14

366 30 5
                                    

Hej, ludzie. Polecam puścić sobie piosenkę z mediów w tle,bo ten rozdział wniesie w wasze życia absolutnie nic, a dobra muzyka to dobra muzyka. 

Nico

Czy byłem idiotą zgadzając się na powrót do domu? Definitywnie. 

Nawet nie wiem co ja sobie właściwie myślałem.  Miałbym żyć pod jednym dach z człowiekiem, który nienawidził mnie zanim jeszcze się urodziłem? Który pragnął mojej śmierci bardziej niż ja sam? 

Czy byłem jeszcze większym idiotą uciekając? Zdecydowanie.

Zostawiłem Hazel. Tak jak Biankę. Tak jak każdego w swoim głupim, krótkim życiu.  

Poznałem ją zaledwie kilka godzin temu, a już zdążyłem ją porzucić.  Była po prostu miła. Nie wierzę, że Hades mógłby ją skrzywdzić. Chyba nawet on by nie potrafił. 

Mimo to czułem się z tym źle, przecież ona nie ma pojęcia pod czyim dachem się znalazła, a rano, gdy zajrzy do mojego pokoju - mnie tam nie będzie, a ona nie będzie wiedziała dlaczego. Może pomyśli, że to przez nią, a może ojciec wymyśli kolejną historyjkę o mrocznym biznesie narkotykowym, w który podobno się wplątałem. Obie opcje brzmią lepiej niż prawda. Lepiej czuję się jako zbuntowany diler niż słaby dzieciak pobity przez ojca.

I wiedziałem, cholera, byłem pewny, że tak właśnie będzie. A jednak przekroczyłem próg i zjadłem kolację z Persefoną, Hazel i ojcem - po raz pierwszy od śmierci matki.

Na koniec dowlokłem się do domu Jasona, dając za wygraną. Moje życie chyba już po prostu takie jest, a ja - skoro muszę - zaakceptuję to. 

Przynajmniej zasnąłem szybko. Kanapa Jasona wydawała się tak wygodna, a chłód okładów przyjemnie łagodził ból. Dzięki temu wyrzuty sumienia nie dręczyły mnie długo.

***

Czwartkowy poranek okazał się zaskakująco dobry. Wszyscy w trójkę zrobiliśmy sobie kolejny dzień wolny - po części z powodu mojej obitej twarzy, a po części z powodu Willa, który mógł jutro skończyć jako siniejący trup (o czym Jason nie miał pojęcia rzecz jasna). 

Biorąc pod uwagę moje małe doświadczenie w walce ze śmiercią, chociaż może trafniejsze byłoby stwierdzenie - moje mierne wyniki, Solace miał niewielkie szanse na przeżycie. Mówiąc całkiem w prost, nie mam pojęcia co zrobić. Mój strasznie przemyślany plan zakłada po prostu nie spuszczanie blondyna z oczu. Oczywiście, gdybym tylko miał jakieś dowody (poza jednym zdjęciem) na to, że jego życie jest zagrożone...Tylko, że żadnych nie mam, bo jak ostatni egoista zająłem się własnym życiem zamiast ratować...przyjaciela. 

Wszystkie te obawy miałem nadzieję utopić w filiżance czarnej kawy. 

Jak łatwo się domyślić - nie pomogło, a nawet pogorszyło sprawę. Kiedy ma się ADHD powinno się uważać z kofeiną, ale jakoś nigdy nie zdarzyło mi się o to zadbać. 

Po kolejnych porcjach czarnego napoju moje myśli zdawały się robić sobie maraton wewnątrz mojej głowy, a wszystkie kręciły się wokół jednego, prostego tematu - Nico di Angelo, jesteś idiotą.

I faktycznie tak się czułem. Moje kolano podskakiwało nerwowo, stolik przede mną krył się pod warstwą kolorowych kubków i filiżanek po kawie, a ja patrzyłem się tępo w przestrzeń popijając kolejną dawkę kofeiny. 

Z letargu otrząsnąłem się tylko dlatego, że opróżniłem naczynie i ruszyłem do kuchni po kolejne. 

Drżącą, z powodu przedawkowania wspomnianego alkaloidu, ręką zająłem się przygotowywaniem napoju. Byłem tak na tym skupiony, że nie zauważyłem Willa Solace'a wchodzącego do kuchni w żółtych spodenkach Jasona (tak, dobrze myślicie, tylko we wspomnianych spodniach).

-Hej.

Na dźwięk jego głosu podskoczyłem zaskoczony, przy okazji wylewając część mojej cennej kawy. Spojrzałem na niego poirytowany, ale to natychmiast się zmieniło kiedy zauważyłem co ma na sobie (a może raczej czego mu brakuje).

-Co robisz?-spojrzał na mnie tak, jakby nie zauważył mojej reakcji.

Beztroski charakter tej rozmowy odszedł w niepamięć kiedy tylko Will zauważył pokaźną ilość naczyń zastawiających salonowy stolik, a później kolejny, który trzymałem w ręku. 

Zmarszczył brwi, mierząc mnie karcącym wzrokiem.

-Nico, nie.-oznajmił stanowczo.

-Nico, TAK.-muszę przyznać, że nie byłem w stanie zdobyć się na inteligentniejszą odpowiedź. Coś wewnątrz mnie, pewnie jedna z kofeinowych myśli, podpowiedziała mi, że to wspaniały pomysł.

Upiłem łyk z trzymanego w ręku naczynia, ale od razu poczułem, że to może nie skończyć się dobrze. Z jakiegoś irracjonalnego powodu wciąż nie chciałem dać satysfakcji półnagiemu Solace'owi - całe szczęście mój żołądek podpowiadał co innego. 

Ostatecznie wylałem zawartość kubka do zlewu i wciąż czując się nie najlepiej wróciłem położyć się na kanapie w ciszy. 

Will stanął nade mną.

-Musimy pogadać.-stwierdził tym razem całkiem poważnie. 

-Daruj sobie wykłady o kawie.-jęknąłem.

Niebieskooki spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakby miał zamiar strzelić mnie w twarz. Pewnie nie zrobił tego tylko ze względu na to, że już była w pięćdziesięciu procentach fioletowa. 

-Powinniśmy iść na policję.-powiedział zniżając głos.

-Z czym dokładnie?-usiadłem na kanapie, czując się coraz mniej pewnie.

Blondyn objął założył ręce na piersi, jakby nagle żałując braku koszulki.

-Z moją sprawą.-jego słowa były teraz tak ciche, że ledwo je zrozumiałem.

Zawahałem się patrząc mu prosto w oczy. To oczywiste, że się bał. Tylko kretyn nie byłby przerażony perspektywą bliskiej śmierci. Problem polegał na tym, że nie mogłem się z nim teraz zgodzić.

Pokręciłem przecząco głową. 

Chwilę trwaliśmy w ciszy, aż Solace odważył się zadać pytanie:

-Więc co takiego mamy zamiar z tym zrobić?

Westchnąłem.

-Will...

-Nie, Nico. Ja pytam serio, co zamierzasz z tym zrobić? Obiecałeś mi, że jutro nie umrę, ale jaką dasz mi gwarancję?-blondyn wyraźnie robił się zły.

-Policja ci nie uwierzy, nic z tym nie zrobią...

-A ty coś z tym zrobisz?-przerwał mi, patrząc na mnie wyzywająco-To nie ty masz jutro umrzeć! To ma być ja! Ja! 

-Nie uwierzą ci.-starałem się zachowywać spokój, ale sam już nie byłem pewny swoich słów. 

-Będą musieli.

I pobiegł na górę, żeby za chwilę wrócić w pełnoprawnym ubraniu i wyjść zatrzaskując drzwi. 

Chwilę zajęło, zanim dotarło do mnie, że Solace właśnie się na mnie obraził, a teraz po prostu siedziałem wtulony w szare poduszki.

Sunflowers ~solangelo school AU~( ⏭️)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz