1

240 18 1
                                    

31. 08. 2019

-Wejść- rozległ się głos po zapukaniu do wielkich drewnianych drzwi. Ludwik spokojnie wszedł do pomieszczenia i ujrzał przed sobą wielkie biurko przy którym siedział Frank-Walter Steinmeier, jego szef.

-Oh, Ludwik- powiedział widząc blondyna.
-Szef mnie wzywał- przypomniał chcąc szybko przejść do tematu.
-Tak tak, usiądź proszę.

Ludwik usiadł na fotelu przed nim i czekał w milczeniu aż Steinmeier coś powie. Ten jednak kończył wypełniać papiery przez jeszcze nie krótki czas aż niespodziewanie odłożył długopis, splótł palce i spojrzał na przybysza.

-Więc pewnie się zastanawiasz po co cię wezwałem.- zaczął Frank.
-Oczywiście.- odpowiedział. Jego szef siedział jeszcze chwilę w ciszy.

-Więc sytuacja jest następująca.-powiedział i spuścił lekko głowę.- Wspólnie z władcami reszty państw, zgodnie ustaliliśmy, że ze względów postępu ludzkości oraz rozwoju mechanicznego oraz wiedzy spłoecznej...-oczywiście strasznie owijał w bawełnę, ale pomimo tego blondyn go słuchał cierpliwie.-...stwierdziliśmy że, dobrym pomysłem było by aby same państwa zobaczyły te osiągnięcia i postęp w dość niedługim czasie i przeżyć to co muszą przeżyć zwykli ludzie, jednocześnie odciągając ich na jakiś czas od problemów tego świata.

-Co to oznacza dla mnie?- zapytał po chwili milczenia.

Prezydent poprawił okulary, znów splótł palce i spojrzał na Ludwika.

-Powiedz Ludwik...-zaczął powoli- Chodziłeś kiedyś do szkoły?

Tego się w życiu nie spodziewał. Zastygł zszokowany w miejscu.

-No, nie...- wydukał. Kiedy niby miał być? Zawsze były ważniejsze rzeczy i problemy. Z resztą, teraz też było wystarczająco problemów na tym świecie, więc czemu w ogóle mu o tym mówi?

-No cóż, więc teraz będziesz mieć okazję, ponieważ ustaliliśmy, że ty, twój brat oraz cała reszta świata zostaniecie wysłani na jeden rok studencki do specjalnie wybudowanej dla was szkole w najlepszej okolicy w Waszyngtonie.

To zamurowało Niemca jeszcze bardziej. Szkoła? Serio? Ma się teraz odciąć od tego wszystkiego co się dzieje na świecie i zacząć chodzić do szkoły jak dzieciak?

-Ale...- chciał powiedzieć coś mądrego, ale nie wiedział jak dobrze temu zaprzeczyć- Jak to ma niby wyglądać? Kiedy? Po co? Jak tam będziemy dojeżdżać? Co z problemami które musimy rozwiązać?-miał jedynie mnóstwo pytań.

Jego szef uspokoił go lekkim ruchem ręki.

-Daj się nam zająć problemami na ten jeden rok, może coś nam się uda zrobić.- Zaczął tłumaczyć Steinmeier.- W Waszyngtonie wybudowaliśmy najlepszą akademię jaka powstała, z najnowszą technologią i luksusami abyście nie narzekali. Zrobiliśmy też osobny program abyście się nie zanudzili i nie stresowali tak bardzo oraz nie zarywali nocy na uczeniu się. Wynajęliśmy również najlepszych anglojęzycznych nauczycieli oraz personel. Jutro rano razem z twoim bratem lecicie do Waszyngtonu na jeden rok, macie już zarezerwowaną pierwszą klasę w samolocie.

Przerwał na chwilę i spojrzał na mocno zaskoczoną twarz swojego kraju.

- Nie martw się tym za bardzo Ludwik, na pewno jeszcze będziesz dobrze wspominał ten rok. Spotkasz się ze starymi przyjaciółmi...

"Ja nie mam przyjaciół" pomyślał Ludwik. Nie licząc jego rodziny (choć oni raczej go "tolerowali" niż lubili, nie licząc Prus), Veneziano i Węgier to nie miał przyjaciół. Może i by miał ich więcej gdyby nie jedna zasada której wszystkie personifikacje miały przestrzegać od dzieciństwa, "nigdy nie przyjaźnić się ze śmiertelnikami".

- Cóż, to wszystko co chciałem powiedzieć- powiedział Frank.- lepiej wróć do domu i zacznij się pakować.

*

Przez całą drogę rozmyślał nad całą tą sytuacją, ale nic to nie dało. Teraz wchodząc do domu myślał tylko o tym jak powiedzieć o tym swojemu bratu.

-Gilbert...- zaczął mówić wchodząc do domu.

Jednak jedyne co usłyszał i widział to to jak jego brat na walizce zjeżdża ze schodów, i wywala się na samym dole a jego walizka się otwiera wyrzucając z siebie parę rzeczy.

- Hej bruder- odpowiedział wciąż leżąc i odchylając głowę do tyłu żeby zobaczyć swojego brata.

- Wszystko dobrze?- zapytał zdziwiony Ludwik. Gilbert od razu się obrócił na brzuch i z podekscytowaniem odpowiedział:

- Zaglibiście! Jedziemy do Waszyngtonu bruder!- po czym usiadł na podłodze.

- Super? Przecież idziemy do szkoły.- powiedział trochę ironicznie Ludwik.

- No tak, ale to nie jest taka zwykła szkoła, ona jest znacznie lepsza od innych. I będą tam fajni ludzie...

Tak, to była ewidentna różnica pomiędzy introwertykiem a ekstrawertykiem, przynajmniej jeden z nich się cieszył.

- Ale wiesz że Węgry i Austria też tam będą?- droczył się Ludwik.

- Nie wkurwiaj mnie dobrze?- odpowiedział białowłosy.- przeżyje nawet z nimi.

Ludwik przekręcił oczami i westchnął. "Zobaczymy jak długo" pomyślał, po czym poszedł na górne piętro aby spakować się na jutrzejszą podróż.

Akademia WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz