Uwaga, przeczytaj to

2K 166 75
                                    

Kochani. Jako, że niedawno wybiło was ponad 1k, postanowiłam się podzielić z wami moją historią, która, jeśli macie jakieś problemy i nie wiecie co zrobić, może pokaże wam że warto sięgać po pomoc. Długo się nad tym zastanawiałam, ale myślę, że w ten sposób mogę wam pokazać na żywym przykładzie jak depresja niszczy człowieka.

Wszystko zaczęło się stosunkowo wcześnie- miałam może 11 lat. Już wcześniej spotykałam się z przemocą w szkole, jako że chodziłam do placówki raczej patologicznej. Kiedy zmieniłam szkołę z uwagi na problemy czwartej klasie i to, że moja siostra chodziła do innej szkoły, rodzice przenieśli mnie tam.

Piąta klasa- dwunastoletnia dziewczynka poznaje nowe koleżanki i ma się świetnie. Uczyłam się dobrze, więc prędko dostałam miano klasowego kujona- to był problem numer 1.
Do klasy równoległej dołączyła dziewczyna powtarzająca rok. Po raz drugi. Nie pamietam jak to się stało, ale to ona zaczęła mnie wyzywać na korytarzu. "Gruba świnia", "suka"- w tamtym czasie rozniosło się, że mój ojciec pracuje w policji. (Córka psa, suka, ha ha ale śmieszne). Byłam raczej nieśmiałym dzieckiem, więc mowy nie było o poinformowaniu rodziców.
Ta sama dziewczyna zabrała też czyjś telefon z szatni. Ja nie ćwiczyłam, więc oczywiście było na mnie. Sprawę na policji i u pedagoga szkolnego pominę- nie ma co się rozpisywać. Koniec końców telefon się znalazł a dziewczyna została wydalona ze szkoły.

Następny rok minął "normalnie" ale wtedy zaczęły się moje problemy z odżywianiem. Jadłam bardzo mało, potrafiłam cały dzień funkcjonować na jednej kanapce i kolacji.

Przed gimnazjum zaczęło się piekło. Obóz językowy- warunek dostania się do szkoły- minął fatalnie. Nie znałam nikogo, miałam tylko jedną znajomą z podstawówki lecz ją przydzielono do innej klasy. Cztery inne osoby z którymi dzieliłam pokój można podzielić na dwa typy: szmaty które się nade mną znęcały i dziewczyny które były w miarę miłe.
Na rozpoczęciu roku się popłakałam, kiedy okazało się że moje wtedy już dwie przyjaciółki trafiły razem do klasy, ja zostałam z tymi mniej miłymi i nie było możliwości przenosin. Zostałam praktycznie sama. Niby zaczęłam nawiązywać kontakt z nazwijmy ją Kasią, lecz jej "przyjaciółeczka" była tak zaborcza, że na krok nie mogłam się do nich zbliżyć. Pomijam fakt że P (psiapsióła Kasi) ją wykorzystywała i zmieniała znajomych jak skarpetki.

Wtedy postanowiłam zapisać się na zajęcia z robotyki. Poznałam tam starszego chłopaka- wydawał się bardzo miły. Na robotykę chodziłam przez całe gimnazjum, jeździliśmy na zawody, kilka razy udało nam się wygrać. Poznał mnie ze swoimi znajomymi- wiecie jak to jest. Młodsza dziewczynka chce się bawić z dużymi chłopcami. Oczywiście nasza znajomość ograniczała się do prac nad projektami. Na jednym z turniejów nie wytrzymałam. Zrozumiałam że ja go bardziej niż lubię i to było dla mnie straszne. Kiedy wróciłam tego dnia do domu pierwszy raz w życiu się pocięłam. Miałam 13 lat. Chciałam zerwać z nim kontakt żeby nie uprzykrzać sobie życia- ale gdy tylko przestaliśmy rozmawiać zaczął drążyć temat. Od kogoś się dowiedział o całej sytuacji i po jednych z zajęć chciał ze mną porozmawiać. Zgodziłam się. Kazał mi zamknąć oczy, pocałował mnie i przytulił. Wyobrażacie sobie jakie to było uczucie? Ktoś kto ci się podoba odwzajemnił twoje uczucia. Po raz pierwszy w twoim życiu. Od tego momentu zaczęło się robić dziwnie. Kilka razy spotykaliśmy się po lekcjach żeby coś zjeść albo pogadać. Z różnych źródeł zaczęły mnie dochodzić niepokojące informacje. Miał dziewczynę. Szantażował ją. Zaczęłam się bać, ale z drugiej strony miałam tak zamroczony umysł że myślałam że dla mnie będzie inny. Pewnego dnia przed majówką- 2 klasa gimbazy- napisał do mnie że nic tak na prawdę do mnie nie czuł ale nie chciał mnie zranić. Nie chciał? Więc dlaczego nie postawił sprawy jasno? Od razu? Tyle pytań krążyło w mojej głowie, znów zaczęłam się ciąć. Nie pamietam ile to trwało, ale już wcześniej- mniej więcej w grudniu 2018, sytuacja w rodzinie zaczęła się sypać. W ten sposób wszystko mi się nałożyło i w trakcie ferii miałam pierwszą próbę samobójczą. Dopiero wtedy- po ponad dwóch latach rodzice zorientowali się że coś się dzieje. Zaczęło się chodzenie na terapię, z której szybko zrezygnowałam. Nie chciałam wyzdrowieć i otwarcie to przyznaję. W tamtym okresie byłam wyprana z emocji i chęci do życia. Potrafiłam się ciąć kilka razy dziennie, to i tak było za mało. Chciałam po prostu umrzeć, ale bałam się że znów się nie uda. Dzień w dzień to samo. Nie chcę istnieć ale nie chcę umrzeć.

Najgorsza była chyba klasa trzecia. Zmienili nam w tym czasie kilku nauczycieli. Nowy fizyk potrafił mi przy trzydziestu uczniach wytknąć że mam pocięte ręce, minę jakbym chciała podciąć sobie żyły albo iść się zabić bo i tak nic nie umiem.- znowu nie powiedziałam rodzicom.
Z kolei historyk przeciągał nas materiałem do tego stopnia że najwyższa ocena w klasie pod koniec roku to było 4. I była to dziewczyna która nie robiła nic innego poza nauką.

Nie wspominam dobrze tej szkoły, ale mimo wszystko mam tam kilka osób z którymi mam bardzo dobry kontakt.

Teraz jestem w 1 klasie liceum, na początku października zainteresowała się mną psycholog szkolna- bo po miesiącu nadal prowadziłam samotniczy tryb życia i prawie z nikim nie rozmawiałam, poza tym moje zachowanie na wycieczce integracyjnej było niepokojące. Jestem za to wdzięczna, ponieważ dzięki tej interwencji rodzice przejrzeli na oczy i dowiedzieli się o moim rzeczywistym stanie. Trafiłam do innej terapeutki, która jest niesamowita i w dużej mierze to jej zawdzięczam to że zaczęłam wychodzić na prostą. Trafiłam także do psychiatry i jakiś czas temu rozpoczęłam farmakoterapię. Mam leki. Nie tnę się od ponad miesiąca. Oczywiście nadal nie jest idealnie, ale kiedy patrzę na siebie sprzed dwóch lat, widzę jakim wrakiem człowieka byłam.

Należy pamiętać że zmiana choćby jednego czynnika może znacząco wpłynąć na nasze zdrowie psychiczne. Chociażby zmiana środowiska i towarzystwa. Nie mówię że jest to niezawodny sposób, ale zawsze choć trochę ciężaru nam odejmie.

Zostawiam was z jednym ważnym przekazem. Cokolwiek by się w życiu nie działo, zawsze będzie lepiej. Jeśli kiedyś poczujecie że to koniec, będziecie chcieli zrezygnować, przypomnijcie sobie ten rozdział i moją historię. "Wyszłam z grobu" tak mogłabym to ująć. Kochani, nie bójcie się prosić o pomoc.

Jeśli chcecie bym coś dopowiedziała, bylibyście ciekawi czegoś co nie zostało napisane, potrzebowali porady- napiszcie w komentarzu lub prywatnie.

O tym się nie mówi, a powinno /psychologia\Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz