11.

184 18 10
                                    


Ze wschodnich dzielnic Berkeley, które znajdywały się najdalej od tłocznego centrum miasta, nocą można było podziwiać pięknie oświetlone San Francisco oraz okrzyknięty sławą Golden Gate Bridge. Z ulic dość małego miasta, jakim było Berkeley, można było zobaczyć tylko namiastkę jego piękna. Część piękna, jakim dysponował w swojej pełnej krasie. Zapierał dech w piersiach. Powodował, iż człowiek zatracał się w pięknie oświetlonego miasta, odcinając się od rzeczywistości, swojego życia i związanych z nim problemów. Jednak taka była ludzka natura. Każdy potrzebował czasami odciąć się od momentami smutnych realiów życia w świecie pędzącym ku samozagłady. Taki był ówczesny świat. Taki był i niestety będzie.
Tak jak większość miast w stanie Kalifornia dopiero po zmroku zaczynały żyć życiem, które na wskroś przesiąknięte było smakiem alkoholu, narkotyków, zabaw na jedną noc, krzyków, jęków, dzięków łamanych kości i pijackich okrzyków. W tym aspekcie nie podlegało dyskusji, że za dnia spokojne Berkeley różniło się od innych miast. Było tutaj tak samo z tą różnicą, że każdy o tym wiedział, lecz nikt nie mówił o tym głośno.
Pomimo tego, iż zegar na ratuszu głównym miasta wskazywał godzinę jedenastą, ulice były dość zatłoczone od ilości samochodów, które próbowały dotrzeć do punktu swojej podróży. Jedni po ciężkim dniu w pracy chciało jedynie znaleźć się w swoim domu u boku ukochanej osoby, drudzy chcieli zatopić swoje smutki w alkoholu, a jeszcze inni najzwyczajniej w świecie mieli cały otaczający ich świat gdzieś.
Jednak Holly Davis nie należała do żadnego z tych typów osób. Tak, wracała do domu, a raczej do opływającej luksusem willi, której nienawidziła całym sercem.
Na pierwszy rzut oka wydawała się idealna, jednak we wnętrzu ściany przesiąknięte były bólem. Cisza w tej ogromniej willi była głośniejsza niż sam wrzask, który obijał się z bólem o ściany. Na cholernie drogich kafelkach, choć niewidoczne pęknięcia odwzorować mogły krew, która niegdyś na nich spoczywała, lecz została tak starannie wytarta. Pięknie lustra ze złotymi zdobieniami na ramie były popękane, wręcz zmiażdżone tak samo, jak serca domowników tej willi, która była imperium smutku.

Bo nawet najbogatszymi rzeczami nie można ukryć cierpienia i rozbicia serc.

Czarny Range Rover z przyciemnianymi szybami mknął przez ulicę Berkeley prowadzony przez trzydziestoletniego mężczyznę ubranego w czarny garnitur i z grobowym wyrazem twarzy. Na tylnym siedzeniu siedziała drobna brunetka, której wzrok wbity był w piekielne miasto, które zaczynało żyć. Cała sceneria wyciągniętą była wręcz żywcem z pierwszego lepszego filmu z denną fabułą i tak samo dennymi bohaterami, których jedynym problemem jest brak czasu dla siebie. I choć Holly Davis chciała, żeby właśnie tak denne było jej życie, niestety nigdy takie nie będzie. Każdy chciałby, żeby jego życie było filmem z pewnym szczęśliwym zakończeniem. Jednak jak to w prawdziwym życiu bywa nie zawsze, a wręcz bardzo rzadko życie kończyło się takowym zakończeniem. Filmy były pisane na postawione życia. Nie życie na podstawie dennego filmu.

Pochłonięta myślami Holly nawet nie zauważyła, kiedy samochód zatrzymał się przez czarną, wysoką bramą, która oddzielała teren wielkiej posesji. Wyglądało to jak wielka forteca. Wysoka na kilka metrów, czarna, szpiczasta brama i kilkumetrowe mury. Wszystko zachowane w groteskowym, ciężkim stylu, który nie zachęcał do przekroczenia ich progu. Za nim się obejrzała pojazd, przejechał przez bramę, która od razu zamknęła się, zagradzając, jaką kiedykolwiek drogę ucieczki z tej przeklętej willi. Pośrodku wielkiego terenu posesji, pomiędzy pięknymi ogrodami stała ogromna, biała willa, do której jej stóp prowadziła śnieżnobiała kostka. Ogród, który rozpościerał się wokół willi, zapierał dech w piersiach. Był przedsmakiem luksusu, który znajdował się w środku. Idealnie przestrzelone drzewa, które w równych odstępach okalały alejki. Piękne, zadbane kompozycje kwiatowe cieszyły oko. Dokładnie tak jakby miały odciągnąć wzrok od imperium stojącego pośrodku.
Samochód zatrzymał się centralnie przed willą, która z tak bliskiej perspektywy wydawała się jeszcze większa niż z rzeczywistości była. A cóż, była ogromna. Schody z błyszczących, wypolerowanych kafelków prowadziły do głównego wejścia, które przypominało wejście do zamku. Holly zgrabnie wysiadła z podwyższanego samochodu i zamknęła drzwi. Bez zastanowienia ruszyła w kierunku wejścia do willi. Pomimo iż mieszkała tutaj od dziecka, to miejsce wydawało się za każdym razem tak samo obce. Jakby żadne wspomnienia nie wiązały się z tym opływającym w luksusie miejscem. Jakby to miejsce było puste, bez emocji i jakikolwiek uczuć. Dębowe drzwi z głuchym odgłosem ustąpiły i otwarły się na oścież przed dziewczyną, a jej oczom ukazało się wnętrze, które było urządzone w paskudnym przepychu. Szeroki korytarz prowadził do jeszcze większego pomieszczenia, gdzie znajdywały się rozdwojone schody, które prowadziły do pomieszczeń sypialnych. Na wysokich sufitach zwisały szklane, ręcznie robione, wielkie żyrandole, które rozświetlały pomieszczenie. Kinkiety, które były wykonane w ten sam sposób żyrandol, jeszcze bardziej potęgowały ten efekt. Wszystko zachowane było w wręcz pedanckiej bieli z domieszką złota. Podłoga wyłożona była szarymi, marmurowymi posadzkami. Na ścianach od samej podłogi, aż po sufit rozpościerały się lustra ze złotymi ramami. Wielka przestrzeń, która zdawała się tak pusta.
Jedynym odgłosem, jaki można było wyłapać były kroki Holly, która zmierzała do salonu. Przeszła wolnym krokiem w przestrzeń pomiędzy rozdwojonymi i znalazła się w jeszcze większym pomieszczeniu, które skąpane było w świetle księżyca. Wielkie okna rozpościerały widok na piękny widok zatoki San Francisco. W oddali można było zobaczyć zarys samego San Francisco, które obecnie było oświetlane neonami. Ten widok był tak melancholijny. Tak uspokajający zabiegane ciało i umysł. Był odprężający, a zarazem tak zabójczy. Pod kopułą nocy ludzie wydawali się jeszcze bardziej bezbronni niż za dnia. Nocą ludzie ściągali maski, które odsłaniały zmęczoną twarz. Nocą ludzie stawali się gorszą wersja samego siebie.

Ludzie byli słabą materią.

Pomimo tego, iż to właśnie rozpościerający się za wielkimi oknami widok przyciągał całą uwagę Holly, ta jedynie bezpiecznie westchnęła. Tyle razy już zatracała się tym widokiem, a nadal mogłaby to robić co noc. Odwróciła wzrok i zaczęła kierować się w stronę dębowego barku, który znajdował się na prawo od wejścia. Salon był ogromny. Mieścił w sobie wcześniej wspomniany barek, ale i wielką, szarą sofę, która stała pośrodku, szklany stolik kawowy i kilka wysokich, szarych foteli. Kominek, który na dobrą sprawę nie był potrzebny w stanie Kalifornia, dodawał jeszcze bardziej poczucia luksusu, jaki panował w tym pomieszczeniu.
Obok kominka stał regał z wieloma książkami, które wyglądały jakby były specjalnie dobrane pod wnętrze. Na tej samej ścianie wisiał telewizor, który tak rzadko był używany. Wielki, zwisający nad głowami żyrandol, który wykonany był z drobnych kryształów, które rozpraszały światło. Przed wielkimi oknami stały dwa fotele, które odwrócone były w kierunku oświetlonych w oddali miast. Cztery wysokie, potężne, marmurowe kolumny zwieńczyły całe pomieszczenie. Wszystko urządzone było z tak palącym w oczy przepychem, iż był on wręcz namacalny.

Holly chwyciła w dłoń jedną z kilkunastu kryształowych szklanek i nalała do nich jakiegoś zapewne cholernie drogiego płynu, który w smaku nie był zbyt dobry. Westchnęła i odwróciła ponownie wzrok w stronę okien. Oparła skrzyżowane dłonie na dębowym blacie i pochyliła się nad nim delikatnie, trzymając w dłoni szklankę.

- Spodziewałem się lepszej ochrony jak na tak majestatyczną willę.- pewien głęboki ton przeszył ciszę panującą w pomieszczeniu.

- Po pierwsze, jeżeli już włamujesz się do mojego domu, to nie pal w salonie.- powiedziała bezwiednie, jakby nie była zaskoczona obecnością mężczyzny.- Po drugie, pojawiasz się już drugi raz tam, gdzie się Ciebie najmniej spodziewam. Przestajesz być oryginalny, Michael.- powiedziawszy to imię mężczyzna, który siedział wcześniej na fotelu, zwróconym ku widokowi rozpościerającym za oknem odwrócił się w jej kierunku z papierosem tlącym się w jego ustach.

~~~~~~
witam wszystkich po małej przerwie!
rozdział może mieć troszkę błędów i literówek, które w późniejszym czasie postaram się poprawić. w opisie mojego profilu będę wpisywać numer rozdziału i datę kiedy się pojawi. są wakacje i wiem, że nie będę w stanie wyrobić się na czas.

niedługo na moim profilu pojawi się nowa książka pt. ,,Melancholijne sny o Tobie". mam nadzieję, że wam się spodoba. będzie to nędzna podróbka ,,poezji" w moim wykonaniu, więc proszę o dystans.

do następnego :)

Destroy DevilsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz