Jajka, atak rudych saren i wściekłe matki

225 14 3
                                    

Dzień dobry, cześć i czołem!

Jak tam wasze koronawirusy Robaczki? 😏😷

Mam nadzieję, że wszyscy jesteście zdrowi 😘

W ramach koronaferii zkleciłam dla Was nowy rozdzialik. Komentujcie i gwiazdkujcie jeśli się Wam spodoba 🤩

Życzę miłej zabawy 😎

*************************************


Choć wiadomo nie od dziś, że rodzina Agreste jest najlepszą, najbardziej niebezpieczną i jedyną, której szef nosi czerwone rurki, to jednak nie zdobyła ona wpływów w całym mieście. Drugą po Agrestach mafią była wielka i wspaniała rodzina Kurtzbergów. Oprócz czupryn w różnych odcieniach rudego koloru byli znani z tego iż członków rodziny było bardzo dużo, no i nienawidzili z Agrestów, a rodzina Agreste również ich nienawidziła. Jednak jedna chwila sprawiła, że pewien Agreste znienawidził pewnego Kurtzberga bardziej niż przewiduje to jakakolwiek skala.

Pewnego słonecznego dnia Adrien Agreste wraz ze swoim bratem bliźniakiem Felixem przechadzali się po ulicach Paryża. Od kiedy Markov zaczął pracować z Czarnymi Kotami organizacja pracy stała się trochę mniej uciążliwa. Trochę ale jednak. Chłopcy nie musieli już pełnić długich dyżurów przed monitoringiem w ich bazie. Gdy Markov wykrył działania Malarzy od razu wysyłał powiadomienie do całej paczki. Tak więc każdy z Czarnych Kotów mógł znowu wrócić do normalnego życia oczywiście trzymając swój strój obrońcy w pogotowiu. Było tak też w przypadku dwóch młodych Agrestów.

Tego dnia za poleceniem ojca patrolowali część miasta należącą do strefy wpływów ich rodziny. Byli bardzo zdziwieni zachowaniem mijanych przez nich osób. Wszyscy patrzyli na nich z niedowierzaniem, jakby czegoś od nich oczekiwali.

- Może oczekują, że tradycyjnie zrobimy jakąś burdę... - mruknął Adrien zakładając sobie ręce na kark.

- Jakby nie mieli nic innego do roboty – burknął Felix poprawiając pasek od torby gdzie trzymał strój Czarnego Kota.

Rzeczywiście było tak jak zakładali bliźniacy. Ludzie przyzwyczajeni do ich kłótni i bijatyk na ulicy nie wierzyli własnym oczom, gdy dwoje blondynów teraz spokojnie przechadzało się po mieście. W rzeczywistości chłopcy tęsknili za czasami gdy kłótnia z bratem była jedynym skutkiem siniaków i wizyt u lekarza. Teraz nawet gdyby chcieli się awanturować na ulicy to nie mieliby na to po prostu siły. Byli przemęczeni i obolali. Samo uganianie się za Malarzami było bardzo męczące, nie wspominając nawet o tym, że po każdej akcji, każdy z Czarnych Kotów zarabiał po siniaku czy zranieniu do kolekcji. I chociaż sam Adrien był przeciwny dołączeniu dziewczyn-biedronek czy kogokolwiek do jego składu ze względu na bezpieczeństwo, to coraz częściej miał nadzieję na czyjąś pomoc lub na to, że bandytów w końcu ubędzie. Niestety, jak na złość tylko ich przybywało.

- Dobra, wszystkie butiki tatusia stoją na swoich miejscach, nic ciekawego się nie dzieje... - powiedział Adrien machając ręką – jestem padnięty, dajmy już sobie spokój.

- Jestem za – odparł Felix. Był tak zmęczony, że nawet nie zdziwiło go to, że przed chwilą przyznał bratu rację.

- Niedaleko jest kawiarnia. Chodźmy na ciacho.

- Nie mam ochoty.

- Eh... Niech stracę... Ja stawiam!

Felix przyjrzał się badawczo bratu.

- I to oczywiście nie ma żadnego związku z tym, że w tej kawiarni pracuje Marinette, co nie?

- Co?! Yyy, no oczywiście że nie! – Adrien nerwowo zapiszczał jak zabawka. – Ta kawiarnia po prostu jest najbliżej. Chcesz to możemy pójść do restauracji ale najbliższa jest kilkanaście ulic dalej – blondyn nerwowo podrapał się po karku.

MIRACULOUS: Francuska mafijaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz