Bogowie Olimpijscy-Artemis

71 2 0
                                    

Artemis ( Diana )

Artemis była bliźnią siostrą Apollina. Równie jak on piękna, nie pomyślała jednak o małżeństwie i została na zawsze dziewicą, jak Atena. Dawano jej przydomek Czystej i wiedziano powszechnie, że nie pozwala
nawet spojrzeć na siebie mężczyznom, o czym najboleśniej przekonał się młody Aktajon (Akteon). Był to zapamiętały myśliwy, przez co mógł był stać się miłym bogini, która tak bardzo kochała łowy. Zgubiła go jednak własna nieostrożność. Pewnego dnia, jak zwykle,
od świtu uganiał ze sforą psów po lasach i górach. Ptaki uciekały przed nim, a on je dosięgał w locie pierzastą strzałą; ukryte w kniei zwierzęta wypłaszał niechybnym oszczepem. W samo południe stanął nad brzegiem strumienia leśnego. Schowany w krzakach, mógł widzieć nie postrzeżony, jak bogini Artemis kąpie się wraz z towarzyszkami. Posunął się krok dalej i trzask suchej gałązki go zdradził. Bogini go dostrzegła. Jakby żartem prysnęła nań wodą; Natychmiast Akteon zmienił się w jelenia. Nie wiedział teraz biedny myśliwy, co począć: czy wracać do domu, czy ukrywać się w lasach. W chwili gdy się tak wahał, własne ogary go wytropiły. Uciekał. Chciał krzyknąć swym wiernym psom: “To ja, Akteon. Czyż nie poznajecie swego pana?" Ale dźwięki, które wydawał, nie układały się w ludzkie słowa. W końcu zaplątał się wśród gałęzi, psy go dopadły i rozszarpały. Tragedię ostatnich chwil Akteona oddał Bolesław Leśmian w następującym fragmencie:

Powieść o Akteonie: wiosna szumi w borze.
Podpatrzył w blask boginię, skąpaną w jeziorze.
Za karę go w jelenia przedzierzgnęła mściwie.
Pokrwawiła się wieczność o leśne igliwie!...
Psy go własne opadły, szarpiąc, jak zwierzynę!
Wpośród godzin istnienia miał taką godzinę!...
Próżno bronił obcego, które boli, ciała!
Śmierć go, psami poszczuwszy, z jeleniem zrównała...
Próżno wzywał na pomoc dawnych towarzyszy.
Nasłuchując ich kroków na pobrzeżach ciszy!
Nikt nie poznał po głosie i po znoju rany,
Że to człowiek - nie jeleń! Duch - upolowany!

Artemis była prawdziwą królową lasów. W wysoko podpiętej sukni, w mocnych
sandałach, silnymi rzemieniami dookoła nóg uwiązanych, uzbrojona w łuk lub w oszczep, biegła, otoczona zgrają psów, na czele białego orszaku nimf, swych towarzyszek. Chwytało się jelenie, którym rogi zaplątały się w gąszczu; zastawiało się sidła na zające; czatowało w dziuplach wielkich drzew na ociężałe dziki. Pachnący chłód lasu, przelotny
skwar otwartej polany, szumiąca świeżość potoków! Rozkładało się ognisko z chrustu i zeszłorocznych liści. Słup gryzącego dymu wikła się wśród ciemnych konarów. Pieczone na oszczepie mięso rogacza ma smak wyborny, gdy się nic nie jadło od rana. Ambrozja, którą podają w niebie, jest mdła, a nektar nie może się równać z wodą źródlaną! A pod wieczór, jeśli księżyc świeci, wszystkie biorą się za ręce i tańczą do późnej nocy. Albo
prowadzi je Artemis wiadomymi ścieżkami na szczyt Parnasu, gdzie brat Apollo gra na cytrze i muzy śpiewają. Krzepki, rozkoszny sen obejmuje utrudzone ciało, które z jego uścisku wydobywa różowy pocałunek jutrzenki.
Lecz lud na Peloponezie czcił Artemidę jako boginię płodności i śmierci zarazem. Jej poświęcone były źródła, rzeki i moczary, bo dają urodzaj ziemi, a imię jej sławiono i wśród uprawnych niw w dolinach, i wśród lasów na wyniosłościach Tajgetu. Użyczała bowiem błogosławieństwa i roślinom, i zwierzętom, i dzieciom, które polecano jej opiece, i matki wspierała przy porodzie. W Sparcie corocznie przed jej
ołtarzem ćwiczono chłopców, tak żeby krew tryskała na posąg bogini. Była
to pamiątka jeszcze z tych czasów, kiedy Artemidzie, jako bogini śmierci, składano krwawe ofiary z ludzi. Mieszkańcy Taurydy (dzisiejszego Krymu) prawdopodobnie w czasach historycznych zabijali jej w ofierze
schwytanych na wybrzeżu cudzoziemców.
Podobnie jak Apollo, była Artemida dobroczynną boginią. Modlono
Lsię do niej o zdrowie drogich osób. Na jej pachnących ołtarzach dziewice
składały pukle włosów, a panny młode w dzień ślubu ofiarowywały jej zabawki dziecinne. Czytamy taką modlitwę dziękczynną: “Przepaskę o pięknych frędzlach i tunikę złożył Attis u wrót twej świątyni, bogini młodych dziewic, córko Latony, albowiem sprawiłaś, że dziecko jego przyszło na świat całe i zdrowe". Pewien rybak wołał ku niej: “Ja, Monis,
rybak, daję ci, Artemido, rybę smażoną. Dla ciebie tę czarę napełniłem po
brzegi czystym winem i dla ciebie ułamałem kęs czerstwego chleba: ofiara
uboga, lecz z głębi pobożnego serca dana. W zamian za to spraw, iżby
sieci moje zawsze były pełne ryb". Inni prosili ją o obronę przed złodziejami, obiecując ofiarę z kozy; podróżny, wracając z wędrówki, zawieszał na drzewie, w gaju Artemidy, kapelusz na znak wdzięczności za powrót szczęśliwy.
A w jej świątyni na Delos opowiadano takie zdarzenie. Zjawił się tam pewien młodzieniec imieniem Akontios i ujrzał piękną pannę imieniem Kydippe. Zakochał się w niej od razu, a znając stare prawa tej świątyni wziął jabłko i napisał na nim te słowa: “Przysięgam na świątynię Artemidy, że wyjdę za Akontiosa". I rzucił jabłko pod nogi dziewczyny. Był to podstęp. Kydippe podniosła jabłko, a przeczytawszy głośno napis, odrzuciła je nadąsana. Lecz sama o tym nie wiedząc związała się przysięgą. Po wielu oporach i przygodach musiała w końcu poślubić Akontiosa i była z nim
szczęśliwa. Tak czysta bogini czuwała nad świętością przysiąg, a znając serca ludzkie lepiej, niż sami ludzie je znają, kojarzyła błogosławione małżeństwa.
Zwyczajnie wyobrażano Artemidę jako łowczynię w krótkiej, niedbale
przepasanej szacie; nogi i ręce nagie; na plecach kołczan, w ręku łuk. We
włosach błyszczał diadem w kształcie półksiężyca. W Efezie natomiast, na
wybrzeżu Azji Mniejszej, stała świątynia pod wezwaniem Artemidy, którą
tam przedstawiano zupełnie inaczej: jako matkę wszego stworzenia, o stu
piersiach. Nie była to Artemida, lecz bóstwo azjatyckie, którego kult Grecy
tam mieszkający przejęli od sąsiadów i przemianowali je nazwą rodzimą.
W Atenach, w Epidauros i na wyspie Delos nosiła Artemis przydomek
Hekate (W dal godząca), przez co utożsamiono ją z boginią czczoną pod
tym imieniem w Azji Mniejszej. Ową Hekate pojmowano jako boginię
śmierci, która chodzi po grobach, zjawia się w upiornej postaci w noce księżycowe na rozstajnych drogach, w otoczeniu duchów i psów. Aby ją ubłagać, wynoszono jej na rozdroża resztki ofiar składanych umarłym. Była boginią czarów i czarownice wzywały jej pomocy do swych ciemnych praktyk. W najdawniejszych czasach przedstawiano ją jako dojrzałą niewiastę, całkowicie ubraną, z dwiema pochodniami w ręku. Około zaś połowy V wieku przed n. e. rzeźbiarz Alkamenes wykonał jej posąg, na którym boginię przedstawiały trzy kobiece postacie tyłem do siebie
zwrócone; w rękach trzymały pochodnie i dzbanki. Często na gemmach
spotykamy tę dziwną sześcioramienną boginię, otoczoną wężami, zgoła
niepodobną do bogów greckich, a przypominającą raczej bóstwa indyjskie.
Lecz bogowie greccy dziwnie się zmieniają zależnie od czasu i
miejsca. Któż by rozpoznał to groźne bóstwo straszące po rozstajach w
owej wzniosłej postaci, jaką opiewa najstarszy po Homerze poeta grecki,
Hezjod? Jego Hekate, córka Persesa i Asterii, w samym swoim rodzie jest
jakby gwiaździsta. Umiłowana przez bogów, faworytka Dzeusa, któremu
piastowała dzieci, jest łaskawa dla ludzi: zsyła bogactwo, siłę i sławę, osłania żołnierzy w bitwach i żeglarzy na morzu, czuwa nad sprawiedliwością w sądach i prowadzi zawodników do zwycięskiej mety. Przy każdej ofierze wzywano jej imienia.

MityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz