15

595 57 1
                                    

Obudziłem się z policzkiem przyciśniętym do niewygodnej ławki. Głowa wydawała mi się tak ciężka, a mięśnie tak osłabione, że ledwo udało mi się usiąść. Okazało się także, iż opuściła mnie zdolność logicznego myślenia, gdyż nawet po przetarciu zaspanych powiek czułem się otumaniony i nie potrafiłem ocenić sytuacji. Miałem ochotę znów się położyć i nigdy już nie obudzić, po prostu schować się przed oślepiającym światłem, jednak fizycznie nie miałem na to siły. Przed oczami mignął mi dobrze zbudowany mężczyzna w mundurze. Byłem przekonany, że to złudzenie - do chwili, gdy funkcjonariusz znów nie pojawił się w zasięgu mojego wzroku i nie oparł o kraty.

- Dobrze się spało? - zakpił, szukając właściwego klucza spośród pęku pozostałych.

Byłem zbyt zmęczony, aby odpowiedzieć, więc milczałem, podczas gdy on zbliżył się, zapewne z zamiarem wyprowadzenia mnie z celi.

- Sebastian Santiago Cortês. Lat dziewiętnaście - wyczytał z moich akt. - Z taką ładną buźką mógłbyś zrobić karierę i nikogo nie obchodziłoby, że urodziłeś się tam, gdzie się urodziłeś. Myślałeś kiedyś o medycynie? A może o branży rozrywkowej?

Zatrzymał się, aby spojrzeć mi w oczy. Odwróciłem wzrok, nie mogąc znieść jego spojrzenia. Wiedziałem, że mówił szczerze. Być może naprawdę było mu mnie żal, ale nie potrzebowałem litości. Miałem dość ludzi patrzących na mnie w ten sposób. Tak, jakbym faktycznie miał wpływ na swoje wybory. Tak, jakbym od samego początku miał kontrolę. A nie miałem.

- Ja też nie miałem łatwego życia. Wychowałem się tu, w Barcelonie. Niektórzy nazywają ją światową stolicą kieszonkowców - westchnął melancholijnie. - Jako dziecko okradałem turystów. Jako nasto-

- Nie chcę tego słuchać - przerwałem mu słabym głosem.

- W porządku. Chciałem tylko udowodnić ci, że nawet po takiej przeszłości da się wyjść na ludzi.

- Żałował pan?

- Codziennie żałuję.

- Ja nie - odparłem. - Nie żałuję połowy rzeczy, które zrobiłem. Wyrzuty sumienia są przywilejem.

- To nie zmienia faktu, że jesteś poszukiwany w dwóch krajach, Cortês.

- Tylko dwóch?

- Ciekawe, co na ten temat powiedziałaby twoja mama.

- Jest narkomanką. Zwykle nie ma zbyt wiele do powiedzenia. Może i dobrze.

- Jak możesz tak mówić?

- Źle wypowiada pan końcówki.

- Tylko ja w tej pieprzonej dziurze znam portugalski, więc niestety jesteśmy na siebie skazani.

Doszliśmy do sekretariatu, gdzie mężczyzna polecił mi zająć miejsce między przysypiającą kobietą a (prawdopodobnie) jej nastoletnią, bardzo obrażoną córką. Podczas gdy policjant szukał czegoś w wielkiej szafie z dokumentami, dziewczyna co chwilę na mnie zerkała, lecz gdy przyłapywałem ją na gapieniu się, speszona odwracała wzrok i udawała, że szuka czegoś w torebce. Zacząłem wyłamywać sobie palce, starając się zachować spokój, jednak nie mogłem pozbyć się nieprzyjemnych myśli. Wiedziałem, że zanim przewieźli mnie na komisariat, zatrzymali mnie na jakiś czas w szpitalu, bo na moim nadgarstku wciąż widniała szpitalna opaska. Podejrzewałem, że zrobili mi także płukanie żołądka, aby pozbyć się wszystkiego, co zdążyłem sobie wstrzyknąć, połknąć czy wciągnąć przez ostatnie dni. Zabrali mi też ostatnią działkę, którą trzymałem na kryzysową sytuację. Na myśl o tym poczułem, że muszę zapalić.

- Mogę? - spytałem, dostrzegając paczkę czerwonych Marlboro w torebce dziewczyny. - Los cigarillos? El cigarro? Nie wiem, jak to nazywacie, i gówno mnie to obchodzi. Podziel się z potrzebującym.

- Daj jej spokój - odezwał się policjant, który wrócił z teczką z moimi dokumentami. - Została zatrzymana za pobicie dziewczyny, która spytała, czy podzieli się fajkami. Widzisz tę kobietę z podkrążonymi oczyma? To jej opiekunka prawna. Będzie musiała wystosować prośbę do matki pobitej dziewczyny, aby nie wniosła oskarżenia. Jak widzisz, nie tylko ty miałeś słabe dzieciństwo.

Spojrzałem na nastolatkę, która tym razem posłała mi kpiący uśmiech. Dopiero wtedy zauważyłem, że miała podbite oko, ale ślad wyglądał na co najmniej sprzed tygodnia. Szybko odwróciłem wzrok i zwróciłem się do mężczyzny.

- Za co tak właściwie jestem zatrzymany? Miałem przy sobie tylko jedną małą działkę. Przecież nie zamierzałem jej sprzedać.

- Jeden z funkcjonariuszy rozpoznał cię na liście gończym. Wspominałem, że jesteś poszukiwany w dwóch krajach. Pamiętasz?

- Jak mógłbym zapomnieć? - spytałem z ironią.

- Kilka dni temu zgłosił się do nas świadek, który widział, jak odjeżdżasz skradzionym Chevroletem, należącym do pana André Francisco de Freitas - przerwał na moment, aby zobaczyć moją reakcję. Jednak ja nie byłem zbyt zaskoczony. Już dawno przygotowałem się na to, że wcześniej czy później zostanę złapany. - To ojciec chłopaka, który z dnia na dzień zaginął. Nie spakował swoich rzeczy, więc od razu wykluczono ucieczkę z domu. Matka Luciano zeznała, że jej syn dzień wcześniej pojechał na przejażdżkę samochodem ojca, a właściwie ojczyma. Tym samym Chevroletem, który ukradłeś w dzień zaginięcia chłopaka. Interesujące.

- Chyba nie podejrzewacie, że nielegalnie przetrzymuję w jakiejś piwnicy dziecko?

- Dziecko nie - odparł spokojnie funkcjonariusz, po czym podszedł do drzwi i je otworzył. - Ale przetrzymywałeś siłą i wywiozłeś za granicę siedemnastolatka. Prawdopodobnie odbyłeś z nim także wielokrotnie stosunek seksualny, a my ustalimy, czy nie był to gwałt. Bo dlaczego miałby zgodzić się na coś takiego? Poszukiwany zgłosił się dzisiaj na jeden z posterunków w Barcelonie, ponad 1200 kilometrów od domu. Nie miał przy sobie dokumentów, ale potwierdzono jego tożsamość dzięki zdjęciu przesłanym przez matkę. Byłbym zapomniał. Wpłacił także za ciebie kaucję, więc stąd wychodzisz.

Pomimo starania, nie mogłem się powstrzymać i zakryłem usta dłonią. Policjant mówił coś jeszcze, ale skupiałem się tylko na kołataniu serca i na myśli, że Luciano tu był.

- Czy mogę go zobaczyć?

- O dziwo tak. Na ten moment jesteś wolny. Jednak za jakiś czas staniesz przed sądem, więc na razie nie opuszczaj miasta.

Następne wydarzenia pamiętam jak przez mgłę. Ocknąłem się dopiero przed budynkiem komisariatu, kiedy poczułem powiew wiatru na twarzy i zobaczyłem chłopaka wpatrującego się we mnie. Odezwał się pierwszy.

- Więc Sebastian? - uśmiechnął się pod nosem. Spojrzałem w jego oczy i ujrzałem w nich pogardę. Cofnąłem się o krok. - Ładne imię. Dobrze je w końcu poznać.

- Co teraz będzie?

- Wsiadaj do auta.

- Policja je zabezpieczyła.

- Nie tego auta - uciął krótko. - Uciekniemy stąd. Mam dość tego miasta.

- Dlaczego uważasz, że z tobą pojadę?

- Nie pytam cię o zgodę. Chodź.

we killed our way to heavenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz