11

351 35 1
                                    

Mam od kilku dni blokadę pisarską dlatego, jeśli ktokolwiek to czyta, dzisiaj mam tylko to krótkie coś. Przykro mi.

Nico

Mam lekki sen. Wszystko potrafi mnie obudzić.

Tym razem Fata postawiły na pojemnik na śmieci w paskudnie kanarkowym odcieniu, który rąbnął w metalowy płot.

Westchnąłem cierpiętniczo. To by było na tyle, jeśli chodzi o dzisiejszy odpoczynek. Sięgnąłem po telefon i sprawdziłem godzinę. Światło ekranu oślepiło mnie na dobre kilka minut, więc zrezygnowany, zirytowany i zły wstałem z łóżka. Powlokłem się do kuchni w celu przeszukania lodówki Jasona, bo zmęczony Nico to cholernie głodny Nico.

Po drodze wyjrzałem przez okno. Zauważyłem ten okrutny kosz, tak lekki, że wywracał go każdy mocniejszy podmuch wiatru. Zwyzywałem go w myślach od razu czując się odrobinę lepiej. Kolejną rzeczą, na którą zwróciłem uwagę była ogrodowa ławka Grace'ów. 

Jęknąłem dostrzegając niewyraźny zarys człowieka ucinającego sobie na niej drzemkę. 

Tyle razy prosiłem przyjaciela żeby ją do cholery przestawił albo najlepiej od razu spalił, bo co najmniej raz dziennie muszą wypędzać z niej bezdomnych, pijanych gości wylegujących się pod ich oknami.

Zapukałem wściekle w szybę z nadzieją, że ten, ktokolwiek to był, zostanie w ten sposób obudzony. Nie zadziałało, a mnie ogarniała furia. 

Wybiegłem przed dom w samej piżamie, składającej się z czarnych spodenek do kolan i rozciągniętej bluzki w tym samym kolorze, ozdobionej czaszką. Po drodze zdążyłem tylko włożyć buty. 

Zatrzymałem się przed meblem, niepewny co dalej. 

Osoba leżąca przede mną była zbyt drobna jak na dorosłego mężczyznę, ale wciąż nie mogłem przez ciemność dojrzeć twarzy. Nie poczułem też alkoholu. 

Trąciłem śpiącego glanem, a nie uzyskawszy odpowiedzi, zrobiłem to znowu.

Nieznajomy wydał z siebie przeciągłe stęknięcie i jakby nagle orientując się, że coś jest nie w porządku usiadł gwałtownie.

-Nico?

CO NA WSZYSTKICH BOGÓW.

-Will?

Byłem chyba jeszcze bardziej zaskoczony niż on. 

Dłuższą chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, aż atmosfera zrobiła się tak gęsta, że można było ją ciąć nożem. 

-C-co ty tutaj...-blondyn zamachał rękoma jakby odganiał od siebie złe moce (w tym przypadku mnie), a jego oczy błyszczały w ciemności.

Zacisnąłem usta w cienką linię, wpychając zimne ręce do kieszeni spodenek. 

-Mieszkam.-odwarknąłem krótko, nie do końca zadowolony z obecnej sytuacji. Bardzo mi przykro, ale stanie w ciemnościach i zimnie w piżamie zdecydowanie zajmuje podium na mojej liście rzeczy, których nienawidzę całym sercem.

Zauważałem, że zęby szczękają mu z zimna i ostatecznie uznałem, że się nad nim zlituję. Co prawda pomaganie ludziom nie należy do moich najbardziej rozwiniętych umiejętności. O wiele lepiej radzę sobie z obrażaniem ich i obrywaniem w pysk. 

Przewróciłem oczami, chociaż wątpię czy Solace był w stanie to dostrzec. Może to i nawet lepiej.

-Po prostu...-ścisnąłem nasadę nosa, wzdychając ciężko, chociaż z trudem muszę przyznać, że nie byłem już wcale tak niesamowicie wściekły.-Po prostu chodź do środka.

Will wciąż nawet nie drgnął, najwyraźniej nie mając pojęcia, że stać mnie na taki miły gest. Moja cierpliwość kończyła się drastycznie szybko. Wznosząc oczy do nieba z cichym, włoskim przekleństwem na ustach, chwyciłem jego nadgarstek. 

Pociągnąłem go za sobą. Nie opierał się, posłusznie trzymając moją dłoń, jakby puszczając ją miał wpaść w otchłań Tartaru. 

Posadziłem go na krześle przy wyspie kuchennej i zapaliłem światło. Podałem mu pierwszy koc jaki znalazłem i oznajmiłem stanowczo:

-Zostajesz tutaj.-wyglądało to jakbym tresował szczeniaka.-Ja idę obudzić Jasona. 

Potaknął, owijając się puchatym, różowym materiałem. Nie rozumiałem jak można być tak irytującym i niesamowitym jednocześnie. 

Sunflowers ~solangelo school AU~( ⏭️)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz