Rozdział Czwarty - Zgubiony bagaż

37 4 2
                                    

Bill zeszła na parter. Zgodnie ze swoimi przewidywaniami trafiła do głównej nawy schludnie ozdobionego kościoła. Nie miała pojęcia, co może oznaczać dziwny symbol wyrzeźbiony za czymś w rodzaju wysokiego ołtarza, ale domyślała się, że musiał to być specyficzny odpowiednik krzyża.

Kościół nieco przypominał gotyckie katedry na Ziemi, ale tylko delikatnie. Był znacznie skromniejszy, nie miał ani witraży, ani rzeźb, brakowało fresków i dużych okien. Okienka były niewielkie, zakończone szpiczastymi łukami, wpadające przez nie światło padało koło drewnianych ław, ustawionych w stronę ołtarza w trzech rzędach.

Usłyszała stuk. Jakby jakiś drewniany kijek osunął się na ziemię.

Gwałtownie rozejrzała się. Dźwięk odbity od wszystkich ścian nie dawał się tak łatwo namierzyć. Zauważyła, że z boku kościoła są drzwi do jeszcze jednego pomieszczenia, jakby dodatkowej nawy, pełniącej rolę szarej czytelni z całym mnóstwem opasłych ksiąg w skórzanych oprawach.

Ostrożnie zakradła się w tamtym kierunku. Przewidywania z jej podświadomości potwierdziły się. W środku nie dojrzała żadnej opryskliwej siostry, tylko znaną już sprzątaczkę, podnoszącą upuszczoną szczotę na kiju.

Bill ostrożnie przeszła przez próg, łapiąc się ostrożnie dłonią za framugę.

– Hej.

Sprzątaczka odwróciła się i uśmiechnęła.

– Przepraszam za to wcześniej – rzuciła Bill, stając naprzeciwko stalowego wiadra z wodą. – Chyba miałaś przeze mnie trochę kłopoty...

– Nie szkodzi – odparła szybko sprzątaczka, wsadzając kijek w chwytak przyczepiony do stalowego wiaderka.

– ...Chyba nie powinnam teraz z tobą rozmawiać...

– Oj, nie bój się, siostry nie przychodzą tu o tej godzinie – sprzątaczka machnęła ręką.

Bill uśmiechnęła się.

– Mam na imię Bill – rzuciła.

Przesuwająca wiadro sprzątaczka podniosła na nią wzrok i rzuciła:

– Alerta. Bardzo mi miło.

Bill uśmiechneła się i ostrożnie rozejrzała po bibliotece. Niestety, tam nie było żadnych okien, ani nawet drzwi na zewnątrz tylko dwa wielkie ołtarze przedstawiające dziwne sceny z udziałem uskrzydlonych istot i mnóstwem wielkich, błękitnych i zielonych kul, przywodzących na myśl planety.

– Próbowałam spytać jakiejś siostry, czy wie, gdzie jest mój przyjaciel – rzuciła Bill. – Wiesz, że mnie zignorowała?

Alerta westchnęła głośno.

Bill zerknęła za siebie. Drzwi do kościoła poruszyły się delikatnie w zawiasach, jakby coś o nie uderzyło od zewnątrz.

– Mogę stąd wyjść? – zapytała. – Na zewnątrz?

– Oczywiście, że tak – odparła Alerta. – Przecież nie jesteś tu więźniem – stuknęła szczotką o kant wiadra i przyczepiła ją z boku. – Tylko nic nie mów siostrom! – zakazała, z delikatnym cieniem uśmiechu, pchając nogą wiadro na kółkach za drzwi. – Na dzisiaj już kończę – ogłosiła, wychodząc do głównej nawy. – Mogę cię gdzieś zaprowadzić.

Bill uśmiechnęła się.

– Dzięki – rzuciła, wodząc spojrzeniem za okrążającą ją sprzątaczką, która wylała wodę do jakiegoś zlewu za malutkimi drzwiami, których Bill wcześniej w ogóle nie widziała. Było tam dość miejsca, by zostawić wiadro i szczotę, ale za mało, żeby chociaż wejść.

Doctor Who: Czas i ParaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz