16

572 58 4
                                    

Girona, Hiszpania

Minęliśmy znak kolejnego miasta, a ja czułem, jak z każdym pokonanym kilometrem wzrastał we mnie niepokój. Po raz pierwszy od wyjazdu z Barcelony odważyłem się spojrzeć na Luciano. Trzymał obie dłonie na kierownicy, skupiając się na drodze. Poczułem narastającą ochotę przejęcia od niego kierownicy i zawrócenia, ponieważ podejrzewałem, jak to wszystko się zakończy.

- Dokąd jedziemy? - odezwałem się, starając zabrzmieć pewnie. W środku się gotowałem.

- Zobaczysz.

Odwróciłem głowę, bo tak naprawdę nie chciałem wiedzieć.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - przerwał ciszę, a ja poczułem ostry ból przeszywający klatkę piersiową. Chłopak zerknął na mnie i westchnął. - Zrozumiałbym.

- Nie wiem o czym mówisz - wykrztusiłem.

- O twojej mamie.

- Co z nią? - udałem, że nie rozumiem, ponieważ miałem dość tej rozmowy. Nie podobało mi się, że na siłę próbował rozerwać mnie na kawałki, tak, jakby usiłował znaleźć we mnie coś więcej. A nic więcej we mnie nie było. Jeśli próbował udowodnić sobie, że moje działanie było spowodowane złymi wzorcami, był w błędzie. Wszystko, co zrobiłem, miało swoje źródło w przekonaniu, że byłem zły (skoro nie byłem dobry, nie pozostawało mi za wiele opcji). - Już dawno oddzieliłem swoje życie od jej życia. Nie chcę do tego wracać, więc ty też tego nie rób - dodałem.

- Dlatego wziąłeś od niej heroinę? - wypalił nagle. - Ciekawi mnie tylko czy ukradłeś, czy sama ci ją dała?

Wzdrygnąłem się, gdy Luciano uderzył otwartą dłonią w deskę rozdzielczą. To ja powinienem to zrobić. To ja powinienem być wściekły, że posądzał mnie o coś takiego.

Obserwowałem, jak zatrzymał się na poboczu tylko po to, aby przechwycić moją rękę i podwinąć rękaw. Powstrzymałem napływające do oczu łzy na widok dwóch ciemnych śladów po strzykawkach. Dostrzegłem także siniaki i zadrapania, o których wcześniej nie miałem pojęcia.

Poczułem fizyczne obrzydzenie do samego siebie, przez które miałem ochotę zwymiotować. Nigdy nie sądziłem, że upadnę na tyle nisko, by zrównać się z tym, czym gardziłem przez całe życie. Z przerażeniem odkryłem także, że nie pamiętałem żadnego obskurnego pustostanu i masy zakrwawionych igieł. Nie mogłem sobie przypomnieć również samego momentu przebicia skóry. Byłem tylko ja ze swoją słabością, którą zawsze wybierałem ponad rozsądek. Może właśnie na tym polegało ukryte we mnie zło. Byłem zepsuty do szpiku kości. Zatruty kłamstwem, które sobie wpajałem, aby poczuć się lepiej ze swoimi błędami.

- Naprawdę chciałbym cię uderzyć - szepnął, kiedy wysiedliśmy już z samochodu i opieraliśmy się o maskę. Paliłem, a on w skupieniu mi się przyglądał. - I zedrzeć ci z twarzy ten uśmiech, którym przez ten cały czas mnie czarowałeś. Ale nie jestem głupi i wiem, że to nigdy nie byłeś ty. To coś-

- Nie ma tego czegoś - przerwałem mu. - Jestem tylko ja, więc możesz rozwalić mi nos.

Spojrzałem na niego, czekając na następny ruch. Jednak on jedynie posłał mi smutny uśmiech i odwrócił wzrok, przez co poczułem się jeszcze gorzej. Wyglądał, jakby on także się mną brzydził. To tylko potwierdziło, że upadłem niżej, niż mógłbym przypuszczać.

- Teraz mam ochotę postrzelić cię w nogę tym pistoletem.

- Nie krępuj się.

- Co z tobą nie tak? - znów na mnie zerknął. - Pytam poważnie, bo odkąd wróciłeś-

- Nie wróciłem. Zabrałeś mnie z Barcelony siłą.

- Nie zmusiłem cię.

- Zrobiłeś to - przyznałem. - Zrobiłeś to tym spojrzeniem. Sam bym nie poszedł.

- Też żałuję, że cię zabrałem - przybliżył się i złapał mnie za szczękę. - Nie zasługujesz na mnie. Zrobiłem to tylko z litości, bo nie chciałem, żebyś przedawkował w jakiejś dziurze. Albo zrobił dziecko narkomance, ale może na to już za późno. Może to właśnie twoje przeznaczenie. Musisz na siłę udowodnić sobie, że jesteś śmieciem. I robisz wszystko, aby to była prawda.

Sądziłem, że uśmiechnie się tryumfalnie, jednak nie zrobił tego. Wyglądał raczej na zmęczonego, a jego oczy stawały się z każdą kolejną chwilą ciemniejsze, jakby zapadał się w sobie i już nie mógł wrócić. Tak bardzo chciałem, by znów spojrzał na mnie z pogardą, bo wtedy poczułbym jakąkolwiek sprawiedliwość na tym świecie.

- Kiedy zobaczyłem twoją twarz na liście gończym, na początku pomyślałem, że to niemożliwe - odezwał się ponownie, lecz potem zamilkł na kilka sekund. Słyszałem tylko bicie jego serca, tak, jakby moje zupełnie stanęło. - Ale potem przypomniałem sobie do czego jesteś zdolny i wciąż jak mało o tobie wiem. Dlaczego?

- Nie wiem.

- To twoja odpowiedź na wszystko? - przysunął się jeszcze bliżej. Przestraszyłem się, że spróbuje mnie pocałować, a ja się rozpadnę. - Myślę, że boisz się, że zobaczę w tobie coś, czego nie chcesz.

Przeciwnie. Bałem się, że zobaczy we mnie coś, czego on sam nie chciałby widzieć. Jednak nie miałem zamiaru wyprowadzać go z błędu. Przynajmniej nie wtedy. Dlatego nie poruszyłem się ani o milimetr, kiedy opuszkami palców dotknął mojego policzka, a potem zjechał dłonią w dół przez szyję do klatki piersiowej. Oddychałem ciężko, lecz nie byłem w stanie nic zrobić. Byłem sparaliżowany, ponieważ gdzieś z tyłu głowy krążyła myśl, że skrzywdzę go jeszcze bardziej, jeśli się ruszę.

- Przestań - wydusiłem z siebie w końcu. - Nie chcę.

Widocznie zrozumiał, bo się odsunął. Gdy wsiadaliśmy z powrotem do samochodu, domyśliłem się, że kolejny raz coś skończyło się na moich oczach.

we killed our way to heavenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz