I wszystko szło po jego myśli do momentu, gdy w jego prawym ramieniu utkwiła złota strzała.
Elliot popatrzył zdziwiony na krew rozprzestrzeniającą się na jego szatach, na złotą strzałę, której grot zanurzył się w jego skórze, a potem nie wydając z siebie żadnego dźwięku, upadł na zimną trawę niczym szmaciana lalka.
W następnej chwili wiele rzeczy wydarzyło się jednocześnie — Luna Lovegood podbiegła do Ginny, moi przyjaciele chwycili za różdżki, tuż obok mojego ucha mignął czerwony błysk zaklęcia, a przerażająca harpia rzuciła się w moją stronę.
- Widziałeś?! Widziałeś? Trafiłem tego gnojka! I kto tu nie umie strzel- Auć! — usłyszałem, jak jakiś dziwnie znajomy głos krzyczy po drugiej stronie polany.
Swoją uwagę jednak skoncentrowałem na szarżującej harpii. W mgnieniu oka poleciała tuż nad moją głowę i spróbowała ugodzić mnie w ramię pazurami. Kucnąłem i wyćwiczonym ruchem wyciągnąłem spoczywający w kieszeni Orkan. Na ten widok harpia zawahała się. Powinienem był wykorzystać tę przewagę, ale czerwone skrzydła upiora za bardzo przypominały mi przyjazną Ellę.
- Jeżeli pomożesz nam pokonać pozostałe potwory, nie skrzywdzę cię — próbowałem negocjować. — W Obozie Herosów zawsze znajdzie się wolne miejsce.
Harpia przekrzywiła głowę, jakby myśląc „Czy jedzenie zwariowało? Czemu wygaduje takie głupstwa?" i zaszarżowała. Działałem instynktownie. Może i straciłem formę przez czas spędzony w Hogwarcie, ale pamięć mięśniowa starcza na długo. Harpia dziobała i atakowała pazurami, a ja odpierałem to mieczem. Nie miałem jednak tarczy, a walka szybko mnie zmęczyła. Próbowałem się wycofać, ale potwór ugodził mnie w nogę. Powalony na ziemię przeturlałem się w krzaki, dzięki czemu harpia straciła mnie z oczy.
Zmęczony odetchnęłam kilka razy i przewiązałem zranioną nogę krawatem w kolorze Gryffindoru. Ostrożnie wyjrzałem zza mojej kryjówki. Polana przemieniła się w pole walki. Wszędzie błyskały zaklęcia, rozwścieczone potwory ryczały, a pomiędzy tym wszystkim leżał nieprzytomny Elliot. Przeciwnicy mieli przewagę liczebną, ale moi przyjaciele byli doświadczonymi wojownikami. Ann walczyła sztyletem z gorgoną, Ginny pojedynkowała się z przyjaciółką Gabriela, Hermiona pomagała zranionej Lunie, a Harry... Harry właśnie rzucił zaklęcie Expelliarmus na jakiegoś potwora.
Zakląłem pod nosem i już chciałem podbiec to gryfona, ale zauważyłem, że jeden z leżących przy mnie patyków wcale nie był patykiem, tylko różdżką. Chwyciłem ją i skierowałem na stwora walczącego z Potterem.
- Confundus! - użyłem pierwszego zaklęcia, które mi przyszło do głowy. Spowodowało, że wielki ptak o smoczym ogonie zamiast odgryźć głowę Harrego, przewrócił się na plecy. Potter wykrzyknął „Incarcerous", a potwora splątały magiczne liny.- Percy, za tobą! - krzyknęła Annabeth.
Błyskawicznie odwróciłem się z Orkanem w prawej dłoni, a różdżką w lewej. Tym razem, gdy harpia zaatakowała, nie wahałem się - spiżowe ostrze przeszyło jej wielkie skrzydło i kobieta-ptak obróciła się w proch.
Przez tę krótką chwilę strony odwróciły się. Ron podtrzymywał Hermionę, której nogi dziwnie przypominały rozgotowane spaghetti, podczas gdy sam na daremno starał się odeprzeć ataki wielkiego pająka. Chciałem rzucić się im na pomoc, ale wtedy zobaczyłem... o Bogowie... Annabeth unosiła się kilka stóp nad ziemią skręcając się z bólu, podczas gdy Sherry celowała w nią różdżkę. Wsparłem się na Orkanie, czując jak gotuje się we mnie krew. Potwory? Spoko. Źli czarodzieje? Też spoko. Ale atakowanie Annabeth? Nie, nie spoko.Zacisnąłem powieki i skupiłem się na rzekach, które przepływały przez tę puszczę, na jeziorze przy błoniach i na morzu którego — jak kiedyś powiedziała mi nimfa wodna — byłem częścią. W głowie mi szumiało, gdy skierowałem swoją różdżkę na ziemię i wypowiedziałem urok.
Woda była wszędzie. Wystrzeliła w górę, niczym małe gejzery dusząc naszych przeciwników i dając przewagę przyjaciołom. Rzuciłem się do przodu, utykając w stronę Ann. Zaklęcie przestało działać, gdy strumień wody przewalił jej przeciwniczkę i teraz Annabeth leżała na ziemi. Oddychała płytko, a jej prawa ręka była nienaturalnie wygięta. Zanim zdążyłem zrobić cokolwiek by jej pomóc, usłyszałem krzyk Luny Lovegood.
- Elliot!
Krukon przebudził się z omdlenia i teraz trzymał w ręku przemoczoną stronę, z przerażającym entuzjazmem czytając inkanację.
A potem usiadł na nim wielki pies. Siedzący na jego grzbiecie Nico Di Angelo i Will Solace przybili piątkę, po czym syn Hadesa spojrzał na mnie i Ann z czymś na kształt uśmiechu.
- Annabeth, Percy. Nareszcie was znaleźliśmy.
to be continued
tak, żyję
zostało się już tylko 2, 3 rozdziały do końca, wow
btw jestem pierwsza w #percyjacksonwhogwarcie xd
idk czy zauważyliście ale dziś troche krócej
ale następna część za to już w przyszłym tygodniu
jak znosicie kwarantanne? mam nadzieje że wy i wszyscy wasi bliscy macie się dobrze
xoxo

CZYTASZ
olimpijscy czarodzieje
FanfictionSądzisz, że po pokonaniu Gaji i Sami Wiecie Kogo herosi i czarodzieje wreszcie będą mieli spokój? Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz... Annabeth i Percy (nie do końca z własnej woli) udają się do Hogwartu, w którym przeżyją (albo i nie ) wiele n...