Rozdział 8

84 8 2
                                    

                  Hejka moi drodzy :)
     Mam wielką prośbę gdybyście
    dali po sobie jakikolwiek ślad            
    byłoby mi bardzo miło. Czy to     
   gwiazdkę lub komentarz. Jest to super motywacja, aby dalej dla was    
    tworzyć. Już nie przeszkadzam,
                     Dziękuję za uwagę
                                     i
         Zapraszam do następnego               
                            rozdziału ;)         
     

OLIVIA

— Vi, powiedz mi. Jak to jest być ze szkolną gwiazdą? — szczebioczę roześmiana blondynka.

— ale śmieszne — przewracam oczami — a jak mam się czuć normalnie, udajemy nic szczególnego. Gdzie siadamy? — Pytam, rozglądając się po zaludnionej stołówce, szukając wolnego miejsca.

— może tam przy oknie — kiwam głową, a następnie ruszam za Emily na wskazane przez niej miejsce.— to dziwne wasz związek nie huczy w wśród uczniów, w końcu usidlenie naszego muzyka to niezła wiadomość, a tu nic. — Dziwi się przyjaciółka.

— Może dlatego, że nikt o tym nie wie -odpowiadam. Usadawiam się na niewygodnej ławce i otwieram moją sałatkę.
Po sobotniej imprezie nie miałam głowy to tego całego planu zwrócenia uwagi Maxa mą osobą. Musiałam najpierw uporać się z myślami, które kłębiły się w głowie, od nieszczęsnego spotkania Markusa. Nie chcę opowiadać jej o moim lekkim załamaniu i nocnych koszmarach, bo wiem, że zamartwiałaby się mną, a tego nie chcę, więc wyjawiam jej pół prawdy.

— Will od tygodnia choruje, a dziś nawet nie wiem, czy jest w szkole, sama przecież tego nie ogłoszę, więc oprócz nas i Willa nikt jeszcze nie wie.

— No i może jeszcze jedna osoba -gdyby mój wzrok mógłby zabić, Em już dawno leżałaby na ziemi

— Komu powiedziałaś ? 

Ashley — prawie krztuszę się sokiem.

— Czemu to zrobiłaś?

— Wkurwiła mnie, znów zaczęła się panoszyć. Musiał ktoś w końcu zamknąć jej tą wytapetowaną gębę, a to był najlepszy sposób. — broni się przyjaciółka.

Odkryciem nie jest, że Ashley Davis również należy do kółka wielbicielek Willa, tylko z taką różnicą, że czarnowłosa Barbie nie kryje się z tym. A wręcz przy każdej wolnej okazji pokazuje, iż on należy do niej. Co nie zbyt podoba się Willowi. Już się boję, co będzie, gdy się dowie. Co prawda nie obawiam się jej, ale wiem, że łatwo tej wieści nie przyjmie.

— Coś czuję, że nie będzie zbyt przyjemnie, gdy ją spotkam

— nie musisz długo czekać, bo właśnie 175 cm czystej furii wkracza w nasze skromne progi — komunikuje Em, spoglądając na kogoś za moimi plecami.

Nie muszę długo czekać, gdy słyszę jej niezbyt przyjemny głosik.

— Jesteś jego dziewczyną? — nie wiem, czy pyta, czy stwierdza. Ashley kładzie swoje idealne wypielęgnowane dłonie na naszym stoliku i staje centralnie przede mną. Posyłając bardziej niż wkurzoną minę.

— Tak — odpowiadam pewnie, spoglądając w jej czekoladowe oczy, które wyrażają nic innego jak czystą furię.

— Wiedziałam — kręci z niedowierzaniem głową — udawałaś głupią przyjaciółkę, a tak naprawdę leciałaś na niego, jak inne — syczy, a następnie przenosi swoje spojrzenie ze mnie, prosto na już lekko wkurzoną całą sytuacją Emily. — Z nią też zadajesz się z jego powodu — krzyżuje ręce.

Nie wiem aktualnie, czy się śmiać, czy płakać. Śmiać, bo to, co ona w tym momencie zaciekle mówi. Bawi mnie do granic możliwości i to nie tylko mnie, bo kontem oka widzę, że i Em tłumi śmiech. Przyjaźnie się z blondynką od 6 roku życia i myślenie, że przyjaźń z Em spowodowana jest jedynie, z powodu korzyści spotykania Willa jest niedorzeczna. A płakać, bo wszyscy dookoła spoglądają na mnie, niczym na świeżutki kąsek. Nie wspomnę o bezwstydnym obgadywaniu na moich oczach. Dość tego.

Podnoszę się z ławki i mierze czarnowłosą równie złym spojrzeniem.

— nie znasz mnie i nie waż mówić, że przyjaźnie się z Emily przez pryzmat Willa — krzyżuje ręce — gdybyś była bardziej poinformowana, wiedziałabyś, że przyjaźnie się z Em od 6 roku życia. Radzę troszeczkę bardziej się wysilić, zanim zaczniesz już kogoś mieszać z błotem —
słyszę ciche śmiechy dochodzące z różnych stolików, nie uchodzi to uwadze Ashley, bo jej mina robi się jeszcze bardziej wkurzona, ale po chwili na jej twarzy pojawia się złośliwy uśmieszek.

— Will się tobą znudzi, gdy tylko otworzy oczy. Jesteś zwykłą przybłędą, niechcianą osóbkom, od której nawet rodzice zwiali — uśmiecha się triumfalnie, gdy widzi moją minę.
Doskonale wiedziała, co powiedzieć, aby mnie zabolało.

Nigdy nie kryłam tego, że jestem adoptowana. A moich rodziców nawet nie znam. Niestety nadal jakaś część mnie pomimo zapewnień rodziców, czuje się w pewien sposób niepewna swojej wartości. Bo gdybym była wystarczająco dobra, nie oddaliby mnie. Dlatego słowa Ashley tak do mnie trafiają.

— Dlatego radzę ci. Zostaw go, bo Will może być jedynie z...

— Olivią — dokańcza znany mi tak dobrze głos. Przez co oddycham z uległą.

Will idzie pewnym siebie krokiem w naszą stronę, a potem wszystko dzieje się jakby w zwolnionym tempie. Podchodzi do mnie. Jedną dłoń układa na moim biodrze, przybliżając do siebie. Drugą dłonią dotyka prawego policzka i po spojrzeniu mi głęboko w oczy tymi błękitnymi tęczówkami bezceremonialnie wpija się w moje usta i to przy wszystkich. Jestem tak szokowana zaistniałą sytuacją, że dopiero po chwili oddaję pocałunek. Jego malinowe usta całują mnie z taką namiętnością, ale i delikatnością, że uginają się pode mną kolana. Nie czuje nic oprócz jego oszałamiającego zapachu i ciepła. Całuje mnie z taką precyzją, jakby chciał zapamiętać każdy fragment moich ust. Nigdy nie byłam całowana w ten sposób, byłabym głupia, twierdząc, że mi się nie podoba, bo podoba i to bardzo. Teraz już rozumiem, czemu prawie każda dziewczyna lgnie do niego, niczym mucha do lepu. Po dłuższej chwili, choć czuję się jak by, minęły zaledwie sekundy. Odsuwa się ode mnie, przerywając pocałunek i na moment spogląda na mnie, a następnie odwraca wzrok i kieruje go w stronę Ashley.

— Teraz już wierzysz, Olivia to moja dziewczyna i nie masz prawa tak do niej mówić, nie ty decydujesz z kim mam się umawiać. Zależy mi na Olivii i nic wam do tego. — Tu omiata spojrzeniem stołówkę.

Stoję i wpatruje się w niego nieco szokowana z powodu takiego, a nie innego zagrania. Nie sądziłam, że będziemy się całować i to od razu na oczach wszystkich, ale cieszę się z obrotu spraw, bo dostrzegam lekkie zmieszanie blondyna siedzącego parę stolików dalej.

Nareszcie nie cofam się, lecz zmierzam naprzód prosto do celu, który nosi nazwę Max Collins.

Game Over Baby Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz