Hefajstos (Wulkan)
Hefajstos jest najpracowitszy z bogów. Rzadko tylko spotyka się go na przyjęciach u Dzeusa i wszyscy przywykli widzieć w nim samotnika. On
jednak nie jest samotny. W swej cudownej kuźni na wyspie Lemnos lub we wnętrzu Etny, pośród wiernych cyklopów, boski mechanik dniem i nocą
pracuje, jak gdyby spoczynek był mu niepotrzebny i jakby tylko w rozgwarze twardej roboty czuł się dobrze. Kuje pioruny dla Dzeusa, naprawia rydwan Słońca; komu potrzebna tarcza, komu miecz, komu piękny pancerz ze złota — ten idzie do Hefajstosa i wie, że mu kulawy kowal nie odmówi. Gdy ma więcej wolnego czasu, zrobi berło dla jakiegoś króla albo zabawia się biżuterią, której boginie Olimpu nigdy nie mają dosyć. Wszystko, co wychodzi z jego rąk, jest dziwnie piękne i misterne. Czasem zaś wykonywa rzeczy wręcz cudowne: niewolnice ze złota, które poruszają się jak żywe; fotele, które same biegną na salę rady bogów; krzesło... O, to było straszne. Dwaj cyklopi zjawili się u bram Olimpu i powiedzieli, że przynoszą podarek od swego pana dla królowej nieba. Było to krzesło. Śliczne krzesło. Całe ze złota i drogich kamieni. Wygodne bardzo.
Hera kazała je ustawić w swoim pokoju i zaraz na nim usiadła. Ale wtedy, nie wiadomo skąd, wysunęły się jakieś kleszcze czy więzy, które trzymały tak mocno, że bogini z miejsca się ruszyć nie mogła. Kto wie, co by się stało, gdyby nie uproszono złośliwego mechanika, który na koniec sam przyszedł i uwolnił Herę z tego śmiesznego więzienia. I znowu wrócił do swej kuźni. Olbrzymi piec bucha wiecznym płomieniem, podsycany sapiącym oddechem potężnych miechów. W potwornych, okopconych tyglach pławią się rozmaite metale: złoto, żelazo, miedź, srebro płynie lśniącym strumieniem. Potworne cęgi gryzą czerwone sztaby, po których młoty uderzają, aż ziemia drży. Zgiełkliwy hałas napełnia kuźnię, a Hefajstos, kulejąc i ocierając pot z czoła, chodzi koło robotników i wydaje rozkazy. Czasem się zatrzyma, stanie w miejscu i przez otwór w górze patrzy
na niebo, objęte złocistą chwałą słońca. Z wysokiego Olimpu słychać śpiew i muzykę. Apollo gra na lutni, a muzy śpiewają nowy hymn. Hefajstos myśli
o swej młodości. Przecież był synem Dzeusa i Hery, królewskim synem.
Chował się na Olimpie i wszyscy przepowiadali, że kiedyś wyrośnie na
bardzo mądrego boga. Kochał matkę i ujął się za nią wówczas, gdy Dzeus
powiesił Herę za ręce u szczytu Olimpu. Ojciec w gniewie zrzucił go na ziemię. Hefajstos leciał przez dzień cały, aż nocą, niby meteor, spadł na wyspę Lemnos z połamanymi nogami. Zaopiekowała się nim bogini morska Tetyda i zaniosła do swego domu z korali, gdzie światło przenika przez modre zwierciadło wód. Wielkie algi pną się po ścianach groty, a duchy morskie grają na muszlach.
Wracał do zdrowia. Srebrnonogim boginkom, z wdzięczności za opiekę, wyrabiał cudowne ozdoby: naszyjniki tak delikatne, jakby były z puchu piany morskiej, naramienniki, pierścienie, diademy, a wszystko to błyszczało w szmaragdowej głębinie niby migotanie zatopionych gwiazd. Przez dziewięć lat tak żył, aż zapomnieli o nim i ojciec, i matka, i cały Olimp. Wszyscy byli przekonani, że zginął gdzieś w przestworzach oceanu. On zaś nie chciał wracać do świata, z którego tak boleśnie go wygnano. Dopiero Bachus, bóg wina, spoił go raz, wsadził na osła i sprowadził na Olimp. Radość była ogromna. Wiedziano bowiem, że z Hefajstosa w potrzebie jest dobry towarzysz, dowcipny i mądry, a przede wszystkim taki pożyteczny: wszystko zrobi i wszystko naprawi. Dzeus, chcąc go uczcić i wynagrodzić dawne krzywdy, dał mu za żonę najpiękniejszą boginię,
Afrodytę. Ale nie było to szczęśliwe małżeństwo. Bogini piękności nie mogła
się pogodzić z trybem życia swego męża. Ona lubiła świat, bogów i ludzi, on tylko swoją kuźnię, ona chciała być wszędzie tam, gdzie wesele i pląsy, on poza pracą nie znał innych rozkoszy; wyrabiał najcudowniejsze klejnoty, a sam chodził jak ostatni niewolnik, wiecznie osmolony i brudny. Nie pomyślano tylko o jednej rzeczy: że Hefajstos był niegdyś młody, piękny i radosny, jak wszyscy bogowie, a dopiero potem stał się opuszczony i
ponury. A że mu Dzeus dał za żonę najpiękniejszą boginię, to uważał za
nowe szyderstwo ze swojej brzydoty.
Hefajstos był bogiem ognia, tej dźwigni wszelkiego postępu. Kochał ludzkość i uczył ją obrabiania metali i wykonywania dzieł sztuki. Czczono
go szczególnie na wyspie Lemnos. Tam był, jak się zdaje, najstarszy ośrodek kultu Hefajstosa, związany z wulkanem, który na tej wyspie od najdawniejszych czasów był czynny i wygasł dopiero za Aleksandra Wielkiego. Lemnijczycy utrzymywali, że właśnie w głębi tej góry ognistej znajduje się kuźnia Hefajstosa. W Atenach obchodzono w październiku
Chalkeje — święto kowali. Na cześć Hefajstosa odbywały się lampadoforie
— bieg z pochodniami. Piesi i konni nieśli pochodnie i zwyciężał ten, kto z płonącą pochodnią pierwszy dobiegł do celu. Składano bogu ognia ofiary całopalne.
W sztuce przedstawiano Hefajstosa jako muskularnego, brodatego mężczyznę,
a dając mu siedzącą postawę, ukrywano jego kalectwo. Zwykle ma przy sobie młot lub inny przedmiot wskazujący na zawód kowala.
CZYTASZ
Mity
Historical FictionBędę tu dodawać różnego rodzaju Mity, które mogą wam się przydać w szkole lub w ogóle do przeczytania. Mogą pojawić się ciekawostki. ~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~