Rozdział 11

203 12 12
                                    

Miłego czytania ;)

****************

Lekko frunęłam przemieszczając się w nieznanym kierunku. Moje ręce i nogi swobodnie zwisały, a głowę podtrzymywała gorąca i twarda powierzchnia.

Nagle zaczęłam spadać. Próbowałam się ratować, jednak nic to nie dało. Moje wszystkie bezwładne kończyny, nie drgnęły nawet na milimetr.

- Ciiii. – Do uszu dobiegł przyjemny szept. Zmysłowe pomrukiwanie sprawiło, że zapadłam w błogi sen.

***

Ból rozsadzający moją czaszkę obudził mnie przed samym południem. Każdy szmer, powiew wiatru na dworze, nawet bzyczenie muchy w pokoju, było jak odgłos wiertarki udarowej.

- Kurde, jeszcze nigdy się tak nie czułam. – Wymamrotałam.

- Bo jeszcze nigdy się tak nie schlałyśmy. – Mruknęła przyjaciółka. Zdziwiłam się jej obecnością, bo przecież spałyśmy w oddzielnych pokojach.

Nie miałam siły otworzyć oczu. Czułam, że taka próba skończyłaby się niekontrolowanym pawiem w sedes. O ile dotarła bym do łazienki w co szczerze wątpiłam. Potrąciła bym wszystko na swojej drodze, tracąc przy tym zdrowie, a może nawet i życie. Nie. To zdecydowanie nie był dobry pomysł.

- Masakra. Jak my w ogóle znalazłyśmy się w łóżku? – Jęknęłam. Ciekawiło mnie jakim cudem dotarłam do sypialni, szczególnie, że ostatnie co pamiętałam, to trzecia butelka otwierana przez Anię. Oczywiście po tych dwóch otworzonych przeze mnie.

- Myślałam, że ty mnie tu przyniosłaś. – Zachichotała cichutko.

- Powaliło cię? Myślisz, że była bym w stanie przytaszczyć cię tutaj? – Zakpiłam i wcisnęłam głowę pod poduszkę słysząc niewiarygodnie głośny dzwonek do drzwi. - Weź to przycisz do cholery. Wwierca mi się w mózg. Błagam wyłącz to. – Jęczałam w materac.

Ktoś dzwonił i dzwonił.

- Idź otwórz.

- Ty idź. – Pisnęła stłumionym głosem.

- To twój dom, a ja jestem gościem więc mi nie wypada. – Próbowałam się bronić. Nie miałam siły na przechadzki.

- Pozwalam ci ten jeden raz czuć się jak u siebie. No idź. Ja będę rzygać. – Pognała do łazienki.

Chcąc nie chcą musiałam ruszyć swoje skacowane cztery litery.

- Czego? – Zawarczałam otwierając drzwi wejściowe i widząc w nich Dawida. W czarnej koszuli idealnie pasującej do jego czekoladowych oczu, kilkoma rozpiętymi górnym guzikami i idealnie skrojonym czarnym garniturze, był jeszcze przystojniejszy niż ostatnio.

W tej chwili pożałowałam, że przynajmniej nie spojrzałam w lustro sprawdzając jak wyglądam, ale zapewne nie było co oglądać. Po alkoholu zawsze był ze mnie obraz nędzy i rozpaczy.

- Ugh. Chyba było grubo. – Pomachał ostentacyjnie dłonią przed nosem, odganiając zapewne odór trawionego przez mój żołądek alkoholu.

- Wyostrzył ci się dowcip, jak jednorazowa żyletka po kilkukrotnym użyciu. – Zadrwiłam wracając do środka. 

Podążył za mną.

- Udało się? – Napadła go Anka przy wejściu do salonu.

Wyglądała dużo lepiej niż ja. Nawet chyba zdążyła wziąć szybki prysznic. Podeszłam nalać sobie czegoś do picia, bo suszyło jak cholera.

- Tak. Załatwione.

- Jak to? – Głośno przełknęłam łyk wody spoglądając na mężczyznę opartego o wyspę kuchenną.

- Tak to. – Bąknął pod nosem.

- Może byś się wysłowił? – Zirytowałam się. – Ja tu czekam jak na szpilkach na wiadomości czy Karl da mi w końcu spokój, a ty przychodzisz i nawet nie raczysz nic powiedzieć? – Wrzasnęłam.

- Tak, czuć było jak czekałaś. Na dwa metry waliło od ciebie tanim winem.

- Ej koleś. Tylko nie tanim. – Odezwała się urażona Anka.

Ona kupowała to wino, więc wiedziałam, że było z wyższej półki. Ciągle powtarza „Jak się urżnąć, to na bogato."

- Dobra już niech wam będzie. A wracając do sprawy, kompletnym idiotą był twój były.

- Jak to był? Czy ty go? – Aż zrobiło mi się ciemno przed oczami.

- Spokojnie, na szczęście nie musiałem go zabijać. – Nieprawdopodobne z jaką łatwością to powiedział. Jakby twierdził, że pięknie świeci słońce.

- Dawid zlituj się. Nie widzisz, że dziewczyna zaraz mi tu zejdzie na zawał? – Jęknęła przyjaciółka chcąc ponaglić do mówienia.

- Już mówię. Pojechałem pod wasz adres.

- Nie nasz. – Syknęłam wściekle.

- Dobra. Pojechałem pod wskazany adres. Lepiej? – Spojrzał na mnie, uśmiechając się wrednie. – Zorientowałem się, że kolesia tam nie ma więc kolejnym celem był warsztat. Nie myliłem się. Zastałem go znęcającego się nad twoim ukochanym. – Moja panika rosła w zastraszającym tempie. – Musiałem się upewnić czy jest sam i na jego niekorzyść był. Wszedłem tam i delikatnie mówiąc, spuściłem mu wpierdol. – Uśmiechnął się tryumfalnie. – Powiem ci jedno piękna, pizda z niego. Wyżywał się na bezbronnym kolesiu, nękał i groził tobie, a z prawdziwym mężczyzną bał się nawet gadać. Gdy tylko mnie zobaczył zaczął uciekać, ale nie ze mną te numery. Wytłumaczyłem mu, że ma dać ci spokój i więcej cię nie nachodzić bo skończy w piachu.

- I myślisz, że to pomoże? – Prychnęłam spanikowana nie wierząc, że Karl po prostu odpuści.

Nie chciałam jego śmierci, ale chyba wolała bym, aby zniknął na zawsze. Wiedziałam, że tak łatwo nie odpuści. To nie w jego stylu.

- Myślę, że nie powinien robić więcej problemów. Znam takie typy i wiem, że się przestraszył i da ci spokój.

- Obyś miał rację. – Powiedziałam nie za bardzo przekonana jego słowami.

- Widzisz kochana. Nie ma się czym martwić. – Ania przytuliła się do mnie. – Jak możemy się odwdzięczyć za pomoc? – Zwróciła się do Dawida.

- Skoro już was uwolniłem od problemu, to może się czegoś napijemy? Trzeba oblać odzyskanie twojej wolności Oliwio. – Powiedział, lubieżnie akcentując moje imię. Aż mnie dreszcze przeszły.

- Nie, tylko nie alkohol. – Jęknęłyśmy jednocześnie z przyjaciółką, po czym wszyscy zaczęliśmy się głośno śmiać.

- W takim razie może być sama kawa. – Opanował się na tyle by powiedzieć.

- No dobra, a teraz na poważnie powiedz jaka będzie cena za twoją pomoc? Bo jakoś nie wierzę, że tylko kawa wystarczy. – Spojrzałam na niego siadając na kanapie. Zajął miejsce naprzeciw w fotelu.

- Powiedzmy, że nie lubię takich dupków. Więc to była dla mnie czysta przyjemność. Jesteśmy kwita. – Rozpostarł się wygodnie spoglądając na mnie tańczącymi ognikami w oczach.

Facet powoli i zmysłowo taksował mnie wzrokiem od góry do dołu. Rozum podpowiadał, że nic z tego dobrego nie będzie, ale mój zdradziecki organizm miał inne zdanie. Poczułam gorąco rozlewające się po całym ciele i cichy głosik z tyłu głowy, który podpowiadał mi różne ogniste scenariusze. 

Tak, to byłam cała ja. Wszystko żyło swoim życiem: rozum, serce i ciało. Nic nie szło w parze. Co często wpędzało mnie w kłopoty. 

I zapewne nigdy się to nie skończy...

Marzenia to nie wszystko ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz