Rozdział Trzeci - Warsztat

28 4 3
                                    

Doktor omiótł wzrokiem krajobraz na zewnątrz. Miał piękny widok na wysokie kamieniczki i wąskie uliczki, ciągnące się w dole, wzdłuż zaokrąglonych ulic, tworząc idealne pierścienie wokół dużej budowli na środku, choć niektóre uliczki zdawały się zakręcać również w przeciwne strony.

Żałował, że nie może otworzyć okna. Z samego obrazu sporego miasta trudno było określić, jaka to planeta. Był pewny, że w tamtej okolicy nie ma zamieszkanych planet. Znajdowali się na pustkowiu pełnym rzadkich, gazowych olbrzymów i skalistych planet o kanciastych powierzchniach. Do tego ostatnia odległość od słońca, którą odnotował Tardis była ciut za duża. Być może to właśnie tłumaczyło mroźne realia.

Zawrócił nagle i skierował się do wyjścia. Tak jak myślał, nikt go nie zatrzymywał. Odniósł wrażenie, że może swobodnie poruszać się po budynku.

Szybko zauważył, że ściany są dość grube, miejscami te wewnętrzne nie były pokryte tynkiem, za to odsłaniały wyraźne, szaroczerwone cegły. Podłoga była stara i przeraźliwie trzeszcząca.

Zastanawiał się, gdzie mógł podziać się tamten dziwaczny robot bez wykrywalnej elektroniki. Żałował, że po prostu go puścił i zignorował. Mógł spróbować o coś spytać. Jako jedyny wyglądał na kogoś, kto mógłby coś wiedzieć o Bill.

W końcu odnalazł podobnego robota. Nie był taki sam, różnił się trochę, bez trudu można było rozpoznać, że to ten sam model, ale inny robot, starszy. Bardziej zniszczony.

Doktor zaczepił go, gdy porządkował jakieś księgi na półce za czymś w rodzaju recepcji.

Doktor zwrócił na siebie uwagę. Robot odwrócił w jego kierunku głowę, celując wielki obiektyw w jego twarz, a później mierząc dokładnie wzrokiem całą jego sylwetkę.

Robot odwrócił się z powrotem i trzeszcząc na zmianę ze zgrzytaniem powrócił do porządkowania półek. Zdecydowanie nie wyglądał jak coś, co mogłoby udzielić jakichkolwiek informacji.

Doktor zerknął na biurko. Przycisnął palcami księgę pozostawioną na środku i przyciągnął ją, odwracając do siebie. Zerknął w taki sposób, żeby nie przykuć uwagi robota. Chociaż wątpił, by jego algorytmy były dość skomplikowane, by maszyna mogła zareagować na takie coś.

Tak jak się spodziewał, miał przed sobą listę pacjentów. Mógł przejrzeć wszystkie osoby i ich dzień przyjęcia. Zadziwiająco mało osób wciąż przebywało w salach szpitalnych, zaledwie dwa tuziny.

Doktor zastanawiał się, jak mogli ich zapisać. Jego ubrania zostały opróżnione, wysuszone, wyprasowane, złożone i ułożone koło łóżka, ale cała zawartość została skrupulatnie pozostawiona na półce nocnej, zarówno śrubokręt, papier psychiczny jak i jojo. Jeśli ktoś dorwał się do papieru psychicznego, prawdopodobnie Doktor figurował w księdze jako ktoś zupełnie losowy. Jednak Bill musiała mieć przy sobie jakąś legitymację, czy dowód osobisty.

Zdawał sobie sprawę, że obcy nie mieli prawa zrozumieć, co jest napisane w takiej legitymacji, ale mogli po prostu przerysować litery. To nie utrudniało szukania.

W końcu, po paru sekundach przeglądania listy odnalazł koślawy, mało czytelny podpis: „BILL POTS", jednak znajdował się nie na tej liście.

Ktoś zanotował imię i nazwisko dziewczyny na liście ocalałych, ale nie wpisał jej jako pacjentki. Miał złe myśli. Odmrożenia na ciele Władcy Czasu mogły sugerować niewyobrażalnie niską temperaturę, zbyt niską, żeby człowiek mógł to przeżyć. Z drugiej strony Bill wyraźnie była zanotowana jako „ocalała".

Doktor odwrócił książkę z powrotem i odsunął się od opustoszałej recepcji, zostawiając pracowitego robota w spokoju. Miał nadzieję dla odmiany spotkać kogoś organicznego.

Doctor Who: Czas i ParaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz