1

2.6K 149 13
                                    

peryferia Lizbony, Portugalia

Pamiętam czas, gdy piekło zetknęło się z ziemią, aby ostatecznie się ze mną rozliczyć.

Dziewiętnaste urodziny spędziłem w milczeniu, samotnie, na kanapie. Dwa dni wcześniej operator zablokował nam podstawowe kanały, więc z nudów, zamiast oglądać telewizję, zacząłem przeglądać pocztę. Głównie były to niezapłacone rachunki, lecz co jakiś czas wśród nich przewijały się krótkie listy od matki, w których wychwalała jedzenie w ośrodku i obiecywała, że już niedługo ją wypuszczą.

Wiedziałem, że prawie nic tam nie jadła i od początku pobytu schudła kolejne pięć kilogramów. I choć jakaś cząstka mnie rzeczywiście chciała ją zrozumieć, nie potrafiłem wydusić z siebie ani grama współczucia, bo sama się o to prosiła. To nie ja wpakowałem ją w nałóg, nie ja podałem strzykawkę i butelkę wódki. Za to to ja wybierałem numer alarmowy, gdy krztusiła się własnymi wymiocinami po przedawkowaniu. Było mnie stać tylko na tyle. Może brzydziłem się jej dotknąć, gdy gdzieś w kącie zapijała smutki i wstydziłem się takiej matki, kiedy nietrzeźwa przychodziła na zebrania w szkole, jednak z perspektywy czasu nie dziwię się sobie. Byłem tylko dzieciakiem, który pod wpływem tylu rozczarowań nie pragnął już miłości, lecz świętego spokoju. Ona tego nie rozumiała, bo zniszczyła się na tyle, że nie potrafiła dostrzec drugiego człowieka, jeśli nie wydawał jej się przydatny (a był przydatny, jeśli miał schowane pięć euro pod łóżkiem). Tak więc, byłem dla niej niewidzialny i jako zwykły smarkacz musiałem jakoś sobie radzić, ale po pewnym czasie pogodziłem się z takim obrotem spraw. Nigdy nie zaznałem matczynej miłości, więc za nią nie tęskniłem.

Skoro wszystko miało swoje granice, ja również je miałem. Dlatego, kiedy dowiedziałem się, że lokalny diler zaprzyjaźnił mamę z heroiną, coś we mnie pękło. Pomimo tego, że do tej pory uważałem się za silną osobę, gdzieś głęboko w sobie poczułem, że utraciłem bardzo ważną cząstkę siebie i stałem się słaby. Bezpowrotnie.

Nie ukrywam - trudno było załatwić jej odwyk. Szczególnie, że był bardzo kosztowny, a grając na ulicy, nie zarabiałem zbyt wiele i często byłem zmuszony omijać posiłki. Poza tym, nawet gdybym sprzedał gitarę, nie starczyłoby mi na pokrycie pozostałych kosztów. Z racji tego, iż nie uśmiechało mi się szukać sponsora, obiecałem sobie, że nareszcie upomnę się o to, co mi się należało. To właśnie wtedy przyszło mi na myśl odszukać ojca.

Właściwie prawie nie znałem taty. Pamiętałem jedynie jego grube, ciemne brwi i ciepłe oczy, w które lubiłem się wpatrywać, gdy jeszcze była we mnie jakaś cząstka naturalnej dobroci i wiary w ludzi. Za to w głowie utkwiła mi scena, kiedy posadził mnie na kolanach i zaczął czytać bajkę o odkrywcach. Zamykały mi się oczy, ale nie chciałem sprawić mu przykrości, więc udawałem, że słucham. Tata też był bardzo zmęczony, ale żaden z nas się nie spodziewał, iż to będzie nasz ostatni wieczór razem. Pewnie liczył na to, że gdy wyjedzie, weźmie mnie ze sobą. Niestety plan nieco się zmienił, bo zostałem w domu z mamą, która nigdy potem nie przeczytała mi bajki. Przytuliła się do wódki, a ja do myśli, że beze mnie ten świat wreszcie by odetchnął.

Chyba jedynym aktem „dobroci", jakiego w życiu doznałem, było przekazanie sprawy mojej rodziny do fundacji zajmującej się wyciąganiem narkomanów z życiowego dołka. Zrobił to pracownik, który zaczepił mnie na ulicy, myląc z męską prostytutką. Pomimo tego, że na początku potraktowałem jego pomyłkę z dużym dystansem, bo przecież w ramach rekompensaty obiecał wstawić się u szefa za szybszym sfinansowaniem odwyku, ostatecznie i tak musiałem przespać się z nim dwa razy. Najwyraźniej jako człowiek miałem do zaoferowania tylko swoje ciało, nic poza tym.

Przetarłem oczy, bo zdawało mi się, że wśród nadawców listów mignęło mi nazwisko ojca. Uśmiechnąłem się pod nosem i w momencie, gdy już chciałem przejść dalej, zorientowałem się, że faktycznie miałem rację. Z pośpiechem rozerwałem kopertę, lecz okazała się pusta. Za to widniał na niej kod pocztowy i nawet miasto, z którego ją wysłano - Rzym.

- Wszystkie drogi do ciebie prowadzą... - szepnąłem, składając kawałek papieru i chowając do kieszeni. - Przekonajmy się czy moja też.

•.•.•.•.•

Trochę mnie tu nie było, ale na próbę wracam do was z nową pracą. Dajcie znać, co myślicie x

we killed our way to heavenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz