11. Rozdział

235 20 4
                                    

        "Jeśli kiedykolwiek zapomnisz, ile naprawdę dla mnie znaczysz
                   Każdego dnia będę
                           Ci to przypominał."

                                                  ~ Bruno Mars "Count on me"

   

Obudził mnie piękny zapach kawy, który roznosił się po moim mieszkaniu. Wiedziona tym co czułam skierowałam się do kuchni. Przy kuchence stał Ashton.

- Dzień dobry, Chelsea - powiedział i wręczył mi kubek pełen białej kawy.

- Dziękuję - odpowiedziałam i usiadłam na jednym z barowych krzeseł w mojej kuchni.

- Ktoś przez cały ranek dzwonił do ciebie i wysyłał wiadomości, a ja z braku kwalifikacji nie odbierałem, a nawet nie zaglądałem. Jestem właściwie pewien, że to któryś z Twoich adoratorów - zaśmiał się podając mi mój telefon. Nie wiem co mnie wzięło, ale zamiast zajrzeć w komórkę podeszłam do Ashton'a i wtuliłam się w jego nagi, ciepły tors. Chłopak poprawił okulary, a potem pocałował mnie w czoło.

- Zjedz śniadanie, a potem pojedziemy do Eleanor - zaproponował, poszedł do łazienki, a ja zabrałam się za jedzenie. Przy okazji zerknęłam na telefon. 20 nieodebranych połączeń. 1 wiadomość głosowa. 5 wiadomości tekstowych. Nadawcą jednego sms'a był Harry Styles i długo biłam się z myślami czy otworzyć czy tez skasować wiadomość, ale zdecydowałam się ją przeczytać.

"Dziewczynki nie będą mogły się dzisiaj spotkać. Darcy jest chora - H."

Po chwili namysłu odpisałam:

"Eleanor jest w szpitalu"

Rzuciłam telefon do torby i poszłam się ubrać starając się nie myśleć ani o Harry'm, ani o tym co mi powiedział, ani o tym co miałabym w tej sytuacji zrobić.

- Cześć Suz - zawołałam prawie biegnąc po schodach szpitala. Dziewczyna odwróciła się do mnie i przywitała wielkim, zmęczonym uśmiechem.

- Ellen jeszcze śpi - powiadomiła mnie pani doktor i weszła do sali dla lekarzy.

- Suzanne... - mruknął Ashton, ale przerwał mu ogłuszający huk zamykanych drzwi. - W takim razie chodźmy do Ellen - uśmiechnął się i chwycił mnie za dłoń, splótł nasze palce i ruszyliśmy do sali w której spała Eleanor. 

Usiadłam na łóżku w nogach Ellen wciąż trzymając Ashton'a za rękę. Dodawał mi jakiejś pewności siebie. Czułam, że po raz pierwszy nie jestem sama.

- Mamo? - odezwała się Eleanor po jakiś dwudziestu minutach od kiedy do niej przyszliśmy.

- Cześć skarbie - powiedziałam i podniosłam się by pocałować ją w czoło. - Strasznie za Tobą tęskniłam.

- Chelsea - zaczął Ashton, który skończył właśnie rozmawiać przez telefon – Muszę jechać do 'Velvet Socks'. Cześć, Eleanor - Ashton uśmiechnął się do Ellen i podał jej swoją dłoń.

- Cześć - odparła Eleanor podając mu swoją rączkę. 

- To jest Ashton, pracuje ze mną - wyjaśniłam.

- Muszę już iść. Pa, Eleanor, do zobaczenia później Chelsea.

Siedziałam z Eleanor do momentu, w którym Suz kategorycznie kazała mi opuścić teren szpitala. Nie pozostało mi nic innego do roboty jak wrócić do domu.

Chwilę potem przyjechał Ashton. Zrobił zakupy, o które wcale go nie prosiłam i postanowił ugotować nam kolację w czasie kiedy ja miałam wziąć długą odprężającą kąpiel z bąbelkami.

Wyłączyłam wodę, złapałam za ręcznik i zaczęłam wycierać swoje mokre ciało. W salonie słyszałam dwa głosy - wyższy i spokojny należący do Ashton'a i niższy, podenerwowany należący do...osoby, której nie chciałam teraz widzieć.
- Jest Chelsea?
- Jest w łazience - odpowiedział Ashton.
- W takim razie poczekam.
Otwarłam drzwi i w mojej piżamie poszłam do salonu.
- O widzę, że odważyłaś się zaszczycić mnie swoją obecnością! - zawołał Styles rozwalając się bezczelnie na mojej kanapie.
- Po co przyszedłeś? - zapytałam splatając ramiona na piersiach.
- Twoja niesamowita firma znana jako 'Velvet Socks' - nakreślił cudzysłów palcami w powietrzu - zaproponowała NIELETNIEJ to jest Queenie Rowell MOJEJ podopiecznej pracę! Nie robi się takich rzeczy, Chelsea Whitely. Nie proponuje się dzieciom wielkich karier.
- Czy z Tobą tak nie było? - zapytałam. Mieliśmy po 17 lat jak Harremu zaproponowano sławę. Quennie była w bardzo podobnej sytuacji, ale ja jej nie chciałam wykorzystać. Po chwili Harry odpowiedział na moje wiem pytanie.
- Tak. Dlatego wiem jak to się skończy.
- A ja wiem, że każdy musi mieć swoje pięć minut... Oh popatrz moje trwa już siedem lat! Szkoda, że Twoje skończyło się tak szybko. Zapowiadałeś się świetnym solistą - uśmiechnęłam się rozbrajająco tak jakbym go komplementowała, a nie wyśmiewała.
Harry pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Quennie nie będzie brała udziału w tym waszym...
- Spocie reklamowym - rzucił Ashton podpowiadając Harremu.
- Zamknij się! - szczeknął Styles. - Jako anonimowa modelka. Nie wiem...jeżeli dorzucicie jakieś Quennie Rowell do reklamy wam niczego nie ubędzie, a ona zyska rozpoznawalność.
- Jasne, nie ma sprawy - powiedział Ashton. Harry ponownie zmierzył go morderczym wzrokiem, ale Irwin nawet nie mrugnął.
- Ashton zastępuje Ritę - wyjaśniłam.
- To nie znaczy, że musi u Ciebie mieszkać i ciągle za Tobą łazić - warknął Styles, a ja przewróciłam oczami.
- Osiągnąłeś to co chciałeś? Nic więcej i tak już tu nie zdziałasz i możesz iść...
- Tak! Żebyś ty wróciła do tego swojego lovelasa z Bożej łaski - mruknął pod nosem i wyszedł z mojego mieszkania głośno trzaskając drzwiami.

- Rozmawiałem z Suz. Powiedziała, że jutro będziemy mogli odebrać Eleanor, to znaczy TY będziesz mogła odebrać Eleanor jutro, gdy obiecasz, że będziesz sprawować nad nią należytą opiekę.

- Oczywiście, że odbierzemy ją we dwoje - zawołałam i po raz pierwszy pocałowałam Ashtona.

UUUUUHHHHHH!!!!!

Jestem okropna!!! Spieprzyłam ten rozdział!

Pozwólcie mi wyjaśnić xd

Swoje pliki trzymam na tablecie, który jakby nie patrzeć zepsuł mi się jeszcze przed świętami, a nie miałam tego nigdzie indziej zapisanego i wyszło tak, że dopiero teraz po godzinach bezproduktywnego myślenia, stworzyłam coś takiego :) taki "niby rozdział"

Mam nadzieję, że mi wybaczycie i nadal będziecie śledzić losy Chelsea, które stają się coraz bardziej zagmatwane i ciekawsze ;)

Stories of What We DidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz