Leżałem nieruchomo, przyciskając poduszki do uszu. Usiłowałem w ten sposób zagłuszyć równy oddech Luciano, śpiącego w łóżku obok, ale po jakimś czasie się poddałem.
Zrzuciłem pościel i po cichu wstałem z materaca. Założyłem dresy i przypadkową koszulkę, którą najwyraźniej musiałem wrzucić do torby jeszcze w domu, gdy pakowałem się w pośpiechu. Już miałem sięgnąć po buty, kiedy usłyszałem cichy jęk. Spojrzałem na chłopaka. Wyglądał łagodnie, ale i tak poczułem gdzieś w środku niepokój. Wiedziałem, że zdarzy się coś, czego pożałuję. Może mogłem zawrócić - wybór należał tylko do mnie. Jednak mój problem polegał na tym, iż z reguły podejmowałem bardzo złe decyzje. Dlatego zabrałem swoje rzeczy i po prostu wyszedłem.
Musiałem zacisnąć pięści, aby się nie odwrócić.
•.•.•.•.•
Barcelona nocą wyglądała inaczej, niż ją sobie wyobrażałem. Kolory wydawały się żywsze, ale nie w dobrym tego słowa znaczeniu. Były fluorescencyjne, niemal oślepiające. To miasto wirowało. Wszystko wokół było w ruchu, a ja miałem wrażenie, że stoję w miejscu, mimo że szedłem. Jednak to złudzenie po jakimś czasie minęło i poczułem nagły przypływ energii.
Nawet nie zauważyłem, kiedy zacząłem biec. Mijałem oświetlone ulice i ciemniejsze zakamarki, nie oglądając się za siebie. Wmówiłem sobie, że wszystko będzie w porządku, dopóki się nie odwrócę. Oślepiające światło neonów padało mi na twarz, a do uszu co chwilę docierał śmiech przypadkowych ludzi, potykających się o własne cienie.
Zatrzymałem się, gdy nie mogłem już złapać oddechu. Ukucnąłem na chwilę na ziemi, a kiedy podniosłem głowę, zobaczyłem przed sobą budynek z czerwonymi cegłami, w niektórych miejscach pokryty graffiti. Wybitą szybę w jednym z okien zaklejono żółtą taśmą.
- ¿Tienes un encendedor?
Spojrzałem na dziewczynę, która kucnęła tuż obok. Miała podarte kabaretki i siniaki na nogach, ale gdy odwróciła głowę w moją stronę, zobaczyłem w jej oczach gwiazdy. Postanowiłem jej o tym powiedzieć.
- Masz w oczach gwiazdy.
Uśmiechnęła się, a ja zapomniałem się zdziwić, że mnie zrozumiała.
- Salma.
- Sebastian.
- W porządku, Seb. Zacznijmy od nowa - podała mi dłoń. Była zimna, ale nie przeszkadzało mi to. - Masz zapalniczkę?
Chciałem od razu zaprzeczyć, lecz z jakiegoś powodu moja ręka powędrowała do kieszeni. Otworzyłem ze zdziwienia usta, gdy wyjąłem z niej zapalniczkę. Zanim się obejrzałem, siedzieliśmy na podłodze w łazience jakiegoś obskurnego pubu i paliliśmy jointy, śmiejąc się z opowiadanych sobie nawzajem historyjek.
- Wychodząc, pokazałam mu środkowy palec, ale był zbyt zajęty dziewczyną w swoim łóżku, więc zwinęłam mu portfel.
- Serio? - parsknąłem śmiechem. - Myślisz, że zablokuje kartę?
- To idiota - wzruszyła ramionami. - Gdy obudzi się rano, najpierw się rozpłacze, bo mnie stracił. Zorientuje się dopiero później. Pewnie przy kasie w jakimś lokalu dla bogaczy i matek uwielbiających jogę, kiedy będzie chciał zamówić tosta z awokado. A na razie mam kasę na towar. Życie jest piękne.
- Nie wierzę, że to mówisz.
- Hm? - zaciągnęła się ponownie i spojrzała na mnie.
Gdy oblizała usta, zauważyłem na nich ślady czerwonej pomadki. Poczułem, że muszę ją pocałować, więc to zrobiłem. Złapała mnie za szczękę i odwzajemniła pocałunek.
- Życie generalnie ssie - odparłem, kiedy już się od siebie odsunęliśmy.
- Mam coś, co ci pomoże.
- Nie, dzięki. Upaliłem się, a i tak czuję się beznadziejnie. To gówno nie działa.
- A może... - uśmiechnęła się. Kiedy to robiła, przypominała Luciano, ale jej uśmiech nie był tak jasny. - Może zmienisz zdanie - wyciągnęła z kieszeni kurtki małą przezroczystą torebkę z białym proszkiem.
- Kokaina?
Poczułem nieprzyjemne ukłucie w brzuchu, ale zniknęło tak szybko, jak Salma wysypała trochę zawartości torebki na jedną z kart kredytowych, a drugą ją rozdzieliła. Starałem się nie patrzeć, gdy zwijała 10 euro w rulonik i wciągała przez nos kokainę. Widziałem ten schemat setki razy. Znałem go wręcz na pamięć. Był niechlubną częścią mojego życia, o której nie mogłem zapomnieć. Nie mogłem pozbyć się z głowy obrazu mamy po przedawkowaniu. Była uzależniona od heroiny, ale były też momenty, kiedy brała wszystko, co sprawiłoby, że poczułaby się dobrze. Miałem dość bólu. Nie chciałem więcej krzyczeć i biec z całej siły. Przygryzłem wargę do krwi, ale to nie pomogło.
- Twoja kolej.
Spojrzałem na nią. Miała zaczerwienione oczy od marihuany.
Wziąłem od niej zwinięty banknot i pochyliłem się nad narkotykiem. Nie zrobiłem tego, bo byłem współuzależniony. Zrobiłem to, bo chciałem się nareszcie obudzić i poczuć, że to wszystko nie było moją winą.
„Nie jesteś śmieciem. Mógłbyś mieć cały świat u swoich stóp."
„Dlaczego mi to mówisz?"
I wtedy zrozumiałem, że nie było już odwrotu.
•.•.•.•.•
Poznaliście imię głównego bohatera!(Sebastian zawsze był Sebastianem. Nie mogło być inaczej.)
CZYTASZ
we killed our way to heaven
Teen FictionGdzieś między papierosami i pocałunkami znalazł diabła w ludzkiej postaci. Diabła, który miał zaprowadzić go na samo dno. written by xcallmesunny, 2019/2020