15

333 31 6
                                    

Nico

Nie przejmowałem się. Ani trochę nie martwiłem się, że Will Solace leży właśnie w zimnej, ciemnej piwnicy i może zaraz zginie albo już nie żyje. To absolutnie nie była jedyna rzecz, która przychodziła mi do głowy przez ostatnie dwanaście godzin. 

Prawda była taka, że spędziłem cały dzień  na kanapie, owinięty różowym, puchatym kocem. Jason zadzwonił nawet do Reyny, ponieważ nie odezwałem się do niego przez cały dzień więcej niż jednym słowem. 

-Nico. - brunetka dźgnęła mnie palcem w pierś.

-Nie ma mnie. - stwierdziłem głosem wymiętym z emocji.

Ramirez-Arellano odwróciła się do Grace'a ze zrezygnowanym westchnięciem. Mój przyjaciel odpowiedział jej tym samym. 

Jeśli Will nie żyje to jest twoja wina. 

Po kilku następnych godzinach Reyna i Jason oddali się w objęcia Morfeusza. Brunetka zabrała mi koc przez sen, a blondyn zwinął się w kłębek na skórzanym fotelu. 

Ja za to wpatrywałem się w zegar, który teraz pokazywał już czwartą nad ranem. Śledziłem wzrokiem ruch wskazówek. W końcu nie wytrzymałem i poderwałem się z kanapy, szybko sprawdziłem czy ruch nie obudził Reyny i zacząłem krążyć po pokoju. 

Niespodziewanie ciszę przerwał dzwonek. 

Rzuciłem się w stronę drzwi tak szybko, że chyba pobiłem jakiś rekord.

Przede mną niestety nie stał oczekiwany blondyn. 

Dziewczyna z krótkimi, czarnymi włosami spojrzała na mnie lekko zmieszana.

-Pomyliłam dom? - zapytała bardziej siebie niż mnie, jednocześnie rozglądając się po okolicy.

Spojrzałem na jej przeszywająco niebieskie oczy i koszulkę życzącą Barbie nagłej śmierci. Na jej nadgarstkach połyskiwały łańcuchy, a glany sięgały jej kolan. 

Przez chwilę miałem zamiar zatrzasnąć jej drzwi przed nosem, ale jeszcze raz rzuciłem okiem na jej tęczówki i przypomniało mi się, że już gdzieś takie widziałem.

-Thalia Grace - stwierdziłem beznamiętnie.

-Jedna jedyna. - uśmiechnęła się do mnie w taki sposób, który niebezpiecznie przypominał mi Percy'ego. - A ty jesteś...?

-Nico. Nico di Angelo. 

Dziewczyna przewróciła oczami, a ja uświadomiłem sobie, że to brzmiało co najmniej jak "James. James Bond.".

-Mogę zapytać co robisz w moim domu? 

-Mieszkam.

Siostra Jasona uniosła brew w pytającym geście. Zamiast odpowiedzieć otworzyłem szerzej drzwi, żeby mogła zobaczyć salon.

-Jesteś chłopakiem mojego brata, czy co? - zaśmiała się ciągnąc sportową torbę do środka.

-N-nie! - zaprzeczyłem szybko. - Przyjaźnimy się.

Thalia tylko wzruszyła ramionami. 

-Jeśli zająłeś mój pokój to już nie żyjesz. - dodała pół żartem, pół serio. 

-Ta, w porządku. 

Wróciłem na swoje miejsce na kanapie i ponownie wpatrzyłem się w tarczę zegara. 

Kiedy siostra mojego najlepszego przyjaciela ponownie pojawiła się na dole było już kilka minut po piątej. 

Stanęła przede mną, opierając ręce na biodrach i zasłaniając mi widok. Fuknąłem coś, żeby się przesunęła, ale ona nawet nie drgnęła.

-Co? - warknąłem.

-Czekasz na kogoś? 

Policzyłem w myślach do dziesięciu, żeby się uspokoić i nie zrobić niczego, czego później pewnie bym żałował. 

-Może. - wycedziłem przez zęby.

Thalia opadła na poduszki obok mnie i zmierzwiła mi włosy. Spojrzałem na nią szeroko otwartymi oczami. 

-Wybacz naprawdę ciężko się powstrzymać. - zaśmiała się i szybko zabrała rękę. 

Nie odpowiedziałem. Dziewczyna mnie dotknęła {błagam bez skojarzeń}, ale nie zobaczyłem nic. Zupełnie jakby jej śmierć jeszcze nie istniała. Zamrugałem odganiając od siebie ten pomysł. 

-W porządku. - odparłem po chwili niezręcznej ciszy. - Jason też tak robi. 

Thalia wybuchnęła tak głośnym śmiechem, że musiałem zakryć jej usta dłonią. 

-Oni śpią. - spojrzałem na nią z dezaprobatą.

Starsza Grace zamrugała po czym ugryzła moją dłoń. Odskoczyłem jak oparzony. 

-Ugryzłaś mnie. - stwierdziłem z niedowierzaniem. - A ludzie mówią, że to ja jestem straszny!

-Niee. - zachichotała tym razem zachowując się nieco ciszej. - Ja myślę, że byłbyś uroczym młodszym bratem. 

To jedno zdanie boleśnie wywołało wspomnienia o Biance. Thalia zachowywała się bardzo podobnie do jego starszej siostry. Ona też lubiła go drażnić dla zabawy i do tego zaplatała mu warkoczyki na głowie. Cholera jak on wtedy tego nie cierpiał, a teraz... Dzisiaj oddałby wszystko by jego siostra znów zrobiła mu z włosów obrzydliwe dredy. 

-Ja już chyba pójdę spać. - wydukał szybko kierując się w stronę "swojej" sypialni.

-Dobranoc. - Thalia albo świetnie udawała, albo naprawdę nie zauważyła jego nagłej zmiany w zachowaniu. 

-Dobranoc. 

Zamknąłem za sobą drzwi na klucz i westchnąłem głośno chowając twarz w dłoniach. Po krótkiej chwili wygrzebałem z plecaka wymiętą paczkę tanich papierosów, które kupiłem jakiś rok temu. Przez ten czas zdążyły zwietrzeć i utracić jakikolwiek smak. Natomiast wciąż wywoływały cały szereg zabójczych chorób. Przynajmniej taką miałem nadzieję.

Otworzyłem okno na oścież i usiadłem na wewnętrznym parapecie. Zaciągnąłem się głęboko, patrząc na bezchmurne, nocne niebo. Wiatr szybko rozwiał chmurę szarego dymu, którą wypuściłem z płuc. 

Mój wzrok przyciągnęła nieszczęsna, ogrodowa ławka. 

Z jakiegoś powodu poczułem się zawiedziony, gdy nie dostrzegłem na niej Solace'a. 

---

Czuję się irracjonalnie dumna z tego rozdziału.

Sunflowers ~solangelo school AU~( ⏭️)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz