Rozdział 6

91 10 4
                                    

OLIVIA

Po ponownej rozmowie z Willem i próbą wytłumaczenia że nasza przyjaźń na tym nie ucierpi. Uparty brunet pozostaje przy swoim, czym strasznie mnie denerwuje tak ciężko przez chwile nie być casanową i poudawać zajętego. Więc oto teraz ubrana w czarną dopasowaną sukienkę jestem na domówce u Prestona, sącząc jakiegoś drogiego i słodkiego drinka. Jestem pierwszy raz na imprezę u Prestona i mogę stwierdzić że chłopak wie jak urządzić dobrą imprezę.

Rozglądam się po pomieszczeniu w tym przypadku wielkim salonie, ale nigdzie nie widzę tańczącej Emily pośród tłumu bawiących się nastolatków, czyli upolowała już swoją zdobycz.

A propos zdobyczy powinnam zacząć już kogoś szukać, ale przez kłótnie z Willem nie mam na to w ogóle ochoty.

Siedzę jeszcze chwile na stołku przy domowym barze, ale robi się zbytnio duszno a mi przez to słabo. Muszę wyjść na świeże powietrze. Znajduję wyjście na taras. Siadam na marmurowej ławce i podziwiam ogród. Interesuje się roślinami, a te idealnie komponują się ze sobą. Nie tylko kolorem, ale i rodzajem. Coś czuje że idealnie wypielęgnowany ogród nieźle ich kosztuje. Chciałabym w niedalekiej przyszłości otworzyć swoją własną kwiaciarnię. To zawsze było moim marzeniem. Nie mam zielonego pojęcia, skąd się to u mnie wzięło. Po prostu tak jest, a ja nie zamierzam tego zmieniać.

— Piękny kwiatek dla pięknej dziewczyny — odwracam spojrzenie z kwiatów i wpatruje się w blondyna, kurcze kojarzę go, o ile się nie mylę, chodzi do naszego liceum. Odbieram od niego kwiatka.

— Dziękuję — uśmiecham się w podziękowaniu.

Jasno włosy przysiada się obok
— Markus — wyciąga dłoń — Olivia- ściskam jego dłoń. Siedzimy tak w ciszy, która akurat nie okazuje się z tych krepujących a wręcz przeciwnie.

W końcu przerywa milczenie Markus
— Więc Olivia co powiesz na powrót do środka. Jest trochę zimno co — jak na zawołanie na moich gołych ramionach pojawia się gęsia skórka, na co ciacho chichocze — a nie mówiłem, może zatańczymy, żeby trochę się rozgrzać? — pyta.

Zgadzam się. Wstając poprawiam sukienkę i kieruje się z blondynem do środku. Już po przekroczeniu progu salonu, umieszcza swoją dłoń nisko moich pleców, ale powstrzymuje się, przed jakim kol wiek komentarzem. Jak na razie nie przekroczył żadnych granic.

Ruszamy się szybko do starej, choć świetnej piosenki Rihanny don't stop the music. Tak naprawdę pierwszy raz jestem tego wieczoru na parkiecie. Więc oddaje się muzyce i poruszam zmysłowo biodrami. Po wyglądzie blondyna mogę stwierdzić, że i mu się to podoba. Właśnie, że też na początku na to nie wpadłam. On, z nim mi się na pewno uda w końcu nie wygląda, jakby się mną brzydził czy wstydził, może nie jest najlepszym kandydatem, ale to zawsze lepsze niż nic. Wystarczy zapytać, a mój problem z nieudanymi poszukaniami nareszcie się rozwiąże. Tylko potrzebuje cichszego miejsca, a to takiego nie należy. Podnoszę się lekko na palcach i na ucho proponuję Markusowi, abyśmy poszli w ustronne miejsce, na co się zgadza.

Znajdujemy ustronny pokój na piętrze i gdy mam już zaczynać mówić Markus brutalnie wpija się w moje usta. Jestem tak szokowana że dopiero po kilku sekundach orientuję się, co się dzieje, odpycham blondyna.

— co to miało być? — pytam zaskoczona tym co się wydarzyło.

— No jak to co, gra wstępna — uśmiecha się cwaniacko. Nie podoba mi się jego zachowanie

— Do czego? — Pytam nieco zmieszana.

— Nie udawaj. Sama mnie tu przyprowadziłaś. — odpowiada zamykając drzwi, a następnie przybliżające się nie co w moją stronę.

— Tak, ale w innym celu chciałam pogadać — kątem oka przyglądam się niepewnie poczynanią Markusa.

— Pogadamy później, a teraz zajmiemy się ciekawszym zajęciem. — mówi, po czym rusza w moim kierunku.

Z każdym jego krokiem w przód, cofam się o krok w tył. Patrzę w jego oczy i coś mi nie pasuje , może nie znam się na używkach  ale jego piwne są rozszerzone i przekrwione.  Musiał coś wziąć, czemu wcześniej nic nie zauważyłam. Coraz bardziej nie podoba mi się cała sytuacja.

— no ej ślicznotko będziemy się świetnie bawić. Tylko musisz mi w tym pomóc. —  proponuje kolejny raz się przybliżąc. Czuję się jak w postrzasku nigdzie nie widzę wyjścia.

Cofam się przerażona jeszcze odrobinę, ale czuje zimną ścianę spotykającą się z moim rozgrzanym ciałem. Blondyn zauważa to i odciąga mnie od niej a następnie rzuca brutalnie na łóżko. Próbuje się wyrwać, ale przytrzymuje moje ręce nad głową.

— nie szarp się — warczy, jedną ręką przytrzymuje moje dłonie natomiast drugą dłonią zaczyna rozpinać swoją koszulę.

— Nie chce — płaczę — proszę pójść mnie — błagam jakby to miało cokolwiek pomóc.

— o nie, tańczyłaś tak seksownie że  ....bierze moją dłoń i umieszcza sobie na kroczu — czujesz to, to wyłącznie dzięki tobie —uśmiecha się obrzydliwie. Wyczuwam duże wybrzuszenie, nie dobrze mi.

Krzyczę ile sił i na ile man w płucach powietrza, dostaje przez to mocne uderzenie w policzek.

— zamknij się — krzyczy — nikt tu nie przyjdzie, rozumiesz- płaczę jeszcze bardziej, choć nie wiem, czy ma to sens. On ma racje. Muzyka zagłusza wszelkie dźwięki, nikt mi nie pomoże. Gdy blondyn zaczyna już podwijać mi sukienkę, ktoś otwiera drzwi. Widzę lekko upitą szatynkę. Nasze oczy się krzyżują, posyłam w jej stronę błagalne spojrzenie, ale szybko zamyka drzwi i odchodzi a przez to i moja ostatnia nadzieja odchodzi.
Załamana oddaje mu się, bez jakiejkolwiek walki. Swój pierwszy raz przeżyje zgwałcona jak tania brudna nic niewarta szmata. Chłopak zaczyna całować moją szyję, schodząc coraz niżej, ale nagle przestaje. Nie interesuje mnie to. Leżę nadal zapłakana, czekając na najgorsze.

Wreszcie krzyk, a raczej przerażające błagania budzą mnie ze stanu otępienia. Podnoszę się z łóżka, a moim oczom okazuje się leżący zakrwawiony blondyn, dostający serie ciosów i to od Will.

Jest tu

Płacze nie wiem, czy ze szczęścia, czy może z przerażenia, Will nadal siedzi okrakiem na Markusie i wymierza w jego stronie serie uderzeń, jeszcze chwila i go zabije.
Muszę to przerwać, bo z mojej winy jeszcze będzie miał problemy. Z lekkim bólem głowy i wyschniętym na wiór gardłem próbuje zawołać Willa, ale jest jak w transie.

— Will — prawie krzyczę, gdy wreszcie słyszy mój głos, w momencie przestaje i schodzi z blondyna. Podnosi na mnie wzrok i w jego błękitnych widzę tyle bólu i smutku że aż brakuje mi powietrza. Podchodzi do mnie, przyciąga na swoje kolana i przytula mocno, a ja w jego ramionach zaciągając się jego zapachem czuje się nareszcie bezpieczna.

Game Over Baby Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz