Uśmiechnęłam się sama do siebie. Mogłam spodziewać się tego po mafii, Ich okrucieństwie i braku litości wobec wszystkiego co się rusza i postanowi zakłócić spokojne życie wielu niewinnych osób, by je doszczętnie zrujnować. Tak było w końcu ze mną. Na samo wspomnienie świstu zdolności, krwawiących rodziców, krwi rozbryzganej na ścianach, układając się w mimo wszystko piękne wzory. Dazai, który mnie znalazł i w zasadzie ocalił mi życie, został moim chłopakiem później mężem oraz cudownym tatą. Jednak tym razem mafia przerwała naszą sielankę świecącą w jasnych barwach, niosącą szczęście i pomyślność, wieczny brak smutku i nieszczęścia, nagle ktoś ją tak po prostu przerwał. To smutne, że gdy wszystko zaczyna iść dobrze, nagle musi się przerwać i zniknąć na jakiś czas, by potem historia mogła zatoczyć koło i wrócić do punktu wyjścia. Mam tylko nadzieję, że z moimi dwoma skarbami wszystko będzie w porządku. Spojrzałam w stronę Dazaia i nasze spojrzenia się skrzyżowały. Oba były przepełnione odwagą i pewnością w podejmowaniu następnych kroków, by dotrzeć na sam szczyt. Wtem Osamu wstał i podszedł do mnie z tym swoim, tym razem szczerym uśmiechem. Objął mnie ręką w talii i przyciągnął do siebie. Wpadłam wprost w jego ramiona wtulając się w niego jak w najlepszą poduszkę świata.W końcu nią był prawie codziennie. Szczególnie jego biedna ręka przygniatana przez moje ciało co noc. Kiedy w końcu przestaliśmy się do siebie przytulać, stwierdziłam, że trzeba się zająć Laylą. W końcu dziewczynka nadal leżała nieprzytomna. Podbiegłam do niej i podniosłam na ręce wynosząc z domu, chociaż tej ruiny nie można już tak nazwać. Osamu podążył moimi śladami. szliśmy ciemną, szeroką drogą. Leżało na niej mnóstwo kamieni, igieł wcześniej zrzuconych z drzew, piasku, żwiru i zgniłych liści. Jedynie nasze kroki burzyły niesamowitą atmosferę znajdującą się w tym miejscu. idąc tak razem przez to trochę mroczne miejsce nie odzywaliśmy się do siebie. Nie potrzebowaliśmy słów by opisać to, co siedzi w naszych głowach i zrozumieć siebie nawzajem. Wystarczało nam to, że byliśmy przy sobie. W tym momencie dziewczynka, znajdująca się w moich ramionach zaczęła się budzić.
- Mamusiu, czemu tam byli jacyś Panowie i czemu masz krew na policzku?
- To nic kochanie - uśmiechnęłam się do niej - wszystko w porządku nie martw się. - Dziewczynka tylko trochę niepewnie Kiwnęła głową.
Szliśmy już dosyć długo, aż w końcu zauważyliśmy upragnioną chatkę na skraju lasu. Znaleźliśmy kiedyś ten opuszczony domek I służyła nam on jako kryjówka przed mafią portową. Weszliśmy i zamknęliśmy drzwi, upewniając się, że jesteśmy sami.
- Co teraz Dazai? Jutro czeka nas rzeź - Westchnęliśmy oboje. W końcu nie lubiliśmy tak po prostu zabijać ludzi, ale niestety w tym wypadku nie dało się tego ominąć.
- Wszystko się jutro zmieni. Mafia portowa przestanie istnieć. Ale teraz powinniśmy się przespać. - mówiąc to założyłam na siebie piżamę, schowaną w szafce i położyłam się na łóżku wtulając w Dazaia - moją prywatną poduszkę.- Miejmy nadzieję, że wszystko się uda...
Wstałam wcześnie rano, budząc Dazaia szturchnięciem. On tylko lekko się poruszył i popatrzył na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
- Muszę iść... bądź na miejscu za dokładnie 2 godziny. Załatwię ich, a później razem będziemy świętować pożądany przeze mnie spokój. Już nic nie będzie nam groziło... - Szybko wyszłam z chatki kierując się w stronę biura mafii. Szłam już dosyć długo i stres mnie coraz bardziej zjadał. Przecież teraz wszystko może pójść nie tak. Jeden mały błąd i nie będzie po co do mnie przychodzić. Dotarłam na miejsce i stanęłam przed budynkiem sporych rozmiarów uspokajając swoje nerwy. Weszłam powoli przez niepilnowane tylne wejście. Podłoga skrzypiała pod naciskiem moich butów, a pot ściekał po plecach i twarzy. Nagle usłyszałam szybkie kroki. Natychmiastowo zastrzeliłam leżącego obecnie przede mną w tym momencie jednego ze strażników. Wbiegłam po schodach na górę i ujrzałam je. Drzwi do pokoju szefa mafii. Jednak pewna rzecz, a raczej osoba mi to uniemożliwiła. Nagle wzleciałam do góry nie mogąc wykonać żadnego ruchu.
- Proszę, proszę kogo my tu mamy! A dokąd to uciekamy? Hmm? - Przed moją twarzą nagle pojawił się rudzielec. Teraz sobie przypomniałam... to były partner Dazaia.
- Ugh! puszczaj mnie!
- Jeszcze czego! Daj się po prostu zabić!
- Czy ty naprawdę chcesz tak żyć?! Chcesz cały czas być jedynie podwładnym szefa? Nie chciałbyś być może kimś więcej niż tylko narzędziem?! Posłuchaj... za chwilę rozpocznie się tu rzeź. Wiem, że byłeś dawnym partnerem Dazaia i mimo tego, że wydawałeś się go nie lubić, tak na prawdę za nim tęsknisz. Teraz masz szansę uwolnić się od Moriego i stać się czymś lepszym niż jesteś teraz. - Odniosłam wrażenie, że moje słowa mocno go ruszyły.
- Jeśli obiecasz mi, że tak się stanie... pomogę ci... Ale wcale nie tęskniłem za tą makrelą!
Poczułam, że opadam na dół - A teraz wyjdź z budynku pod pretekstem jakiejś ważnej sprawy. - kiwnął głową na moje słowa i odszedł powolnym krokiem. Weszłam ostrożnie do pokoju i szybko zatrzymałam czas. Zobaczyłam go, Moriego. Bez zbędnego rozczulania się przestrzeliłam jego głowę. Wyszłam z pokoju i z niesmakiem zastrzelałam każdego z mafii portowej. Coraz bardziej słabłam, ale na moje szczęście, już byłam w drzwiach wyjściowych. Zobaczyłam Dazaia idącego w moim kierunku i rzuciłam mu się w ramiona. Ruszyłam czas z powrotem i wzdrygnęłam się na krzyki osób ze środka budynku. Po chwili dostrzegłam Chuuyę, a Dazai spojrzał w tym samym kierunku zaciekawiony i zbladł.
- I co się gapisz głupia makrelo! Obiecałem, że będę dobry! Dojdę do tej waszej agencji... - prychnął.
- Cieszę się, że to wszystko się już skończyło
- Ja też Dazai, ja też.
KONIEC
Dziękuję bardzo wszystkim za przeczytanie tej książki i to już koniec, ponieważ nie mam już dalej pomysłu i po prostu zrobiłoby się to trudne i monotonne. Jednak zapraszam was do przeczytania moich innych książek! Mam nadzieję że się spodobają!
pseudonimq
CZYTASZ
Czas Stop Dazai x Reader
Romance¤ Przygoda Osamu Dazaia z naszą główną bohaterką czyli Dazai x reader ;3