11

627 62 5
                                    

Zakrztusił się papierosem, który mu podałem.

Zaśmiałem się, gdy posłał mi wkurzone spojrzenie i spróbował znów, tym razem odchylając głowę. Usiłowałem przypomnieć sobie moment, kiedy zapaliłem po raz pierwszy, lecz w głowie miałem tylko zlepek zamazanych wspomnień.

- Potrzebujesz pomocy? - spytałem, ale on w odpowiedzi pokazał mi środkowy palec.

Staliśmy przed kościołem Sagrada Família. Zadarłem głowę i podziwiałem osiemnaście potężnych wież, pnących się w górę i usiłujących sięgnąć chmur. Od razu przyszło mi na myśl, że właśnie do tego dążyliśmy jako ludzie. Od wieków pragnęliśmy sięgnąć chmur, niektórzy z nas nawet nieba. A robiliśmy to tylko dlatego, że ktoś kiedyś miał pewną ideę, by stać się kimś większym, potężniejszym. Jako rodzaj ludzki z natury byliśmy słabi i może świadomość tego motywowała nas do starania się o rzeczy, które nas przerastały niemal we wszystkim.

- Nigdy jej nie ukończono - westchnąłem, kierując te słowa do siebie. Zawisły w powietrzu i zrobiły się dziwnym trafem ciężkie, choć nie taki był mój zamiar. Spojrzałem na Luciano, który siedział na jednej z ławek i trzymał papierosa w ustach. - Antoni Gaudí, architekt, zginął jeszcze w trakcie budowy. Potrącił go tramwaj, rozumiesz?

- Niezbyt romantycznie - wtrącił chłopak, co mnie zaskoczyło, bo byłem przekonany, że nie słuchał.

- Ale został pochowany w tym kościele, jak na prawdziwego artystę przystało. To już coś.

- To już coś - powtórzył po mnie.

Patrzyłem, jak się uśmiecha. Nie mogłem poukładać tego w głowie, bo, oczywiście, był tu obecny - tak bardzo żywy, pełen nasyconych kolorów - lecz myślami znajdował się gdzieś indziej. Starałem się na tym nie skupiać, ale wciąż nie mogłem ukryć zawodu.

- Chciałbym z nim porozmawiać - wyznałem cicho, choć ta myśl początkowo miała zostać tylko w mojej głowie. - Zapytałbym go, jakie to uczucie stracić w ułamku sekundy dzieło swojego życia. Stawiałem sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu. Pieprzyć Horacego. Gaudí też coś po sobie zostawił. Przecież musiał poświęcić kawałek siebie, a w obliczu śmierci to i tak nie miało znaczenia.

- Memento mori.

Zerknąłem na chłopaka. Poddał się i zgniótł papierosa butem.

- Chodź - podałem mu rękę, a on posłusznie wstał. Liczyłem, że zapyta, dokąd go prowadzę, ale milczał.

•.•.•.•.•

Stanąłem w drzwiach hotelowego pokoju i z uśmiechem obserwowałem Luciano, rzucającego się na jedno z łóżek. Patrzyłem, jak zanurza nos w poduszce i mamrocze coś, czego nie mogłem dosłyszeć. Zamknąłem drzwi i podszedłem do niego na palcach. Zanim zdążył zareagować, złapałem go za biodra i obróciłem przodem do siebie. W odpowiedzi wyszczerzył zęby i pierwszy raz od jakiegoś czasu wyglądał, jakby naprawdę nie udawał. Nie chciałem zdradzić, jak bardzo mnie to poruszyło, więc wyszedłem na balkon zapalić. Na odchodne pokazałem mu środkowy palec, a on krzyknął coś o tym, bym nie tęsknił za nim za bardzo, gdy będę zabijał swoje płuca.

Ostatecznie i tak musiałem się wrócić, ponieważ zapomniałem, że zgubiłem zapalniczkę. Jednak chłopaka nie było już w pokoju. Wykorzystując to, że zamknął się w łazience, rozłożyłem się na jego łóżku. Z nudów sięgnąłem po siatkę ze sklepu spożywczego, do którego wstąpiliśmy przed zameldowaniem się w hotelu. Gdy już zapłaciliśmy, Luciano przypomniał sobie o czymś. Kazał mi zaczekać na zewnątrz, a sam wrócił do środka. Wtedy wydawało mi się to nieistotne, ale teraz, gdy wyciągnąłem z torby opakowanie po nowej karcie do telefonu, poczułem nieprzyjemne uczucie zdrady w żołądku. Mógł komuś powiedzieć. Mógł-

Na widok blondyna wychodzącego z łazienki, zacisnąłem pięści, lecz postanowiłem rozegrać to inaczej.

- Wszystko okej? - spytałem od niechcenia i zrobiłem mu miejsce na łóżku.

- Pewnie - posłał mi bezczelny uśmiech i położył się na brzuchu tuż obok. - Zastanawiam się tylko, kto za to wszystko zapłaci. Moglibyśmy sprzedać motocykl, ale wte-

- Spokojnie - przerwałem mu. - Załatwiłem to.

Odetchnąłem z ulgą, gdy nie zapytał o nic więcej, dzięki czemu mogłem przystąpić do działania. Zanim zdążył zareagować, położyłem się na jego plecach, przygniatając ciałem, i objąłem go ramionami.

- Hejjj - mogłem usłyszeć stłumiony przez poduszkę śmiech. - Złaź ze mnie.

- Jak sobie życzysz - uśmiechnąłem się, po czym sięgnąłem po prześcieradło z łóżka obok i związałem mu nim od tyłu ręce. Szarpał się, ale udało mi się przycisnąć jego kark. - Bez obaw. Mam wszystko pod kontrolą.

- Puść mnie! - szarpnął głową.

Zauważyłem, że ma trudności z nabieraniem powietrza, więc obróciłem go na plecy. Splunął mi w twarz. Skrzywiłem się.

- Nie mogłem, kurwa, oddychać!

- Serio, Luciano? Serio?

Zmarszczył brwi.

- Dość tego. Czy możesz mnie już rozwiązać? Bolą mnie ręce.

- Z kim rozmawiałeś? - spytałem, obiecując sobie w duchu, że jeśli powie mi prawdę, odpuszczę i dam mu spokój.

Jednak tak bardzo nie chciałem usłyszeć kłamstwa, że zamachnąłem się i uderzyłem go w twarz, gdy spojrzał mi w oczy i powiedział:

- Z nikim. Nie mam przy sobie telefonu.

Musiałem zamknąć powieki, by nie patrzeć, jak strużka krwi powoli ścieka mu po brodzie. Syknął z bólu, ale zaślepiony gniewem nie byłem w stanie zebrać myśli i zastanowić się nad tym, co właśnie zrobiłem.

- Rozwiąż mnie - powtórzył.

Spojrzałem na niego tak, jakby mówił w innym języku. Mówił coś jeszcze, ale nie skupiałem się na słowach. Wyciągnąłem z jego kieszeni telefon i pomachałem mu nim przed twarzą. Nie wyglądał na zaskoczonego. Może był na to przygotowany. Musiał być. Przecież wiedział, w co się pakuje, wracając. Miał szansę odejść, ale nie zrobił tego. Zamiast tego z premedytacją został, aby ostatecznie zrujnować mnie w inny sposób. Może ja też powinienem był się przygotować.

- Nie musiałeś kłamać - odezwałem się po chwili, tym razem trochę ciszej, na granicy szeptu.

- Wiem.

- Przepraszam - wypaliłem nagle. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że wciąż był związany. Trzęsły mi się ręce, ale w końcu udało mi się go wyswobodzić. - Nie wiem co we mnie wstąpiło. Naprawdę. Nie chciałem nic robić, ale... Przepraszam.

Przez moment wpatrywał się we mnie nieprzytomnym wzrokiem. Gdy w końcu się odezwał, coś się we mnie zamknęło.

- Nie zbliżaj się do mnie.

we killed our way to heavenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz