Mężczyzna siedzący za biurkiem rzeczywiście był młody. Nie dałbym mu więcej niż dwadzieścia pięć lat.
Uniósł głowę, a nasze spojrzenia się spotkały.Po raz kolejny wstrzymałem oddech.
Uśmiechnął się do mnie, ale nie potrafiłem tego odwzajemnić. Z transu wyrwał mnie dopiero delikatny uścisk dłoni mojej mamy na moim prawym ramieniu.
- Dzień dobry - powiedziała. Ja tylko kiwnąłem głową. Zajęliśmy miejsca naprzeciwko psychologa, któremu uśmiech nie schodził z twarzy.
Ta sesja miała trwać półtorej godziny.
Przez pół godziny miała być z nami moja matka, po tym czasie zostaniemy sami.Ale tak, jak nie odezwałem się na początku, tak nie odzywałem się i teraz.
Po wyjściu mamy, psycholog po raz kolejny posłał mi delikatny uśmiech.
Szkoda, że nie potrafię odpowiedzieć tym samym.- A więc Jimin - zaczął - Skoro zostaliśmy sami, to może teraz coś powiesz, hm? - ton jego głosu był tak miły, że chciałem tylko by mówił do mnie cały czas.
Pokręciłem delikatnie głową i przygryzłem swoją dolną wargę. Ten znów uraczył mnie uśmiechem (to się powoli staje dziwne).
- Więc... Może chciałbyś spróbować mi narysować co czujesz, co o tym myślisz?Narysować? Mógłbym spróbować, chociaż nic nie obiecuję.
Kiwnąłem głową, a pan Min podszedł do jednej z szafek, z której wyjął białą kartkę i kredki.
Kolorowe kredki.
Nie muszę chyba mówić, że żadnej z nich nie tknąłem.
Prócz czarnej.Mężczyzna zaciekawiony przyglądał się, jak bazgrałem na kartce.
Zauważył, że nie wziąłem do ręki żadnej z kolorowych sióstr tej czarnej.A gdy skończyłem swój rysunek, wydawał się być zasmucony.
Przedstawiał on bowiem coś przypominającego ludzką postać, stojącą nad przepaścią.
Na jej samym dole rosły ciernie, niebo było zachmurzone.
A na skarpie stało drzewo, z którego gałęzi zwisał gruby sznur z pętlą.
Człowiek na rysunku się wahał.Człowiek na rysunku był mną.
CZYTASZ
I̷'m̷ F̷i̷n̷e̷🥀ʸᵒᵒᶰᵐᶤᶰ ✔️
FanficJimin już dawno temu stracił pokłady wiary w siebie. Czuje się bezwartościowy, co potęgują słowa słyszane od ludzi z jego szkoły. Bolesnym elementem życia chłopca są także siniaki, pozostałe po licznych pobiciach. Gdy pewnego dnia nie wytrzymuje i...