Rozdział 1

606 28 2
                                    

Dzień dobry, cześć i czołem,

Trochę zajęło mi napisanie tego rozdziału, miałam terminy w pracy, egzaminy na studiach i po prostu nie miałam czasu i zresztą ostatnio jestem na fazie Lucyfera, więc nie mam też weny. Mam wrażenie, że rozdział jest trochę chaotyczny, bo pisałam go w kawałkach, ale życzę miłego czytania.

~~*~~

-Halo Caroline? Coś się stało, że dzwonisz tak późno? - usłyszałam głos Rica po drugiej stronie słuchawki.

-Nie skąd, że znowu - odparłam sarkastycznie - co tam u dziewczynek? Może dasz mi je do telefonu - spiorunowałam wzrokiem bliźniaczki stojące przede mną.

-Co znowu zrobiły? Nocują dziś u koleżanek z miasta.

-Którego? Nowego Jorku?

-Proszę nie mów mi, że są u Ciebie - usłyszałam jak Ric wziął głęboki oddech.

-Oczywiście, że są u mnie - wykrzyczałam do telefony wściekła.

-Nic im nie jest? Jak One się tam dostały? Zar...- chciał coś jeszcze powiedzieć, ale Mu przerwałam.

-Nie martw się nic im nie jest, odwiozę je do domu.

-Kto tam jeszcze jest? - mówiąc, że Ric był zły, raczej nie oddałabym jego nastroju wystarczająco.

-Hope Mikaelson - odparłam z naciskiem na nazwisko dziewczyn - ej Wy jak macie na imię? - kiwnęłam głową w stronę dwóch chłopców, a Oni spojrzeli po sobie przerażeni.

-Landon.

-Rafael.

Odpowiedzieli równocześnie. A Ja zaczęłam chodzić po pokoju.

-Landon i Rafael - dzieciaki siedziały na kanapię w moim salonie- Dobra nie martw się odwiozę ich do szkoły.

-Ale Oni mają 15 lat, nie mogą sobie od tak jechać na drugi koniec kraju.

-A patrz jakoś im się udały. Dobra Ric idź spać, zaopiekuję się nimi.

-Powiedz im, że jak ich dopadnę to będą mieli szlaban do końca życia - nastała chwila ciszy i słyszałam jak wziął głęboki oddech i ponownie się odezwał -Dziękuję Caroline i przepraszam za kłopot.

-Nic się nie stało, to nie Twoja wina. Dobranoc Ric.

-Ciociu My - zaczęła Josie, ale zaraz jej przerwałam.

-Ciii, potrzebuję pomyśleć będziemy mieli całą drugą drogę do domu, żebyście się wytłumaczyli - odparłam i nagle poczułam się stara i zmęczona.

Pewnie gdy miałam 15 lat, takie akcje wydawały mi się niesamowite i ekscytujące, ale teraz widzę, że jest to po prostu głupie i lekkomyślne. Weszłam do swojego pokoju i wyciągnęłam walizki z pod łóżka, czuję, że ta wyprawa nie skończy się tak szybko. W wampirzym tempie zapakowałam wszystkie potrzebne rzeczy. Gdy byłam gotowa wyszłam z pokoju zabierając swoje walizki. Dzieciaki siedziały w salonie i dyskutowali po cichu. Przewróciłam tylko oczami na zaklęcie wyciszające, które na siebie nałożyli.

-Zbieramy się, w garażu mam samochód.

-Tak jest - Lizzy odpowiedziała za wszystkich.

Zabrałam kluczę do samochodu i ostatni raz spojrzałam na swoje mieszkanie. Tyle raz przez to przechodziłam, że nie czuję nic. Zamykam drzwi i wychodzę. W drodze będę musiała pomyśleć, gdzie teraz zamieszkać skoro moja kryjówka została odkryta. Chyba wyjadę ze Stanów, Rzym albo Wiedeń. Może zmiana otoczenia poprawi się mi humor. Otwieram samochód, a dzieciaki ładują się do niego. Na miejscu pasażera siada Hope. Pierwszy raz patrzę na Nią dłużej, niż przelotnie. Gdy siadam za kierownicą i wyjeżdżam z garażu, kątem oka Ją obserwuję. Jej linia szczęki, nos i oczy tak podobne do ojca. Ten diaboliczny błysk na pewno odziedziczyła po Nim. Włosy opadają Jej na ramiona i gdy spogląda w okno wygląda zupełnie jak Hayley. Jest śliczna, odziedziczyła najlepsze cechy swoich rodziców. Przez chwile przeszło mi przez myśl, żeby wypytać Ją o Niklausa, ale jak szybko przyszło, tak szybko odeszło. Nie chcę tego wiedzieć, nie chcę słuchać o życiu, którego nie mogę mieć.

Spotkanie po latach ~KlarolineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz