6. Rozdział

210 24 6
                                    

Leżałam w łóżku i nie mogłam spać. Myślałam o tym co powiedział Niall po obiedzie. Chciałam wyjąć moją czarną bluzę, wyjść na balkon i zapalić, ale wtedy moja mama dowiedziałaby się o tym pewnie jeszcze dzisiejszej nocy. Złapałam za mojego laptopa, który leżał na stoliku nocnym. Otwarłam folder ze zdjęciami, których chciałam się pozbyć, a z drugiej strony nie chciałam ich wyrzucić. Przedstawiały głównie Harrego i mnie, uśmiechniętych. Zbyt wiele dobrych wspomnień zebranych w jednym miejscu.

Rano obudziła mnie moja siostra drąc się w przedpokoju.

- Eleanor zapraszam do samochodu! – szybko podniosłam się z łóżka i pobiegłam do kuchni nie patrząc nawet na zegarek.

- Cześć, June – rzuciłam przechodząc koło siostry. Zatrzymałam się w pół kroku, gdy zobaczyłam dwie, a nie jedną sylwetkę tak jak się spodziewałam.

- Cześć, co tu robisz? – zapytałam.

- Jedziemy z Quennie do szkoły, pomyślałam może, że wezmę Eleanor skoro mamy po drodze. Miała ci powiedzieć, gadałam z nią wczoraj.

Wyprawiłam moją córkę do szkoły dając jej drugie śniadanie i machając z kuchennego okna, gdy odjeżdżały spod kamienicy. Zastanawiało mnie jak to Quennie i moja siostra szły do szkoły? Byłam praktycznie pewna, że ta kobieta jest matką Darcy. Nie mogła być w liceum. Wyglądała na starszą.

Podzieliłam się tą informacją z Ritą w drodze do pracy. Jechałam szybko i niebezpiecznie, ale zależało mi na czasie.

Wpadłam do swojego gabinetu i zabrałam się za szkicowanie. Nie minęło może pół godziny, a ja miałam w rękach 3 gotowe projekty. Natchnęło mnie zdjęcie, które oglądałam wczorajszej nocy. Miałam na nim piękną tiulową spódnicę baletnicy, którą sama uszyłam, gdyż nie mogłam takiej znaleźć w żadnym sklepie. Postanowiłam, że wykorzystam moje nastoletnie ciuchy, których jeszcze nigdy nie pokazywałam, aby zrobić nową kolekcję. Jedyne co należało zrobić to pojechać do moich rodziców do domu, zabrać pudełka z ubraniami i trochę je przerobić. Skorzystałam z tego, że dzisiaj nie musiałam się za bardzo przejmować Eleanor i mogłam pracować.

Zadzwoniłam do domu by uprzedzić tatę, że przyjadę. Ucieszył się bardzo i powiedział, że ma dla mnie słoiki z dżemami i sokami, które zrobił z malin rosnących w ogrodzie.

Podjechałam pod dom i zaparkowałam na podjeździe.

- Chelsea! - zawołał mój tata wychodząc z domu i wypuszczając przy okazji Jam naszą rodzinną psinę. Suczka wyskoczyła za drzwi i rzuciła się na mnie. Dosłownie.

- No już dość, grubasie. Wystarczy tych pieszczot - syknęłam otrzepując ubranie z kudłów Jam.

- Chodź Chelsea,  dam ci obiad - powiedział tato uśmiechając się do mnie.

Wcale nie chciałam jeść, ale gdy tata postawił przede mną pieczonego kurczaka nie mogłam się powstrzymać.

- Przepyszne - mruknęłam rozwalając się na krześle. Zjadłam tak dużo, że gdybym nie odpięła ukradkiem guzika od moich czarnych spodni, to poszedł by się straszyć.

- Cieszę się, że smakuje. Sam robiłem - i byłam w stanie w to uwierzyć. Moja mama raczej nie miała talentu kulinarnego,  dobrze szły jej wszelkie sprawności manualne malowanie, haftowanie, wyszywanie, ale do gotowania nie miała żadnych kwalifikacji.

- Pójdę po rzeczy - mruknęłam i wstałam z miejsca.

- Trochę ciężko tam wejść, ale poradzisz sobie - podniósł mnie na duchu tato, gdy wychodziłam po schodach. Zanim weszłam do środka dotknęłam białych drzwi i dużym, srebrzystym napisem "Chelsea" na ich froncie. Przypomniałam sobie jak bardzo chciałam zostać księżniczką, gdy robiłam ten napis. Był duży i błyszczący, tak jakie są księżniczki: pewne siebie i piękne. Nawet po 20 latach czułam, że gdybym robiła taki napis byłby on bardzo podobny, jak nie identyczny. Złapałam za klamkę i zamknęłam oczy. Doskonale pamiętałam jak zostawiłam ten pokój wyprowadzając się od rodziców mimo iż oni chcieli żebym została. Myśleli, że nie dam sobie rady mieszkając sama z dzieckiem w kamienicy na drugim końcu miasta.

Stories of What We DidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz