Bogowie Olimpijscy-Dzeus

166 5 0
                                    

Dzeuz ( Jowisz )

Imię najwyższego boga Grecji spokrewnione jest z indyjskim Dyaus,
staroniemieckim Ziu i łacińskim Jupiter (od: Diovis pater), gdzie pobrzmiewa wspólny indoeuropejski pierwiastek div, co wyraża: rzucać, strzelać, błyszczeć. Jakoż Dzeus jest przede wszystkim panem błyskawic i piorunów. Zmienny jak niebo, nad którym panuje, co chwila daje poznać inne oblicze. W rozjaśnionym lazurze greckim, w eterycznej przejrzystości poranków czuje się łaskawe spojrzenie ojca światłości. On zsyła deszcz, on ziemię okrywa w gronostaje śniegu. Wśród gromów i burzy objawia się potęga władcy, który gromadzi czarne kłębowiska chmur, huraganem
podnosi ołowiane fale morza, rozmiata piasek ziemskich dróg i, otwierając
upusty niebieskich wód, na szczytach gór zapala ognie grzywiaste. Dzień i noc na dnie dymiących wulkanów cyklopi kują pioruny dla Dzeusa. Prawdziwie możny bóg. Gdyby linę ze złota uczepić na szczycie niebios i gdyby się na niej uwiesili wszyscy bogowie i wszystkie boginie, nie zdołaliby ściągnąć Dzeusa na ziemię. Lecz gdyby on sam z kolei poderwał linę, wszystkich bogów wraz z morzem i ziemią podniósłby do góry i uwiązał dokoła skały Olimpu. Tak przynajmniej sam się przechwalał. Ares, bóg wojny, który na niewielu rzeczach tak dobrze się rozumiał, jak na wszystkim, co dotyczy siły fizycznej, oburzał się głośno: “Nie przeczę — mówił — że Dzeus jest silniejszy i potężniejszy od każdego z nas, ale żebyśmy wszyscy razem tak mało wobec niego znaczyli, to już nie mieści mi się w głowie". I przypomniał, jak to raz za dawnych czasów wybuchł spisek przeciw Dzeusowi. Hera, Atena i Posejdon napadli go i skrępowali tak mocno, że nie mógł się ruszyć. Nie wiadomo, co byłoby się stało, gdyby nie boginka morska, Tetyda, późniejsza matka Achillesa. Zbiegła prędko do Tartaru,
sprowadziła sturękiego Briareusa i ten uwolnił pana niebios. Tak, to prawda, wszyscy go pamiętali. Ale od Aresa w tym dniu stronili. Przezorny Hermes zbliżył się chyłkiem do wojowniczego boga i szepnął mu na ucho: “Daj spokój. Ani mnie nie jest bezpiecznie
słuchać podobnych rzeczy, ani tobie mówić". Miał słuszność. Dzeus był popędliwy i unosił się łatwo, a gdy się rozsierdził, rzucał bez miłosierdzia bogami po salach swego pałacu, aż
drżały ściany ze złota. Wyobrażenie, jakie mieli Grecy o Dzeusie, zmieniało się z postępem cywilizacji helleńskiej. Gdy byli jeszcze na wpół barbarzyńcami, cenili w nim przede wszystkim siłę i złowrogą moc niszczenia. Później ozdabiali go coraz doskonalszymi zaletami serca i umysłu, aż powstał idealny obraz najwyższego bóstwa, którego mądrej władzy podlegają wszystkie dziedziny życia. Dzeus jest opiekunem praw i jako Horkios ze szczytów swojego tronu, na którego stopniach siedzi bogini Sprawiedliwości, przestrzega świętości przysięgi, którą ludzie składają wznosząc ręce i oczy do nieba i wymawiając jego imię; jako Ksenios broni nienaruszalnego prawa gościnności, jest patronem przybyszów proszących o pomoc i przytułek, pod jego opieką pozostają posłowie i heroldowie, nawet
najlichszy żebrak broni się przed zniewagą groźnym imieniem Dzeusa i
gdy dłoń położy na krawędzi ogniska domowego, włos mu z głowy spaść
nie może. Dzeus jest krzewicielem uczuć szacunku, łagodności i miłosierdzia, przestrzega, aby ludzie nie byli względem siebie surowi i nieubłagani. Stojąc na straży całości społeczeństwa Dzeus żąda posłuchu dla praw moralnych. Dobry i łagodny, otacza opieką wszelką pracę ludzką. Na złotych
szalach waży losy śmiertelnych i wedle wskazań tej wagi zsyła dobro i zło,
dolę lub niedolę. Każda osada ma swego Dzeusa z przydomkiem Herkejos
(patron zagrody), który czuwa nad prawem własności i nierozerwalnością
rodu lub gminy. Wreszcie otrzymał Dzeus piękne imię Hellenios, jako
bóstwo narodowe, które różnorodne szczepy greckie łączy w jedną całość i
nie pozwala im przepaść w morzu sąsiednich plemion barbarzyńskich.
Pewnego razu, przebrany za człowieka, udał się Dzeus wraz z Hermesem na ziemię, żeby się przekonać, czy ludzie zachowują jego święte prawo. O zachodzie słońca weszli do jakiegoś miasta i idąc od domu do domu szukali noclegu. Lecz wszystkie drzwi zamykały się przed dwoma podróżnymi. Już noc była, gdy zapukali do małej chatki stojącej na wzgórzu za miastem. Żyło tam dwoje ubogich staruszków: Filemon, i Baucis. Dobrzy ludziska podsunęli nieznajomym stołki i rozniecili wesoły
ogień, dorzucając suchych liści i kory drzewnej. Filemon przyniósł z ogrodu
trochę jarzyn, które Baucis ugotowała w garnku glinianym. Nakryli do stołu i ułożyli gości na łóżkach, wyścieliwszy je jak mogli najwygodniej. Widząc
jednak, że jedzenia i napojów wciąż przybywa i że ich skromne naczynia
zmieniają się w złotą zastawę, poznali bogów i padli na kolana. Filemon
chciał złożyć ofiarę i zabić jedyną gęś, która chowała się w domu, ale
Dzeus go zatrzymał. Wszyscy czworo wyszli na szczyt góry i w promieniach jutrzenki ujrzeli staruszkowie na miejscu swojej lepianki wspaniałą świątynię przeglądającą się w toni wielkiego jeziora. Bogowie zatopili niegościnne miasto, a jego mieszkańców przemienili w żaby. Filemon i Baucis żyli jeszcze długie lata, pełniąc służbę kapłańską w nowej świątyni, aż pewnego dnia wrośli w ziemię jako dwa drzewa, pniami ze
sobą, złączone. Było to spełnienie ich ostatniej prośby: umrzeć razem, aby
jedno nie patrzyło na śmierć drugiego. W gałęziach drzew ptaki ścieliły sobie gniazda, a podróżni, wypoczywając w ich cieniu, opowiadali historię o niegodnych mieszkańcach jeziora i pobożnych staruszkach. Na całym obszarze świata greckiego odbierał Dzeus cześć najgłębszą. We wszystkich większych miastach stały jego świątynie. Na
Lykajonie w Arkadii spełniały się dlań tajemnicze obrzędy, splamione krwią
ludzką. Ale najświętszymi miejscami były Dodona i Olimpia. U podnóża epirskiego Tinarosu, w dolinie żyznej i wilgotnej, owianej chłodnymi wiatrami, stała odwieczna świątynia dodońska. Gołębica przyleciała tu z dalekiego Egiptu, ze świętych Teb, i usiadłszy na dębie przemówiła głosem ludzkim. Na ten znak boży zbudowano świątynię, w
której służbę pełnili dziwni kapłani, zwani selloi. Wiedli życie surowe, spali
na gołej ziemi i nie myli się nigdy, podobni w tym do późniejszych
ascetów. Zadaniem ich było objaśniać wolę boga ze szmeru liści dębu.
Mówiono, że w pniu tego drzewa samo bóstwo przebywa. W jego koronie
gnieździły się święte gołębie, a spod korzeni wypływało źródło cudowne.
Stała tam jeszcze miednica z brązu, w której ściany uderzała zawieszona
kulka i z tego dźwięku również starano się wyrozumieć przyszłość. Wyroczni udzielali kapłani odpowiadając na pytania, które podawano wyryte na ołowianych tabliczkach. W dzisiejszej Dodonie odkopano* sporo takich tabliczek i możemy się z nichdowiedzieć, jakimi to ważnymi kwestiami trapiono boga. Na jednej z nich czytamy: “Agis zapytuje, czy kołdry i poduszki zgubiono, czy też skradziono". Kapłani odpowiadając przemawiali wierszami, które niezmiennie zaczynały się od słów: “Dzeus był, Dzeus jest, Dzeus będzie".
W krainie Elis, na Peloponezie, leżała Olimpia, najsławniejsze miejsce kultu Dzeusa w całej starożytności. U zbiegu dwóch rzek, Alfejosu i Kladeosu, między wzgórzami zarosłymi borem, wśród łąk zielonych, zebrane w świętym okręgu stały liczne świątynie i budowle przeznaczone na mieszkania kapłanów, ćwiczenia zawodników, składy kosztownych podarków. Co cztery lata odbywały się igrzyska, które od r. 776 przed n. e. przetrwały aż do r. 393 n. e., kiedy to zniósł je cesarz Teodozjusz; jego następca w trzydzieści lat później kazał spalić świątynię Dzeusa. Olimpia
zmieniła się w to rumowisko, jakim jest dzisiaj, gdzie połamane kolumny i
poprzerzucane kamienie porasta trawa pomieszana z rumiankiem. Olimpia nie była miastem, lecz jakby osadą świątyń, dokoła których kapłani spełniali nakazane obrządki. Ożywiała się jedynie raz na cztery lata, przez kilka dni
igrzysk, wypadających w drugą lub trzecią pełnię Księżyca po przesileniu letnim, a więc w połowie sierpnia lub września. Na ten czas ustawały w całej Grecji spory i wojny: ogłaszano “pokój boży", aby szczęk oręża nie mącił powszechnej radości. W dolinie
Alfejosu kramarze rozbijali namioty, budy i stragany. Pasterze z Arkadii i Mesenii spędzali trzody bydła, kóz i owiec, które chętnie kupowano na ofiary. Szły gromadnie orszaki pielgrzymów śpiewając pieśni pobożne lub wesołe. Ze wszystkich stron ściągali zawodnicy, każdy ze swoim nauczycielem gimnastyki. Na wozach jechali wielcy panowie, których konie stawały do wyścigów. Uroczyste procesje miast greckich wiozły bogate dary dla świątyni Dzeusa. Igrzyska trwały kilka dni i obejmowały wszelkie popisy zręczności i siły. Nagrodą był wieniec oliwny, symboliczny dar, bezcenny w oczach tysięcy młodych ludzi, którzy z
najodleglejszych stron świata greckiego dążyli do Olimpii w nadziei zwycięstwa. Zawodnik ozdobiony tą świętą gałązką wracał do miasta rodzinnego jak triumfator. Stawiano mu posągi, na jego cześć układano hymny. Zajmował pierwsze miejsce na uroczystościach
publicznych i miał utrzymanie na koszt państwa. Grecja, rozbita na szczepy, miasta i państewka, jednoczyła się pod dobrotliwym spojrzeniem Dzeusa. W Olimpii ogłaszano powszechnie ważne rozporządzenia i układy, historycy i poeci odczytywali swoje utwory,
mówcy i filozofowie występowali z odczytami, wiedząc, że słucha ich naprawdę cała Hellada. W świątyni olimpijskiej stał posąg Dzeusa, dzieło mistrza ateńskiego, Fidiasza — jeden z siedmiu cudów świata. Na złotym tronie siedział bóg olbrzymi, osiemkroć przerastający miarę ludzką. Głową sięgał sufitu, barkami rozpierał się na całą szerokość nawy. Mówiono, że gdyby wstał nagle, rozniósłby całe wiązanie gmachu. W wyciągniętej lewej ręce trzymał boginię Zwycięstwa, prawą zaś dzierżył berło, na którym złoty orzeł
roztaczał skrzydła. Fałdzisty płaszcz szczerozłoty, ozdobiony figurami
zwierząt i kwiatów, przez lewe ramię z tyłu przerzucony, owijał mu lędźwie
i nogi aż ku stopom, odsłaniając nagą pierś z kości słoniowej. Nogi w złotych sandałach opierały się na podnóżku podtrzymywanym przez lwy. Bujne kędziory, ujęte złotym wieńcem oliwnym, spływały po obu stronach
twarzy, pełnej majestatu, łagodności i pogody. Posąg ten, na rozkaz jednego z cesarzy rzymskich przeniesiony do
Konstantynopola, spłonął tam w czasie pożaru. Lecz dzieło Fidiasza było
dla całej starożytności tak uświęconym wzorem, że tysiące posągów Dzeusa w naszych muzeach pozwalają domyślać się, jak ono mogło wyglądać.

MityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz