęły napływać łzy.
- A jednak... Jasne. Dobranoc.
Spodziewałam się, może, że trzasnie drzwiami i odjedzie z piskiem opon. Wyglądał przecież na zdenerwowanego. Jedynym znakiem, że odjechał były światła, które zniknęły z ulicy.

- Co my tak właściwie robimy, Chels? - zapytała Rita, gdy zaciągnęłam ją do kurczakowni w której pracowała moja siostra.
- Szukamy Tyler'a, gdzie go znajdę? - podeszłam do dziewczyny myjącej okna, która popatrzyła na mnie zaskoczona, po czym wskazała na chłopaka za ladą.
- Idź coś zamów! - kazałam Rice wciskając jej moją kartę płatniczą do ręki.
- Ale co mam zamówić? - zapytała o niemal nie krzycząc.
- Ja wiem? Zamów to na co masz ochotę.
Rita trochę niepewnie ruszyła do kas. Długo patrzyła w menu, a potem uśmiechnęła się do mnie i zaczęła rozmawiać z Tyler'em. Chłopak był wysokim i przystojnym blondynem.
- Przemiły ten chłopak - powiedziała wesoło Rita wracając do stolika przy którym siedziałam.
- Rany, Rit, miałaś zamówić coś małego, a nie od razu cały kubeł - syknęłam.
- Wcale nie. Kazałaś mi zamówić to na co mam ochotę, a ja ochotę miałam właśnie na to... - wyjaśniła.
Zamknęłam oczy i wciągnęłam powietrze nosem.
 - Chelsea! Co wy tu robicie? - krzyknęła June stając przede mną. Miała ładnie ułożone orzechowe włosy i duże zielone oczy. Podobno wyglądałyśmy razem niczym bliźniaczki, ale ona była naturanie piękna. Ja musiałam wspomagać swoje piękno w różne dziwne sposoby.
 - Przyszłyśmy z Ritą na obiad.
June uniosła brew.
- Ty nawet tego nie jadasz - powiedziała mierząc mnie prowokująco wzrokiem.
- Oczywiście, że jadam - wzięłam do ręki zapanierowany kawałek kurczaka, przełknęłam ślinę i ugryzłam. Żułam chwilę po czym głośno przełknęłam. Uśmiechnęłam się do June zwycięsko.
 - Suń się, Chels. Więc co myślicie o Tyler'ze? - zapytała pochylając się nad stołem.


Poznałyśmy Tayler'a osobiście chwilę przed tym jak June zaczęła swoją zmianę. Zaproponowałam mu, że odwiozę go do domu, gdyż jego auto było w naprawie i nie miał go kto odwieźć. Musiałby iść na piechotę, a robiło się dziwnie zimno i zaczynało kropić.
- Pani Whiteley... - zaczął Tyler.
- Mów mi Chelsea.
 - Pani Chelsea - powiedział, a ja się uśmiechnęłam - czy June jest na prawdę twoją siostrą?
Nie wierzyłam w to co właśnie usłyszałam dlatego odczekałam chwilę by mój mózg zrozumiał pytanie. 
- Pytasz czy June Whiteley jest moją siostrą? - wyksztusiłam otwierając samochód. 
- Przepraszam pani Whiteley, to znaczy Chelsea - szybko zreflektował się Tyler otwierając, a następnie zamykając drzwi od mojego samochodu.
- Co się z tobą dzieje? - zapytałam stając w bez ruchu.
- No wie pani to trochę dziwne - zaczął Tyler siadając na miejscu pasażera - Nawet jeszcze nie chodzę z June, a już poznałem całą jej rodzinę. 
Spojrzałam na niego z wytrzeszczonymi oczami, a potem wybuchłam śmiechem.
- Czyli June ci się podoba.
-To chyba oczywiste, ale nie wiem czy ja podobam się jej.

Tyler Daniels mieszkał bardzo blisko rodziców Styles'a, więc gdy tylko znalazłam się w pobliżu jego domu spięłam się i nie śmiałam z bardzo zabawnych żartów Tyler'a.
Samochód Harolda, którym odwoził Eleanor do domu stał na podjeździe, a pani Styles siedziała w altance w ogródku i zapewne popijała popołudniową kawę jak to miała w zwyczaju.
Zatrzymałam samochód przy bramie garażowej Daniels'ów.
 - Dziękuję za podwózkę, Chelsea - podziękował mi Tyler - Może wpadniesz do środka? Zrobiło się zimno, a po za tym moja mama ma coś dla mamy June, a ja nigdy nie mam okazji zabrać tego z domu.
- Dobrze - wyłączyłam silnik i otwarłam drzwi nerwowo zerkając na okna domu Styles'ów.
- Dzień dobry, Chelsea! - zawołała pani Styles ze swojej altanki. Pomachałam do niej i razem z Tyler'em weszłam do domu.
Z zewnątrz dom wydawał się mniej bogaty niż w środku.
Tyler uśmiechnął się przepraszająco i zniknął na chwilę. Rozejrzałam się do okoła. Na ścianach wisiały zdjęcia, głównie zdjęcia Tyler'a i jego braci. Z tego co pamiętałam jeden z braci Daniels wyjechał do USA i rozpoczął pracę w NBA, a dwóch zamieszkało w Londynie i tam założyli własne firmy.
- Chodź do kuchni - zaproponował Tyler. Ruszyłam za chłopakiem trochę zakłopotana. - Kawy?
- Mogłabym szklankę wody? - zapytałam.
Tyler postawił pudełko, które niósł na stole i powiedział, że to dla mojej mamy. Kiwnęłam głową i zajęłam się cichą rozmową o planach na przyszłość.
Tyler dopiero po chwili przyznał, że myśli o wspólnej przyszłości z moją siostrą. Powiedział mi też, że na razie nie chcę niczego na poważnie bo nie ma na to czasu, musi się uczyć. Jego brat zaproponował mu posadę w Londynie, gdy tylko skończy szkołę. Został mu jeszcze rok, dlatego w przerwach po między pracą, a szkołą uczy się tego co potrzebne w kancelarii prawniczej.
- Będę się zbierać - mruknęłam podnosząc się z krzesła. Chciałam wziąć pudełko sama, ale Tyler powiedział, że on je weźmie bo jest za ciężkie.
Spakowaliśmy pudło do bagażnika, a ja cmoknęłam Tyler'a w policzek. Wydawał się mi naprawdę miłym i wartościowym chłopakiem i od razu go polubiłam.


Tego wieczoru Rita, James i moja Ellen poszli odwiedzić Harold'a, a ja miałam czas by popracować.
Zaraz po wizycie u Tyler'a pojechałam do 'Velvet Socks' i tam zajęłam się swoimi planami. Przyjemna muzyka, która sączyła się z radia napawała mnie entuzjazmem i energią do działania.
Vix - asystentka Rity, która zwykle opuszczała firmę jako ostatnia i to ona zwykle zamykała drzwi, zdziwiła się,  gdy zobaczyła mnie - wychodzącą zwykle jako pierwszą - w gabinecie nadal pracującą.
- Cześć - przywitała się otwierając przeszklone drzwi do mojego gabinetu.
- Cześć Vix - uśmiechnęłam się nie przerywając zszywania dwóch kawałków materiałów.
 - Nie spodziewałam się Ciebie tutaj tak późno - powiedziała, a ja automatycznie zerknęłam na zegarek. Była jedenasta.
- Cholera - mruknęłam pod nosem. - Nie zauważyłam, że zrobiło się tak późno. Zawsze pracujesz tak długo? - zapytałam wrzucając swe rzeczy jak leci do torby.
- Nie, zazwyczaj wychodzę po 16, ale dzisiaj miałam gorszy dzień i wszystko co robiłam zajmowało mi dwa razy więcej czasu niż zwykle. Zerwał ze mną chłopak.
Zatrzymałam się. Oczy Vix wypełniały łzy, a makijaż okazał się być nie odpowiedni na taką okazję. Czarne stróżki spływały po policzkach brunetki niczym czarne wodospady.
Poczułam nagłą chęć przytulenia jej do siebie. Odezwały się we mnie matczyne instynkty.
- Zapraszam do siebie - powiedziałam.


Siedziałyśmy w moim samochodzie, a ja ustaliłam z Niall'em, że Ellen zostaje u niego, za to Rita bardzo chciała wpaść na ten damski wieczór.
Nie było problemu z Ellen z resztą na drugi dzień (tzn. za godzinę) była już sobota i Eleonor nie musiała wcale iść do szkoły. Poza tym moja córka bardzo lubiła nocować u Niall'a bo on pozwalał jej spać ze sobą oraz śpiewał kołysanki, albo opowiadał jakieś historie.
- Rozgość się - powiedziałam do Vix szukając jakiegoś filmu.
- Jesteśmy! - zawołała Rita i razem z Perrie weszły do salonu z torbami pełnymi rożnych rzeczy.
Zdziwiłam się trochę widząc Perrie, ale im więcej ludzi tym lepsza zabawa - pobobno.
 - Vix to Perrie, Perrie to Vix - przedstawiła je Rita, a ja zaczęłam szukać śpiworów.
Ktoś zadwonił do drzwi i Rita poderwała się gwałtownie z kanapy.
- Gość od pizzy! - zawołała Perrie, Vix i ja rozlewałyśmy dla siebie wino do kieliszków bo ani Rita, ani Perrie nie piły z 'dziecięcych' powodów.
- Mam trójkę dzieci - powiedziała Perrie do Vix - Noah ma 7 lat Valerie - 5, a William dwa miesiące.
- Czyli po za mną wszystkie macie dzieci - zmartwiła się Vix -  A ja nawet nie mam faceta.
- Ja też nie mam faceta - dodałam i wszystkie spojrzenia padły na mnie.
 - Wiem, że podobasz się Ashton'owi - mruknęła Vix dolewając sobie wina do kieliszka.
- Ashton? - pisnęła Rita - O Boże! Przecież on jest taki uroczy!
Ashton Irwin pracował w 'Velvet Socks' jako nikt konkretny. Był może takim dobrym duchem naszej firmy? Poza tym odrobinę zastępował Ritę, gdy ja nie ogarniałam sytuacji. Na dodatek był nieziemsko przystojny chyba dlatego go trzymałyśmy. Rzeczywiście było na co popatrzeć.
- Umówimy Cię z Ashton'em! - zawołała Vix.

Dobra kochani! :)

w ramach Thanksgiving dzisiaj dodaję kolejny rozdział :)

Stories of What We DidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz