17

370 29 20
                                    

Alleluja. Udało mi się spiąć i to napisać. To cud, mówię Wam. Ten rozdział nie jest do końca poważny, więc weźcie na to poprawkę :')

Will

W planowany dzień mojej śmierci wybraliśmy do szkoły, aby obejrzeć uroczysty apel, który miał być symbolem pokojowej rywalizacji naszych placówek. Atmosfera od samego rana była napięta. Po pierwsze - wszyscy czekali na mecz i starali się nawzajem nie powyrzynać przed rozgrywkami. Po drugie - ja miałem dzisiaj zostać porwany i umrzeć. Po trzecie - Oktawian został poproszony o wygłoszenie przemówienia rozpoczynającego mecz, a to swoją okropnością przewyższało nawet perspektywę zgonu w niedalekiej przyszłości.

Jak tak teraz o tym myślę to zachowywałem się wtedy naprawdę odważnie - patrząc z zewnątrz.
Przez cały czas usilnie powstrzymywałem ataki histerii, bo nie zamierzałem umierać jak ostatnia łajza, płacząc i błagając o litość.  Chociaż będąc szczerym, jeśli ktokolwiek tak ginie to nie powinniśmy oceniać, sami przecież nie wiemy jak skończymy życie.     

W każdym razie na pewno wyglądałem odważnie w porównaniu do Nico. 

Jestem przekonany, że gdybym w tamtym momencie skaleczył się w palec, Włoch osobiście zawiózłby mnie na SOR. 

Mimo di Angelo patrzącego podejrzliwie na każdy kamień oraz Jasona, który przyglądał nam się z wyrazem wielkiego zmieszania - na trybuny dotarliśmy bez większych przeszkód. 

Zaraz po zajęciu przez nas miejsc do sali wkroczył nie kto inny jak szanowny ojciec Oktawiana. Odprowadziłem go wzrokiem, czując jak zbiera mi się na wymioty na widok jego fałszywego uśmiechu. Jego drogi garnitur od niszowego projektanta, koraliki na szyi, kubek pełen podwójnej kolumbijskiej miętowej Caramel Macchiato bez kofeiny, z odtłuszczonym mlekiem sojowo-migdałowym,  a nawet cholerne skarpetki w hamburgery - to wszystko aż krzyczało - snob

Zgarbiłem się i spuściłem głowę, mając nadzieję, że jakimś cudem mnie nie zauważy, ale najwyraźniej dla niego byłem tylko irytującym robakiem, niewartym zniszczenia. 

Kątem oka dostrzegłem jak di Angelo nerwowo lustruje tłum zgromadzony w pomieszczeniu i już otworzyłem usta z zamiarem uspokojenia go, kiedy przy mikrofonie na środku sali stanął Oktawian w całej swej anemicznej chwale, prosząc się, delikatnie mówiąc, o strzał w mordę - jak zwykle.

-Droga kadro! Drodzy uczniowie! Uważam, że dzisiejsze wydarzenie zostanie zapamiętane przez nasze szkoły na długo. 

Jego przemowa dla siedzących za nim nauczycieli najwyraźniej brzmiała zwyczajnie, a może nawet dyplomatycznie, ale zgromadzeni na trybunach spoglądali po sobie wyczuwając ukrytą groźbę. 

-Zanim rozpoczniemy tą pokojową rywalizację, chciałbym, jako przewodniczący samorządu, wyrazić swoje nadzieję na zmiany w naszej placówce. - Oktawian kontynuował z coraz większym zapałem, co nie zwiastowało niczego dobrego. - W imieniu wszystkich uczniów, zwracam się ze szczerą prośbą o usunięcie z naszej szkoły przestępców i osoby niestabilnie psychicznie, ponieważ zagrażają oni nie tylko sobie, ale i innym, zwyczajnym uczniom, którzy pragną tylko w spokoju przeżyć swoje licealne lata. Ta placówka to nie miejsce dla nich.

-Panie August...! - dyrektor zerwał się z krzesła gotowy przerwać mowę przewodniczącego, jednak ojciec Oktawiana zatrzymał go ze spokojem godnym mistrza zen i szerokim, zimnym uśmiechem. 

Nauczyciele wyczuwając wyraźnie zbliżające się obcięcie budżetu, a może nawet, o zgrozo, zabranie im ekspresów do kawy z pokoju nauczycielskiego, zesztywnieli i przyglądali się wszystkiemu z minami męczenników.

-Hm. - mówca udał zastanowienie, najwyraźniej wciąż świetnie się bawiąc - Myślę, że potrzebujemy dobrego przykładu, prawda? 

Zapadła dłuższa cisza, podczas której Oktawian przyglądał się trybunom ze zmarszczonymi brwiami, wyszukując już wcześniej wybrane ofiary.

-Jackson, Chase, Sueman, McLean...-przerwał, widocznie robiąc show i nadając chwili "dramatyzmu" - Di Angelo!

Goryle Oktawiana widocznie raz w życiu zrozumiały aluzje i szybko wypchnęły zdezorientowanego Nico na środek sali, gdzie przewodniczący zamknął jego rękę w żelaznym uścisku.

Patrzyłem na wściekłą twarz czarnowłosego i wyjątkową pewność siebie młodszego Augusta, nie mogąc uwierzyć co się właśnie dzieje. Zauważyłem też, że uczniowie w większości podzielają mój nastrój.

-Zauważacie go w ogóle? Ktoś ma ochotę z nim rozmawiać? - Oktawian westchnął z udawanym smutkiem - Niestabilny psychicznie przestępca, który uciekł z domu, bo myśli, że to fajnie nienawidzić swoich rodziców...

Nico szarpnął się żałośnie.

-W dodatku zagraża swojemu otoczeniu, tą swoją...dewiacją. - Oktawian praktycznie wypluł ostatnie słowo - To tylko kwestia czasu, kiedy zacznie promować tą swoją ideologię, a ja ci powiem, że nie chcemy żadnych pieprzonych pedałów w tym miejscu! Zagrażasz nawet sam sobie!

Z tymi słowami, wykorzystując chwilę szoku, Oktawian złapał Nico za nadgarstek i uniósł jego rękę do góry, tak żeby wszyscy mogli dobrze się jej przyjrzeć. Kiedy tylko rękaw kurtki zsunął się bezwładnie do łokcia chłopaka, uczniowie wydali z siebie zaskoczone "och".

Nawet z odległości na bladej skórze di Angelo było dobrze widać rozległe blizny, których pochodzenie nie budziło wątpliwości. 

W końcu Nico otrząsnął się z szoku, jakby wyrwał się z transu. Na jego twarzy było widać tylko wściekłość, pod wpływem której pewność siebie Oktawiana zgasła jak upuszczona zapałka. Mimo, że Włoch jest niższy i chudszy - jest przerażający, a gdyby wzrok mógł zabijać, przewodniczący padłby trupem.

-Saluta padre*, kretynie. - słowa Nico padły przez mikrofon wyrwany Oktawianowi, tuż przed tym jak wspomniany przedmiot wylądował na twarzy blondyna z głuchym uderzeniem i ogłuszającym piskiem. 

Nos młodego Augusta wykrzywia się pod dziwnym kątem, a strużka krwi zaczyna spływać mu po brodzie. Kilka osób z drużyn sportowych podrywa się z zamiarem gonienia di Angelo, ale on już dawno zniknął za drzwiami. Personel szkoły podbiega do Oktawiana w zupełnie uzasadnionej obawie, że ten incydent może pozbawić ich pieniędzy jego rodziny.

W ogólnym chaosie rozlegają się również śmiechy spowodowane niedorzecznością sytuacji. W końcu Oktawian odstawił scenę, rodem z "Trudnych spraw",  z całkiem poważną miną...

---

*Oktawian nawiązał do orientacji Nico, ale jak wiemy w tej historii ojciec Oktawiana także jest gejem. Di Angelo kazał mu "Pozdrowić ojca".
Doceńcie ten wyrafinowany humor proszę.

Heloł.
Miałam z tym rozdziałem problem od dłuższego czasu, bo uznałam, że chcę mieć tu jakiś absurdalny tekst, a ciężko mi idzie przerysowywanie sytuacji i to jeszcze tak, żeby to uzasadnić.
Mam nadzieję, że to chociaż oddaje moją nienawiść do Oktawiana. 

A, no i nie znam włoskiego także tłumacz google klasycznie mógł coś spieprzyć...Nawet jeśli to dwa słowa.

Sunflowers ~solangelo school AU~( ⏭️)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz