Kiedy byłem jeszcze małym mechem, rodzice opowiadali mi niesłychane historie o naszej planecie, jej przeszłości i legendach, które z biegiem lat okazały się być prawdą. Zawód taty, choć może ciężko to sobie wyobrazić, stał się dość przydatny, kiedy to jemu przyszło kłaść mnie do kapsuły i opowiadać mi bajki na dobranoc, a choć historie mecha były dość nietuzinkowe, czasem wręcz przerażające, lubiłem ich słuchać, choćby po to, by przetestować moją własną odwagę.
Potem zawsze budziłem się w nocy, przerażony koszmarem, jaki mnie nękał i wołałem po matkę, bo tylko przy niej czułem się dość bezpiecznie, by ponownie zamknąć optyki.
Jako dziecko bałem się potworów, zwłaszcza tych z opowiadań Oriona. Miałem wrażenie, że czyhają na mnie za rogiem, obserwują w milczeniu i tylko czekają, by zaatakować. Ale wtedy to były tylko zmyślone stwory, wytwór mojej bujnej wyobraźni; do pokonania ich wystarczyło zaledwie spojrzeć na świat z szerszej perspektywy – w długich szponach dostrzec połamane fragmenty szyldu, a w przerażającej, monstrualnej wręcz sylwetce stos zepsutych sprzętów, przeznaczonych na złom.
Teraz potwory nie są fikcją – one istnieją, mają imię i formę; nie poprzestaną, aż nie osiągną tego, na czym im najbardziej zależy. A zawsze zależy im na tym samym... destrukcji wszelkiego dobra.
Kiedy byłem małym mechem, bałem się potworów. Teraz? Teraz niewiele się zmieniło.
Wszystko dookoła ogarniała ciemność, ale mimo tego, że niczego ani nikogo nie widziałem, wiedziałem, że nie byłem tam sam. Dosłownie czułem na sobie jego mrożące energon w żyłach spojrzenie, słyszałem niewyraźne szepty – słowa, jakby w innym języku, których nie mogłem zrozumieć. On tam był i czekał aż wykonam pierwszy ruch, jak zawsze.
Wyciągnąłem więc rękę przed siebie i dzięki chwili skupienia, cała dłoń zajęła się jasnym, przyjemnym ogniem. Niewielkie iskierki przeskakiwały pomiędzy palcami, a czerwone języki zdawały się piąć coraz to wyżej. To niewielkie źródło światła starczyło, bym go zobaczył – wielkie monstrum, przypominające nieco Tytana, jednak będące czymś o wiele gorszym, niebezpieczniejszym i mroczniejszym. Jego zbroję pokrywała rdza, a ostro zakończone elementy stawały się tępe, jakby z biegiem lat faktycznie się starzał, mimo że nie miał prawdziwego, fizycznego ciała. Dwa długie rogi, jakie wystawały z hełmu stworzenia, zawsze niepokoiły mnie najbardziej. Przypominały mi wizję ziemskiego diabła, który – według ludzi – jest złym, upadłym aniołem i królem piekła. Ten potwór, przed którego obliczem właśnie stałem, spokojnie mógłby nosić takie tytuły, jednak my mamy dla niego o wiele krótsze określenie.
Nazywamy go po prostu Siewcą Chaosu. Unicronem.
Zrobiłem krok do przodu i w momencie tego pożałowałem. Monstrum otworzyło swoje fioletowe optyki, a tajemnicza, wręcz mistyczna energia, pochodząca dosłownie znikąd, a jednocześnie i zewsząd, poraziła moje ciało z taką siłą, że w momencie padłem na kolana. Ból przedostawał się w każdy, nawet najmniejszy zakamarek ciała, od głowy aż po stopy, a mimo moich usilnych prób, nie mogłem nie krzyczeć. Agonia, jakiej doświadczałem, nie mogła się równać niczemu innemu, żadnym torturom, tak fizycznym, jak i psychicznym. To było wręcz... nie do przeżycia.
Stworzenie śmiało się zwycięsko, widząc, jak kulę się pod nim z bólu, który z każdą kolejną chwilą robił się coraz to gorszy. Naprawdę chciałem zacisnąć zęby, podnieść się i pokazać potworowi, że nie jestem tak słaby, jak mogłoby mu się wydawać, ale gdy tylko udawało mi się zaprzeć na dłoniach, kolejna fala tej dziwnej energii atakowała moje ciało. Czułem się bezsilny, bezużyteczny, ale przede wszystkim... byłem przerażony.
CZYTASZ
PREDACONS RISING
Fanfiction"Znam cię, Ace. Wiem, że zawsze robisz wszystko, by nikomu nic się nie stało, by wszyscy byli bezpieczni, ale... nie możesz ochronić wszystkich. Ale muszę spróbować" 🐲🐲🐲 Cybertron został ożywiony, al...