Rozdział 7

1.3K 57 12
                                    

Nikt nie wygrał walki, a już myślałam,  że wygram. Gdy wróciliśmy do pokoju uświadomiłam sobie jak długi czas nie biegałam czy wykonywałam ćwiczeń. Zmartwiłam się. Moja kondycja powinna być w najlepszej formie, szczególnie w zaistniałej sytuacji.
- Coś cię gryzie? - odezwał się Dazai
- Właśnie uświadomiłam sobie jak długo nie ćwiczyłam. Muszę dzisiaj koniecznie poćwiczyć, by nie stracić kondycji, nad którą tak ciężko pracowałam przez te wszystkie lata - zrobiłam pauzę. Z tym co było kiedyś kojarzy mi się jedna rzecz, którą chciałabym odsunąć od siebie, zapomnieć i nigdy nie wrócić... Momentalnie stanęłam jak wryta i upadłam na kolana cała się trzęsąc. Jestem słaba. Słaba i beznadziejna, mnie nikt nie ma prawa pokochać. Moja rodzina zginęła przeze mnie to wszystko moja wina! Moja i tylko moja! Zaczynam płakać łzy leją się jak wodospady, ciurkiem i nie przestają. W głowie mam te wszystkie straszne wizje, które kiedyś widziałam w snach. Jednak oprócz tych okropnych widzę jedną szczęśliwą i dobrą, jedyną wesołą jaką mam. Bez żałoby smutku i cierpienia. Nagle czuję ręce. Ręce oplatające się wokół mojej szyi. Ręce mocno trzymające i niepuszczające. Odwracam się i... czuję jego usta. Lekko podgryza moje na co ja pomrukuję zadowolona. Całuje mnie w szyję, jego palce wędrują po całym ciele. Robi mi się gorąco. Po chwili wgryza się w moją skórę robiąc mi malinkę na co ja jęknęłam słodko i przeciągle. Kiedy oderwał się ode mnie uśmiechnął się tylko nieśmiało oblany lekkim rumieńcem. To słodkie... patrzę w jego głębokie, ciemne, brązowe oczy. W jego gęste, lśniące włosy, w piękny uśmiech z dołeczkami po bokach, w jego umięśnione ciało, ale i w jego wnętrze. Miły, wrażliwy, czuły, opiekuńczy, kochający, zabawny po prostu idealny, rozpływam się...
Nie wytrzymuję. Delikatnie przybliżam swoją twarz do niego zaczynając pełen namiętności i czułości pocałunek. Czuję motylki w brzuchu jak mnie skręca i robi węzeł. Brak tchu mi nie przeszkadza. Najważniejsze, że robię to z nim tu i teraz...
                            &&&
                      DAZAI POV.
Uśmiecham się do niej otwierając oczy i  patrzę w jej śliczne, zielone, pełne zadziorności i odwagi, ale i ukrytej głęboko miłości i czułości. Na jej piękne idealne usta na śliczne długie lekko falowanych brązowe włosy z pięknym połyskiem. Na jej uśmiech, uwielbiam gdy jest szczęśliwa. Na niby nic nie skrywające ciało, a w rzeczywistości bardzo silne, odporne i wytrzymałe. Na jej małe idealne piersi i okrągły tyłek. Sam jestem zdziwiony, że tak zwane dziewczyny deski lubię najbardziej z wyglądu, ale nie tylko! Kagami jest piękna. Piękna w środku, umie walczyć o swoje, ale jest też wrażliwą i dobrą osobą. Uwielbiam spędzać z nią czas. Czuję się wtedy szczęśliwy i spełniony. Znów te motylki w brzuchu dają mi znać o tym uczuciu. Mam wrażenie, że jest moja i nikt mi jej nie zabierze. Moja dziewczyna.
Wtedy przypomniałem sobie o spotkaniu...
                          &&&
               KAGAMI POV.
- Kagami musimy się zebrać bo nie zdążymy na zebranie! - Dazai wstał jak oparzony i pobiegł założyć swój garnitur, a ja już miałam zakładać spodnie kiedy pomyślałam, co by było gdybym założyła spódnicę? Po chwili namysłu wyciągnęłam z szafy obcisłą, beżową spódnicę z trzema czarnymi guzikami, białą bluzkę bez ramion z rękawami rozszerzającymi się w dół dochodzących do łokci, białe podkolanówki zakończone kokardką i beżowe płaskie baletki. Włosy zakręciłam lokówką, a na twarz nałożyłam błyszczyk i złoty rozświetlacz.  Patrzę w lustro i łał. Z takim ubiorem mogę na wybieg iść. Po chwili dżwi od łazienki się otwierają. Postanowiłam, że go zaskoczę więc szybko zawijam się w firankę. Wychodzi i wygląda bosko. Rozpływam się przez ten jego strój i serdeczny uśmiech. Stwierdzam, że to już czas wyjść z ukrycia.
- Dazai, tu jestem - mówię wesołym głosem. Nie odzywa się. Otwieram oczy i wybucham śmiechem. Jest czerwony jak burak. Wytrzeszcza na mnie oczy jak bym była jakimś kosmitą.
- Z czego się śmiejesz księżniczko? - pyta lekko speszony. To słodkie.
- Z niczego panie buraku - ponownie wybucham śmiechem.
- Zaraz mogę sprawić, że nie tylko ja tutaj będę czerwonym burakiem. Zaczął zbliżać się do mnie. Objął mnie  w talii i przyciągnął do siebie. Jego twarz była na wprost mojej, poczułam jego ciepłe i miękkie wargi na swoich. Skręcało mnie w brzuchu, miałam wrażenie, że zaraz odlecę. Całe moje ciało przeszedł dreszcz. Po chwili wsunął swój język, który zaczął tańczyć z moim. Gdy oderwaliśmy się od siebie wtuliłam się  w niego. Nagle poczułam jak coś unosi mnie do góry. Dazai trzymał mnie w swoich ramionach, a ja jak na zawołanie zaczęłam się rumienić.
- I kto tu teraz jest burakiem? - spytał Dazai śmiejąc się pod nosem. Postanowiłam, że teraz ja mu się odwdzięczę. Szybko zeskoczyłam i podniosłam go na ręce.
-No i kto teraz wygrał? - spytałam śmiejąc się pod nosem nie zdając sobie sprawy, że właśnie ujawniam swoją siłę...
Dazai zszedł ze mnie i był w lekkim szoku.
- Kagami czy ty coś ukrywasz...?
- N-nie nic wcale... - uh to na pewno nie brzmiało wiarygodnie. No cóż, muszę mu powiedzieć.
- Ja ci wytłumaczę... jak byłam mała, moja mama miała innego męża niż mój późniejszy ojczym. On był dla niej zły i-i gwałcił ją albo bił. Nie mogłam patrzeć na cierpienie własnej matki, dlatego w wieku już 5 lat zaczęłam trenować sztuki walki i wytrzymałość. W końcu w wieku 14 lat poczułam się wystarczająco przygotowana, by zatrzymać to piekło. Udało mi się... obroniłam mamę i sprawiłam,  że ojciec zemdlał, którym zajęła się policja. Gdy to powiedziałam łzy zaczęły cieknąć z moich oczu...
                         &&&

Czas Stop  Dazai x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz