4.

14 2 0
                                    

Mijały tygodnie. Od kolacji u Marcela uspokoiło się, nie wydawało mi się ze ktoś mnie śledzi. Dzisiaj musiałam stawić się na dziesiątą w sądzie. Sprawa Michaela Rockoolda, który pozwał Aarona Adamsa. Poranek był spokojny, zjadłam śniadanie, wzięłam prysznic i ubrałam granatową obcisłą sukienkę, przed wyjściem włączyłam telewizor, stanęłam i przysłuchałam się sprawie.

'Dziś odbędzie się sprawa Aarona Adams'a, podejrzewany o zabójstwo 5 kobiet, o handel ludźmi i o sprzedaż narkotyków.'

Dreszcz przeszedł mnie gdy usłyszałam jego nazwisko, mam nadzieję że wygram tą sprawę i skażę go na dożywocie.

*

Weszłam do biura witając się z Panią White. Wjechałam windą na odpowiednie piętro i jak zawsze skierowałam się w stronę swojego biura. W środku czekał już na mnie Marcel z kawą i uśmiechem na twarzy. Przywitałam się z nim i usiadłam na swoim miejscu. Do rozprawy miałam jeszcze godzinę, więc musiałam wziąć szybko dokumenty i jechać do sądu.

-Przyszedłeś życzyć mi powodzenia? -zaśmiałam się, patrząc na przyjaciela. Wyglądał na zmęczonego.

-Przyszedłem ci powiedzieć, żebyś uważała na to co mówisz. To niebezpieczny człowiek, nie wiadomo -nie dałam mu dokończyć.

-Tak Marcel, wiem. Muszę na niego uważać, ale wygram tą rozprawę. -Powiedziałam pewna siebie.

-Po prostu uważaj na słowa, nie chcę żebyś potem miała niepotrzebne problemy. -uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam. Pożegnałam się z nim i wyszłam z firmy. 

*

Przegrałam. Kurwa. Nie mogę uwierzyć, że przegrałam tak ważną rozprawę. Zjebałam po całości i nie da się tego ukryć. Przeprosiłam swojego klienta i wyszłam z sądu. Jest godzina 13:30. Musiałam jeszcze wrócić do firmy, przejrzeć akta dotyczące kolejnej sprawy. Przed sądem go zobaczyłam. Wysoki blondyn. Aaron Adams. Przyglądał mi się, paląc papierosa. Opierał się o swoje auto. Jedno z droższych, no tak, bo czego innego mogłam się spodziewać. Uśmiechnął się chamsko w moją stronę i po chwili wszedł do swojego auta. Odjechał spod sądu z piskiem opon.

*

Wróciłam do domu, rzuciłam wszystko i zniknęłam w łazience. Spędziłam długi czas pod prysznicem, musiałam zmyć ten brud ze mnie, ten okropny brud, przegrana, z takim człowiekiem, najgorsze co mi się przydarzyło.

Owinęłam się białym puchowym ręcznikiem i wyszłam z łazienki, poszłam w stronę pokoju, ubrałam się w legginsy i szarą długą koszulkę, założyłam swieże skarpety i poszłam na dół. Zeszłam na dół i zamurowało mnie, serce zaczęło bić mi mocno, trójka mężczyzn siedzieli w moim salonie.

-W końcu pani adwokat raczyła zejść na dół.-odezwał się jeden z nich.

-Kim wy jesteście? Jak tu weszliście?-wyjąkałam.

-W sumie to nie wiem czy ci to mówić słoneczko.-na stół rzucił klucz, klucz od mojego mieszkania.

-J-jak?-wyjąkałam, mężczyźni się zaśmiali.

-Byliśmy tu już nie raz kochana, obserwowaliśmy ciebie wiele razy, gdybyś wiedziała co chcieliśmy z tobą robić, niestety szef zabronił, a szefa się słuchamy.-jeden z nich podszedł do mnie i sunął ręką po moim dekolcie aż do szyi.

-Nie dotykaj mnie!-dałam mu z liścia, lecz ten chwycił mnie za szczękę i przycisnął do ściany.

-Będę cie dotykał kiedy będę chciał.-mówiąc to ścisnął moją pierś.

Bolał mnie ten dotyk, obrzydzał mnie.

-Może zabawimy się jeszcze tobą póki ciebie nie oddamy. -odezwał się jeden z nich, wstając z fotelu.

-Zostaw mnie.-warknęłam.-Czego ode mnie chcecie?

-My? Zabawy, ale nasz szef czegoś więcej.

-A kim niby jest twój szef?-zapytałam.

-Znasz go kochana, ale dowiesz się gdy go zobaczysz.-byłam zdziwiona.

Zaczęli mnie dotykać, całe szczęście nie na długo, bo zadzwonił telefon.

-Tak szefie? Okej, dobrze, już ją bierzemy.

Przysunęli mi chustkę do nosa, wyrywałam się, lecz nagle czułam że słabnę, zemdlałam.

*

Obudziłam się w jakimś pokoju, byłam przerażona, nie wiedziałam, gdzie jestem, co chcą ci ludzie ode mnie. Zaczęłam szlochać, skuliłam się na łóżku i po prostu płakałam.

-Skończ beczeć kurwa.-powiedział jakiś głos, który znałam. Spojrzałam w kierunku skąd dochodził i nie mogłam uwierzyć.

LockedWhere stories live. Discover now