"Jestem Jesse" to zdanie krążyło mi po głowie i nie dawało spokoju kiedy próbowałam zasnąć. Kilka razy próbowałam policzyć pęknięcia ale rozpraszałam się. Mój współlokator zasnął cicho pomrukując a ja nadal myślałam o tym czemu tu trafił. Ja kiedy byłam tu przez kilka pierwszych dni nie wychodziłam z kąta płakałam i krzyczałam a on? Zachowywał się całkiem naturalnie nie przesadzając-swobodnie. Za każdym razem gdy słyszałam jak łóżko skrzypi pod jego ciężarem zamykałam oczy udając ze śpię.
Gdy w pokoju zaczęło sie rozjaśniać usiadłam na łóżku starając się być cicho. Podeszłam powoli do okna czując zimny surowy beton pod bosymi stopami. Za oknem słońce właśnie wschodziło i wszystko budziło sie do życia. Spojrzałam w niebo czujac ogromna chęć zmienienia sie w ptaka. Odfrunęłabyn jak najdalej od tego miejsca i całej tej ciemności która mnie otacza. Nagle moje serce zastygło a oddech przyspieszył gdy poczułam obecność nowego pacjenta za soba.
-Kiedy ostatni raz byłaś na dworze? Wyglądasz na chętna wyjścia stad mimo tak okropnej pogody -powiedział ze lekka ironia w głosie.
-Nic nie jest okropniejsze niż to miejsce-odpowiedziałam dziwiąc sie ze zabrzmiałam tak ostro.
Odwrocilam sie na pięcie i usiadłam na łóżko po czym zaczęłam nerwowo gładzić pomietę prześcieradło. Wstrzymałam oddech czujac jak chłopak bezszelestnie siada naprzeciwko mnie.
-Język ci ucięli na tych badaniach?-spytał unosząc brew.
-Oni tu nie robią żadnych badań to nie jest taki szpital jak sobie wyobrażasz- warknalem czujac moja rosnąca irytację.
Brunet klasnął w dłonie i uniósł kącik ust.
-Brawo potrafisz mowić.
Pokręciłam głowa mrużąc oczy. Tyle dni w samotności i w ciszy. Spokoj skończył sie wraz z przybyciem nowego gościa. Położył temu kres. Westchnęłam patrząc na zegarek wiszący na ścianie. Nagle w drzwiach zaskrzypiały zamki a do sali wparowalo dwoch rosłych pielęgniarzy. Moje serce zabiło gwałtownie a oczy rozszerzyły sie w strachu.
-Indie Pulcher- powiedział rosły mężczyzna i szarpnął moje ramie bym wstała. Złapał moje ramie z ogromna siła i pchnął w strone korytarza, na którym migały jarzeniówki. Wygładzilam lekko pogięta koszule nocna i powoli ruszylam po ciemnym zatęchłym holu. Strach wzbierał we mnie gdy zobaczyłam znajome drzwi. Lekko pchnęłam je i weszłam do gabinetu. Ściany były śnieżnobiałe a podloga wyłożona była białymi kafelkami, na środku stała leżanka a nad nią wisiała ogromna lampa. Pod ściana na metalowym stole leżały przyrządy których przeznaczenia nie znałam ale nie przeszkadzało mi to. Dwoch osiłków wycofało sie a ja usiadłam i tępo patrzyłam w ścianę nie mogąc opanowac drżenia moich zimnych dłoni. 'Co oni chcą mi zrobić?' to pytanie krążyło po mojej głowie gdy do pokoju nagle weszła pielęgniarka. To była Miranda. Jej rude włosy opatulaly jej okrogla twarz i spływały na jedno z ramion. Wydaje mi sie ze miala około 50 lat i kilka kilo nadwagi. Na tacy niosła kilka fiołek z lekami i strzykawki. Cos tu nie grało. Gdzie jest stół z planszą do sterowania wstrząsami? Gdzie druty, kabelki i przyssawki ktore mi zakładali? Rozejrzałam sie dokładnie. Nie ma nic.
-Mamy nowego dyrektora. Nie jest fanem elektrowstrząsów. Niestety.. -burknęła kobieta z trzaskiem odkładając metalowa tace a ja ściągnęłam brwi. Kobieta obróciła sie na pięcie i wyszła zostawiajac mnie w osłupieniu. Gdy upewniłem sie ze nikogo nie ma w pobliżu podeszłam do fiolek ktore zostawiła. Małe buteleczki były opisane łacińskimi nazwami. Podniosłam jedna z nich odkręciłem i powąchałam.
-Co do cholery robisz? -usłyszałam i szybko odwrocilam sie upuszczając na ziemie szklane naczynko.
-Przepraszam -jeknelam zbierając szkło.
-Zostaw to! -męski głos zakazał zdecydowanie a ja odskoczylam podnosząc oczy by na niego spojrzeć.
Był młody. Za młody jak na lekarza. Jego brwi i czolo były napięte a szczeka zaciśnięta. Przygladzil biały kilt.
-Połóż sie. Chce cie zbadać jestem tu nowy- jego głos miał taka sile ze w momencie położyłam sie na leżance czujac jak cała drze ze strachu.
-Od kiedy tu jesteś? -wziął notes i długopis i spojrzał wyczekująco na mnie.
-Od dwóch lat
-Czemu tu trafiłaś?
Podszedł mnie. Co ja mam opowiedzieć?
-Miałam trudny czas-powiedziałam zgodnie z prawda nie wdając sie w szczegóły.
-Nie chcesz mowić, rozumiem- w jego głosie słyszana była irytacja. Podszedł do szafki i wyciągnął jedna fiolkę opisana ta sama karteczka jak ta która stuklam.
-Bedzisz testować lek na depresje- nalał płynu do strzykawki i postukał paznokciem. Zacisnął dlon na mojej rece i wbił strzykawkę do żyły a ja drgnelam czujac ukłucie. Powoli wprowadzał lek do żył a ja czułam jak moje ciało rozluźnia sie, miłe ciepło wędruje we mnie. Moje oczy robiły sie ciężkie, mrugalam często starając sie wyostrzyć obraz. Mężczyzna wyjął igle i spojrzał na mnie jak na dziecko przerażajaco uśmiechając sie.
-Kiedy sie obudzisz wszystko będzie lepsze-szepnął a ja zamknęłam oczy.