Bogowie Olimpijscy-Afrodyta

73 8 3
                                    

Afrodyta (Wenus)

Afrodyta nie miała ani ojca, ani matki. Mimo to nie uważała się za biedną sierotę. Pewnego bardzo pięknego poranku wyłoniła się po prostu z
piany morskiej, niedaleko Cypru. Widocznie jej oczekiwano, albowiem na
brzegu powitały ją Wdzięki, Uśmiechy, Igraszki, wesołe i miłe bóstewka, które odtąd pozostały w jej orszaku. Z każdym krokiem Afrodyty wyrastały pod jej stopami najcudowniejsze kwiaty. Służebnice wytarły jej ciało, namaściły wonnymi olejkami, wykręciły wilgotne włosy i ubrały. Na głowę włożyły złotą koronę, w uszy wpięły kolczyki z pereł, na piersiach zawiesiły naszyjnik ze szmaragdów. Odziały ją w koszulę tak delikatną jak mgła i w płaszcz tak barwny jak tęcza. Potem sprowadziły śliczny wózek wykładany szylkretem i zaprzęgły doń gołębie. W ten sposób bogini piękności pojechała na Olimp. Za jej zjawieniem się o spiżowe ściany Dzeusowego pałacu obiło się wielkie aa! wszystkich bogów, aż zazdrość ukąsiła w samo serce Herę, panią nieba, Atenę, wyniosłą królową mądrości, i inne boginie, które, szepcąc między sobą, zmawiały się, jak by poskromić tę przybłędę. Lecz nic jej nie uczyniły, albowiem wszystkich podbiła swym
wdziękiem. A miała na sobie przepaskę cudowną, która sprawiała, że wszystkie serca stawały się jej uległe i posłuszne. Została boginią miłości. Lecz wpierw sama się zakochała i poznała tego uczucia wszystkie słodycze i wszystkie cierpienia. Wybrańcem jej serca był Adonis, piękny myśliwy. Bogini,
przyzwyczajona do wygodnego życia, wstawała skoro świt, aby towarzyszyć Adonisowi na polowaniu. Delikatne stopy krwawiła o ciernie i kamienie, jej lekkie szaty darły się wśród gąszczów leśnych. Pewnego dnia, pod cedrami na szczytach Libanu, poszarpał Adonisa dzik. Za późno przybyła bogini z pomocą. Adonis schylił głowę w jej białe ramiona i
wyzionął ducha. Afrodyta polała krew kochanka nektarem i krew czerwona
zamieniła się w kwiat zwany anemonem. Niepocieszona bogini poszła do Dzeusa z prośbą, by kazał wyprowadzić duszę kochanka z podziemi i oblekł ją w dawne piękne ciało. Spełniono jej życzenie i odtąd Adonis sześć miesięcy spędzał przy
Afrodycie, a na drugą połowę roku wracał do Hadesu. Oddawano mu cześć
boską. Ośmiodniowe święto Adoniów było zarazem smutne i wesołe. Przez
pierwsze cztery dni opłakiwano jego śmierć nad sztucznym grobem, w
którym leżała drewniana figura, a przez następne cztery obnoszono jego
posągi głosząc zmartwychwstanie młodzieńca. Po domach ustawiano
“ogródki Adonisa", wazoniki z roślinami, które, jak rzeżucha, szybko wschodzą i prędko więdną — symbol przemijającej młodości lub lata ginącego pod srebrną kosą zimy. Afrodyta najchętniej przebywała na Cyprze, wyspie, która widziała jej narodziny. W Pafos miała sławną świątynię, gdzie opowiadano cud, jaki zdarzył się za sprawą bogini w domu Pigmaliona. Był to król Cypru, który zamiast państwem zajmował się sztuką rzeźbiarską. Chcąc wcielić swoje marzenia w kamień, wyrzeźbił kobietę tak cudną, jakiej nie było na ziemi. I zakochał się w niej, i cierpiał, albowiem
marmur nie mógł doń ani przemówić, ani się uśmiechnąć, ani mu podać dłoni. Gdy tak raz zatopił się cały w swej miłości i w swoim cierpieniu, poczuł, że czyjaś ręka dotyka jego ramienia. Obejrzał się: przed nim stał ukochany posąg, łaską Afrodyty zmieniony w żywą kobietę. Nazywała się ona odtąd Galatea. Pigmalion uczynił ją swoją żoną i królową, a ona dała mu syna, Pafosa, który założył miasto swego imienia i zbudował w nim wspaniałą świątynię dobrej bogini. Wyobrażano sobie, że bogini miłości buja po powietrzu na wozie zaprzężonym w gołębie: ...której ciche wozy Przez błękit gołąb niósł i gołębica — jak powiada Słowacki w Beniowskim. Była boginią kwiatów, ogrodów, gajów i wiosny. Święta Afrodyty obchodzono zwykle na wiosnę, nocą, w ogrodach, z tańcami i śpiewami. Rzadko tylko zabijano dla niej na ofiarę zwierzęta (zające, kozy, prosięta). Mówiono, że krwawych ofiar nie lubi i że w swej świątyni na górze Eryks, na Sycylii, sama co noc zmywa ołtarz ze śladów krwi garścią trawy zwilżonej rosą. Palono dla niej wonne kadzidła i
poświęcano jej róże, jabłka, granaty, mirty. Pochwałę tej wielkiej bogini, pani wszystkotworzącej miłości, wyśpiewał w wierszach natchnionych poeta łaciński Lukrecjusz (I wiek przed n. e.) na wstępie swego poematu filozoficznego pt. O przyrodzie rzeczy: “Matko narodu rzymskiego, rozkoszy ludzi i bogów, łaskawa Wenus! Ty morze żeglarskie pod gwiazdami niebieskimi leżące, ty ziemię plony rodzącą nawiedzasz, albowiem dzięki tobie powstaje wszystko, co żyje, i tylko dzięki tobie ogląda światło słońca. Gdy się pojawisz, uciekają wiatry i chmury niebieskie, pod nogi ci ściele ziemia miękkie kwiaty, do ciebie śmieją się mórz roztocza i niebo lśni ku tobie światłością szeroką.
Albowiem skoro rozewrą się wrota wiosny i powieje rodne tchnienie
zefirów, ciebie, bogini, najpierw ptaki powietrzne zwiastują; niesforne bydlęta skaczą po łąkach wesołych i przepływają rwące potoki, gdyż wszystko idzie, posłuszne, za twoim urokiem. Przez morza i góry, i rzeki wezbrane, i przez liściaste domy ptaków, i przez pola zielone, powszędy przelata tchnienie twojej miłości. Ty jedna rządzisz wszechświatem, bez ciebie ani dzień jeden nie zarumieni się świtem, bez ciebie nie rodzi się nic, co jest radosne lub miłe". W najdawniejszych czasach przedstawiano Afrodytę, jak zresztą
wszystkie boginie, w długiej, do kostek sięgającej szacie; w ręce trzymała
jakiś owoc lub kwiat, u stóp jej siedziały gołębie. Począwszy od IV wieku przed n. e. jawi się Afrodyta w sztuce greckiej naga lub do połowy obnażona, zwykle w kąpieli lub jako Anadiomene, tj. “wychodząca z morza", a więc w chwili swych cudownych narodzin. Najpiękniejszy posąg bogini miłości był dziełem ateńskiego rzeźbiarza Praksytelesa (IV wiek przed n.e.). Oryginał się nie zachował, lecz przetrwał w niezliczonych kopiach. Postać Afrodyty odtwarzali z równym zamiłowaniem i malarze starożytni.
Na freskach pompejańskich widzimy ją łowiącą ryby na wędkę lub płynącą
w muszli po morzu w otoczeniu małych Erosów.

MityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz